Nic tak nie rozgrzewa polskiej debaty publicznej jak kwestia relacji religia-polityka. Tym razem chodzi o Jana Pawła II. Zdaniem prof. Jana Hartmana jego kult urósł w Polsce do rozmiarów herezji. Ekspert opowiada też o katolicyzmie w wersji "PL".
Sugeruje pan, że kult papieża przybrał w Polsce absurdalne rozmiary…
Prof. Jan Hartman: Oczywiście, z tym się chyba wszyscy zgodzą. Mamy do czynienia z kultem jednostki, lizusostwem i strachem. Szkoły, szpitale, instytucje, ulice. Decydenci takich inicjatyw mają nadzieję na "nagrodę" lub boją się, że ktoś inny ich ubiegnie. Ludzie, którzy oddają swoje głosy na takie przedsięwzięcia w jawnym głosowaniu, boją się szykan, gdyby głosowali przeciw. To kult polityczny i oportunistyczny. Obraca się w globalne kołtuństwo, bo gdybyśmy szanowali Jana Pawła II, to nie pozwolilibyśmy sobie na to, by wycierać sobie gęby jego osobą.
To się mija z nauczaniem Ojca Świętego?
JH: Papież sam by się tego wstydził. Muszę zaznaczyć, że absolutnie nie chcę walczyć z jego legendą. Jestem za tym, żeby pomniki i nazywanie obiektów jego imieniem występowało w Polsce w liczbie i formie wyrażającej szacunek, a nie strach. Kilka ulic, kilka pomników, kilka instytucji. Ale to, co robimy, jest niczym innym niż poniżaniem papieża. Zresztą on sam w dużej mierze jest temu winny. Zezwalał na stawianie swoich pomników, czasem nawet brał w tym udział. A pamiętajmy, że jedną z przyczyn reformacji w XVI wieku było to, że papieże stawiali sobie pomniki za życia.
Polacy są heretykami?
JH: Część z nich tak, jak najbardziej. W tym karykaturalnym kulcie papież wypiera Boga. Mamy do czynienia z kultem jednostki, co można nazwać swego rodzaju herezją. Katolicy mają czcić świętych i Maryję, ale nie kosztem Boga czy Jezusa. W przeciwnym razie jest to prymitywna religijność, oparta na samouwielbieniu człowieka. Powtarzam, to poniżające – dla religii i dla ludu. Miejmy także na uwadze fakt, że kiedyś się z tym absurdem trzeba będzie zmierzyć. Proszę sobie wyobrazić co się stanie, gdy za kilkadziesiąt lat będziemy musieli rozbierać te pomniki, zmieniać nazwy tych ulic. Młodzi nie będą chcieli tego przejąć i się z tym utożsamiać. To wywoła masę konfliktów.
Polscy katolicy boją się ostracyzmu? Trzeba się albo twardo zadeklarować co do swojej wiary lub siedzieć cicho i nie wychylać się?
JH: Fundamentalizmu w polskim katolicyzmie jest niemało. Ma to swoje źródło w chrześcijańskim gnostycyzmie z czasów starożytnych. Gnostycy widzieli świat dwubiegunowo, czarno-biało: my – dobrzy, prawi i szlachetni, oraz oni – słudzy szatana. Stąd w chrześcijaństwie diabły i egzorcyzmy, potem heretycy, a w czasach nowożytnych – Żydzi, masoni, bolszewicy i liberałowie. Po tylu wiekach ten manicheizm wciąż się w prymitywnych formach katolicyzmu utrzymuje. Dla wielu wciąż jest fundamentem wrażliwości religijnej. Dodam też, że polska odmiana katolicyzmu jest bardzo nietypowa. Próżno szukać podobieństw na zachodzie. Jesteśmy trochę takim religijnym skansenem. To, co 50 lub 100 lat temu było normalne w Niemczech czy Francji, teraz spotykamy u nas.
Co dzieje się z Kościołem? Wstyd się do niego przyznać, czy trzeba być "faryzeuszem"?
