
Dla każdego sprawa jest jasna – to Niemcy rozpoczęły II Wojnę Światową agresją dokonaną 1 września 1939 roku. Ale wszyscy też pamiętają, co stało się 17 września. Tego dnia, na mocy Paktu Ribbentrop - Mołotow, od wschodu Polskę zaatakował Związek Radziecki. To przypieczętowało los kampanii wrześniowej i los naszego kraju na długie lata. Od Niemiec, spadkobierców III Rzeszy, Warszawa chce się domagać reparacji wojennych. A od Rosji, spadkobierczyni ZSRR?
REKLAMA
Niby dlaczego te dwa kraje mają być traktowane odmiennie w kwestii reparacji wojennych? Tego chciał dociec administrator profilu "Dane publiczne" na Twitterze. Zapytał w MSZ i otrzymał właśnie odpowiedź. Wynika z niej, że reparacje wojenne ze strony Rosji polskich władz nie interesują. A przynajmniej – w ogóle nie podjęto tego tematu.
"Kwestia ewentualnych odszkodowań za straty podczas II wojny światowej nie była poruszana w rozmowach z przedstawicielami Rosji w ostatnich latach. MSZ nie posiada wiedzy o ewentualnych szacunkach dot. kwot ww. odszkodowań" – wyjaśniło ministerstwo kierowane przez Witolda Waszczykowskiego.
Wobec takiej odpowiedzi, słowa Siergieja Ławrowa o "praniu mózgów w Polsce" w antyrosyjskim duchu wydają się być bardzo mocno przesadzone.
Wśród polityków PiS w ostatnim czasie coraz głośniej mówi się o żądaniu rekompensaty za straty jakie Polska poniosła w wyniku II wojny światowej. Na słowach raczej się to skończy, bowiem wiceminister spraw zagranicznych Marek Magierowski przyznał oficjalnie, iż Polska reparacji się zrzekła. Także władze w Berlinie są przekonane, że roszczenia te są nieuzasadnione.
