
Te słowa padły ot tak, mimochodem. Jakby wypowiadający je płk Sławomir Kocanowski w ogóle nie zauważył, że jest coś nie tak. Że chyba właśnie ujawnia tajemnicę. A przecież wyznał chyba, jaki jest ukryty cel powołania przez Antoniego Macierewicza Wojsk Obrony Terytorialnej. Jak się okazuje to obserwowanie przez "terytorialsów" tego, co... robią sąsiedzi.
REKLAMA
Wywiad ukazał się w prasowym organie o. Tadeusza Rydzyka, czyli w "Naszym Dzienniku". Gazeta wyjątkowo przyjazna Antoniemu Macierewiczowi najpewniej chciała wypromować to, co jest dumą szefa MON, czyli Wojska Obrony Terytorialnej. O zadaniach tzw. terytorialsów opowiadał płk Sławomir Kocanowski, świeżo powołany dowódca 1. Podlaskiej Brygady Obrony Terytorialnej im. płk. Władysława Liniarskiego ps. "Mścisław". I jak zapowiedział, jego żołnierze "będą prowadzili rozpoznanie także w swoim otoczeniu, tam, gdzie mieszkają, pracują. Będą widzieć, kto przybywa, co robi".
To się dzieje tak samo naturalnie, jak każdy z nas obserwuje wprowadzającego się sąsiada: kto to, jaka rodzina, jaki samochód itd.
I pułkownik gładko przeszedł do tego, jakim dla niego wyzwaniem jest kierowanie "terytorialsami" właśnie na Podlasiu, które jest zróżnicowane etnicznie i religijnie. – Jest to dla mnie wyzwanie. Sam pochodzę z Pomorza Zachodniego i ta specyfika Podlasia jest dla mnie nowa, muszę się pewnych rzeczy uczyć – wyjaśnił.
Trudno nie odnieść wrażenia, że pan pułkownik powinien nauczyć się czegoś jeszcze: iż to, co mówi, pachnie powrotem do przeszłości. Takiej, która powinna zostać tylko na kartach historii. Ale cóż – skoro dziś twarzą zmian w polskim prawodawstwie jest były PRL-owski prokurator, to chyba nie powinno to już dziwić.