JH: „Faryzeusz” jako symbol hipokryzji i skostnienia to słowo z wczesnochrześcijańskiego języka propagandy. Jezus jako dobry Żyd miał odwagę piętnować wady swych rabinów – biorąc z niego przykład katolicy też powinni znaleźć odwagę, by krytykować „faryzejskie” cechy swego Kościoła. Faryzeusze stanowili najsilniejszy, lecz nie jedyny nurt judaizmu. To jest religia pluralistyczna – jedni rabini i wierni krytykują innych. Katolicyzm jest formalnie jednolity i wszelka krytyka jest bardzo utrudniona. A jakże jest potrzebna! Kościół dzisiejszy jest w opłakanym stanie. Obserwatorom z zewnątrz kojarzy się dziś głownie z zatrważającą liczbą afer pedofilskich i upartym ukrywaniem księży-pedofilów. Musi minąć jeszcze bardzo wiele lat, nim Kościół dzięki ciężkiej pracy i reformom będzie choć trochę szanowany. Na razie musi się zadowolić uwielbieniem katolików dla samych siebie.
Co z Polakami jest nie tak, że wciąż spierają się o kwestię religii?
JH: Spierają się o kształt katolicyzmu, o miejsce Kościoła w życiu publicznym, o rozdział Kościoła od państwa. Na Zachodzie te same spory toczono przez wojną. My mamy Kościół zacofany, anachroniczny, niewiele mniej pyszny i zabobonny niż ten z czasów międzywojnia. Bo też społeczeństwo jest jeszcze w dużej mierze zacofane. W wielu z nas wciąż tkwi gdzieś w środku pańszczyźniany chłop. Jego lęki i frustracje znajdują swój wyraz z zabobonnej wierze, w "samouniżeniu" przed panem-księdzem i w samouwielbieniu pod postacią ludowych świętych czy papieża. Jesteśmy wciąż społeczeństwem post-chłopskim, choć szybko się zmieniamy. Prymitywne więzi plemienno-religijne i strach przed obcymi powoli zastępowane są przez więzi etyczne, oparte na poszanowaniu prawa i państwa.
Polacy to katolicy z krwi i kości?
JH: Nie. Chociaż chrześcijaństwo narzucone nam siłą wydarło z naszej pamięci naszą wiarę i naszą historię sprzed 966, czyli chrztu Mieszka I, nieuświadomiona ciągłość z własną tradycją istnieje. Jakże kochamy palić ogień w święto przodków 1 listopada! Kościoła się boimy, klękamy przed jego Bogiem, bo innych już nie znamy. W głębi duszy jednak czujemy, że Bóg jest wysoko ponad Kościołem i nikt nie wie, jaki On naprawdę jest. Tak wierzy Polak. W to zaś, że Maria i jej matka były dziewicami i w inne tego rodzaju rzeczy wierzy mało kto i mało kto zawraca sobie tym głowę. Katolików godnych tego miana, czyli nie tylko chodzących do kościoła, lecz znający główne dogmaty i wierzących w nie jest w Polsce niewielu. A już takich, którzy w dodatku starają się żyć po katolicku bądź tak jak oczekują od nich biskupi – ledwie garstka. Żałuję, że nie potrafiliśmy podczas reformacji w XVI w. stworzyć własnej, polskiej podmiotowości religijnej, polskiego narodowego chrześcijaństwa, niezależnego od rzymskich nadzorców. Ale może jeszcze kiedyś to się stanie.
Byłem w Trójmieście. W Krakowie udałem się ulicą Jana Pawła II w kierunku lotniska im. Jana Pawła II. Wsiadłem w samolot, który wysadził mnie na lotnisku im. Lecha Wałęsy-Bolka. Następnie udałem się do Sopotu, kupiłem bilet za 7 zło i wstąpiłem na molo im. Jana Pawła II. Patrząc tak w dół na nasze polskie morze oddałem się refleksji nad niewdzięcznością Narodu Polskiego w stosunku do swego Największego Syna i Wybawcy. CZYTAJ WIĘCEJ