Pogrzeb Wisławy Szymborskiej był głośnym wydarzeniem medialnym, szeroko komentowanym od prawa do lewa. Politycy, ludzie kultury, artyści i zwykli obywatele szafowali wielkimi słowami. Wandzie Nowickiej Wisława pomyliła się z Wisłocką, za co została zrugana przez całe społeczeństwo – ale czy to właśnie nie wicemarszałkini jest prawdziwym obrazem tego, jak widzimy zmarłą, która dziś obchodziłaby swoje urodziny?
Po wpisaniu w wyszukiwarkę "śmierć Szymborskiej" wyskakuje ponad 2 miliony haseł, po wpisaniu "poezja Szymborskiej" ponad dziesięć razy mniej. Laureatka nagrody Nobla nigdy nie zabiegała o zainteresowanie, w swoim życiu udzieliła jedynie czternastu wywiadów. Żyła skromnie, była pogodna – taką ją zapamiętamy. Miła, urocza starsza pani, która "wielką poetką była".
W związku z urodzinami laureatki Nobla została wznowiona jej biografia napisana w 1997 przez Joannę Szczęsną i Annę Bikont - "Pamiątka rupieci". Autorki uzupełniły książkę o nowe fakty, kończąc lekturę śmiercią bohaterki. Pozycja z pewnością sprzeda się, gdyż wspomnienia o tak wybitnej postaci na pewno będą ładnie prezentowały się na półce obok wspomnień o polskim papieżu czy Chopinie.
Co poza uroczystą żałobą, wpisami kondolencyjnymi, ogólnym smutkiem i telewizyjnym poczuciem straty wynieśli z tej śmierci Polacy? Czy nasze opłakiwanie wybitnych postaci nie sprowadza się do ponurej celebracji ich śmierci i "odfajkowaniu" na liście spraw obowiązkowych wspominki o tym, że Szymborska wyglądała "tak sympatycznie" i była "taka miła"? Ile osób zajrzało dobrowolnie do jej poezji, przeczytało ją ze zrozumieniem, a nie pod przymusem polonistki w liceum?
Sama Szymborska o swoim życiu mówiła niewiele, a jak już, to dzieliła się uroczymi anegdotkami i dowcipami. Na sprawy poważne rozmawiała rzadko, nigdy nie aspirowała do bycia autorytetem, specjalistką od wszystkiego, nie chciała mieć fanów, tylko czytelników. Swoje przemyślenia zawierała w wierszach, w tym, w czym czuła się najpewniej. To tam między wersami można odnaleźć prawdę o jej życiu, a także próbę rozgrzeszenia z szesnastu lat spędzonych w PZPR, którą od zawsze wypominali jej prawicowi ideolodzy.
Pisała prostym językiem o poważnych sprawach, jej twórczość nie jest trudna w odbiorze dla przeciętnego czytelnika, lecz ciągle nie jest przez niego doceniana. Wpisuje się to w cały nurt odwrotu od literatury - czyta się coraz mniej, a poezja jest na szarym końcu zainteresowań resztki czytelników. Co innego rocznice i związane z nimi obchody, gdy cała Polska wyznaje miłość do swoich wieszczy. Szymborska odeszła niedawno, więc nie miała jeszcze, poza swoim pogrzebem i Noblem w 1996 roku, szansy aby zaistnieć w mass mediach.
Przez cały okres od jej śmierci w lutym tego roku pojawiła się na świeczniku tylko w jednym kontekście – pretensji, jakie zgłaszał jej wieloletni sekretarz Michał Rusinek do słowa "witam" w mailach. Wtedy zarówno tłumacz jak i sama poetka znaleźli się w rubrykach towarzyskich i działach "znani i lubiani". Możemy sobie tylko wyobrazić jej zakłopotanie całą tą sytuacją, gdyby jeszcze żyła.
Lubiana, owszem. Przytłaczająca większość deklaruje się jako entuzjaści twórczości Szymborskiej. Ale czy znana? Z pewnością kojarzona i sympatyczna, ale zajrzyjmy na nasze półki i zastanówmy się ile znajduje się na nich tomików Wisławy. I czy krytyka Nowickiej i jej lapsusu ma potwierdzenia w naszej wiedzy dotyczącej Wisłockiej… Szymborskiej!