
Przesłana grafika była elementem kampanii marki Tiger w mediach społecznościowych, ale podjęliśmy decyzję o zaprzestaniu tej formy komunikacji. Wszystkie posty umieszczone na profilach społecznościowych zostały usunięte. Zakończyliśmy też współpracę z Agencją J. Walter Thompson (JWT), odpowiedzialną za obsługę naszej marki w mediach społecznościowych i przygotowanie tej kampanii.
Gdzie przebiegają granice
Pytamy specjalistów od marketingu o granice, których nie należy przekraczać nawet w reklamie. Strateg Marcin Kalkhoff post Tigera nazywa "wulgarnym", ale zauważa, że "rezonuje" z grupą docelową, choć on nie jest zwolennikiem tego typu narracji. – Nie trzeba prowokować, nie trzeba być wulgarnym. To przesadna dosłowność, a nie inteligentny humor – wytyka Kalkhoff. Monika Czaplicka, właścicielka agencji Wobuzz, na widok reklamy Tigera ciężko wzdycha. I od razu podkreśla, że nie należy do grupy docelowej tego produktu. – Nie bawią mnie żarty o lodach, smoleńsku, seksie ani kołczanie prawilności. Mogę więc tylko przypuszczać, że grupą docelową, generalnie, byli młodzi chłopcy, o raczej tradycyjnych poglądach – zauważa Czaplicka.
Innymi słowy posty, takie jak o Powstaniu Warszawskim przekraczają granicę, bo są źle odbierane przez grupę docelową. Poza tym standardowo: prawo, etyka. No i oczywiście pytanie o dobry smak. To co dla jednych jest niesmaczne, bo jest np. przejawem gwałtu, dla kogoś może być świetnym żartem. Granicą jest więc chyba "ogólna populacja" – jeśli większość widzi problem, to pewnie przekroczyliśmy granicę.
Marki chcą być niegrzeczne
Właściciele marek, by się wyróżnić, by zaskoczyć i trafić czasem do bardzo młodej grupy docelowej, robią rożne głupstwa. Teraz pora na kilka przykładów ze świata. Ten sprzed kilku miesięcy. Rosyjski Burger King w swojej reklamie wykorzystał wizerunek dwukrotnie zgwałconej 17-letniej Diany Szurygin. Na plakatach restauracji pojawiła się kanapka, a tuż nad nią sylwetka dziewczyny i dopisek: "Druga za darmo", "To nie potrwa długo".