Reklama.
Kabała dla początkujących, kurs jogi, trzy kroki do szczęścia, internetowy przegląd duszy i e-rachunek sumienia. Wbrew pozorom w internecie jest tyle samo duchowości,
co pornografii. Trzeba tylko otworzyć się na pewne strony i fora. W końcu każdy chce być szczęśliwy, spełniony i żyć w harmonii, tylko czasu jak zwykle za mało. Zamiast więc chodzić na kursy, wyjeżdżać do Indii czy wyciszać się na rekolekcjach, coraz częściej porad szukamy w sieci. Na szybko, na chybił trafił i natychmiast. Wiadomo, że najlepsze jest to, co działa od razu. Filmiki, w którym ekspert przemówi nam do rozumu, test rozwiązujący wszelkie życiowe problemy za pomocą trzech kilków czy poradnik harmonijnego odżywiania, przyswajany w równie szybkim tempie, jak zapominany. Po co nam to wszystko?
Łukasz, który podzielił się ze mną wypowiedzią Sadhguru, nie ukrywa, że często szuka w internecie podobnych treści. Na wypowiedź indyjskiego guru trafił przypadkowo, ale zrobiła na nim takie wrażenie, że od razu postanowił się nią podzielić ze znajomymi. –
Moim zdaniem Sadhguru dotyka istoty rzeczywistości – mówi mi Łukasz. – Jego tłumaczenie czym jest, cierpienie, miłość, świadomość, sens życia wydają się intuicyjnie spójne. Dają realne narzędzie do tego żeby radzić sobie w trudnych chwilach. Mnie jego wskazówki bardzo pomagają i wiele wyjaśniają – dodaje. Takich osób jak Łukasz jest więcej. Ksiądz Marek Poryzała, który od dziewięciu lat prowadzi portal grzechy.com, na którym można zrobić chociażby internetowy rachunek sumienia, mówi mi, że z roku na rok jego portal cieszy się większą popularnością. – Młodzi ludzie są dziś bardzo zagubieni. Boją się przyjść do kościoła, mają w sobie mnóstwo uprzedzeń i agresji – tłumaczy mi ksiądz. – W interencie pozostają anonimowi. Łatwiej tak do nich trafić – dodaje.
Czy jednak sieć jest dobrą przestrzenią do nawracania i leczenia ducha? – Nie widzę w tym nic złego – odpowiada mi Rafał Ohme, psycholog. – Oczywiście jeżeli korzystamy z niej rozważnie.
W internecie jest masa śmieci, trzeba umieć oddzielić pseudo porady i nic nie dające artykuły od wartościowych treści. Prawda jest jednak taka, że poszukując porad duchowych w sieci, tak naprawdę szukamy tylko pretekstu, który w nas wyzwoli działanie lub spowoduje przełom. Problem i jego rozwiązanie mamy w sobie, internet może być tylko katalizatorem, który nas na nie otworzy. Oczywiście nie ma co szukać w internecie rad „jak żyć”, ale można dzięki niemu znaleźć potrzebne wskazówki, które uruchomią wiedzę, którą mamy w sobie. Mając problem duchowy sięgamy po autorytety. Internet zawiera bardzo wiele treści, trzeba być ostrożnym, bo może ona być szkodliwa dla zdrowia. Dziś mało kto jest tak odważny, żeby rzucić wszystko i wyjechać do Indii w poszukiwaniu siebie, dlatego decydujemy się na interentowe substytuty. Nie widzę jednak w tym nic zdrożnego. Pod warunkiem, że jesteśmy rozważni – tłumaczy Ohme.
Ja jednak po całym dniu słuchania rekolekcji, guru i uleczania swojej duszy za pomocą testów nabieram dużych wątpliwości w skuteczność takich metod. Obawy budzi nie tylko fakt, że wszyscy, niezależnie od wyznania, obiecują mi uzdrowienie w kilka minut, ale też sama forma przekazu. Trudno zaufać anonimowym źródłom. Trudno zapytać o coś filmik na YouTubie i uwierzyć, że ankieta może mnie rozgrzeszyć. Wierzę w chwilowe ukojenie, ale nie potrafię przeżyć katharsis on line. Może nie mam problemu w sobie, może nie mam rozwiązania, albo po prostu jestem zbyt odlscholowa i bliżej mi do kościoła, niż do grzechy.com.