Na dotkniętym nawałnicami Pomorzy nadal nie ma prądu, a skutki kataklizmu muszą usuwać sami mieszkańcy. Organizują zbiórki, dożywiają strażaków i pytają, gdzie jest wojsko oraz rządowa pomoc. Do pracy rękawy zakasał też szef klubu parlamentarnego PO Sławomir Neumann. Pochodzący z Pomorza polityk na własną rękę stara się pomóc w koordynacji służb, bo nikt z szczebla centralnego się tym nie interesuje. - To jest jakiś obłęd - mówi w rozmowie z naTemat.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Czy rzeczywiście jest tak jak piszą internauci? Ludzie są pozostawieni sami sobie?
Sławomir Neumann, szef klubu parlamentarnego Platformy Obywatelskiej: Rozmawiałem ze starostami z Bytowa, Chojnic i Kartuz. Tam są te gminy najbardziej dotknięte skutkami żywiołu. Dzisiaj w Rytlu walczą o to, żeby Brda nie wylała, bo drzewa leżą w rzece. Po wczorajszej naszych apelach - starostów i posłów - pojawiło się wojsko, ale tylko grupy rozpoznawcze. Nie ma absolutnie żadnej koordynacji. Nie ma szacowania strat, wypłacania odszkodowań.
Za naszej kadencji od razu następnego dnia te 6 tys. zł było przesyłane poszkodowanym. Starosta z Chojnic rozmawiał z wojewodą i dowiedział się, że te komisje przyjadą prawdopodobnie pojutrze. Starosta z Kartuz, gdzie jest ośrodek z dziećmi niepełnosprawnymi, mówiła mi, że ktoś przyjdzie szacować straty do końca tego tygodnia. Jak my to robiliśmy, to firmy ubezpieczeniowe - nawet te prywatne - były postawione na baczność, a wypłaty pierwszych pieniędzy były natychmiast.
Tu brakuje ciężkiego sprzętu, zaangażowania sił spoza powiatów. Oni sobie sami tam wzajemnie pomagają. Rozmawiałem z posłem Stanisławem Lamczykiem, który jeździł po tych miejscowościach, który mówił, że najbardziej wspierają się sami mieszkańcy. Przynoszą agregaty, ale ciężkiego sprzętu jest za mało.
Też właśnie czytałem, że strażakom przynoszą żywność okoliczni mieszkańcy, bo i nimi nikt się nie interesuje...
Działają Ochotnicze Straże Pożarne, Państwowa Straż Pożarna, ale nie ma w ogóle reakcji całego kraju. A tutaj jest roboty na parę miesięcy! Przykład? Sulęczyno jest odcięte nie tylko od prądu, ale i sieci komórkowej. Po prostu padły maszty telefonii. Oni są odcięci od świata. Rytel walczy z pogodą, bo może za chwile być zalany!
MON poinformowało, że Antoni Macierewicz właśnie podpisał decyzję o interwencji żołnierzy na rzece Brdzie. Kiedy się tam pojawią, jednak nie wiadomo.
To po apelach samorządowców, lokalnej społeczności i naszej i na skutek tego, że starosta zaczął się awanturować. Wysłali dzisiaj "czujki", by sprawdzić, czy w ogóle warto się tam angażować.Jednak to jest tylko po to, by oczyścić koryto rzeki, bo podnosi się woda. Jednak masa roboty jest w lasach. Trzeba postawić słupy energetyczne i dostarczyć ludziom wodę pitną. Po co powoływano Wojska Obrony Terytorialnej? Przecież jednym z głównych zadań tych jednostek jest pomoc przy klęskach żywiołowych i usuwaniu ich skutków. Tymczasem oni sobie dzisiaj trenują defiladę. To jest jakiś obłęd.
Co w takim razie trzeba zrobić natychmiast?
Brakuje koordynacji. Minister Błaszczak jest na urlopie, nawet się na pół dnia nie pofatygował, by zobaczyć jak wygląda sytuacja. Po wypadku premier Szydło wychodził od razu i mówił, kto jest winny, a teraz się opala. Tymczasem ludzie nie mają wody i prądu. Wojewoda nie wybrał się jeszcze do Kartuz, pytają tylko telefonicznie, jakie są straty. To jest niespotykana rzecz. Musi być koordynacja z poziomu centralnego. Musi być minister ,który wydaje polecenia wojsku, straży, firmom energetycznym, które brzmią "do roboty!".