Niewierzący są w natarciu. Sprzeciwiają się katolickiej dominacji, nie chcą wierzących zdyskredytować, chcą wolnego wyboru. Pod swoją opiekę wzięli Dodę, która została skazana za obrazę uczuć religijnych. Polskie Stowarzyszenie Racjonalistów ma ambitny cel: chce naprawić sytuację w Polsce.
W jego skład wchodzi wiele wybitnych osobistości ze świata nauki np. prof. UJ Jan Hartman, dr hab. Wojciech Krzysztofiak, religioznawca z PAN. Dziś racjonaliści spotkali się i debatowali nad kuriozalną sytuacją w naszym kraju. O co im tak naprawdę chodzi, pytamy prezesa stowarzyszenia, Jacka Tabisza.
Czym zajmuje się stowarzyszenie?
Jacek Tabisz: Promujemy racjonalne myślenie. Za patrona uznajemy Woltera. Można powiedzieć, że to oświeceniowy humanizm w nowoczesnym wydaniu. Chcemy rozdziału Kościoła od państwa, lepszej edukacji dla dzieci, możliwości wyboru. Młodzi muszą wiedzieć, że są różne religie, sami muszą zdecydować, czy chcą w cokolwiek wierzyć.
Idee szczytne. Jak to się ma do rzeczywistości?
JT: Organizujemy happeningi, marsze, m.in. doroczny krakowski marsz ateistów i agnostyków. Wzięliśmy pod opiekę Pawła Hajncla, słynnego "człowieka motyla", który krytykowany był przez duchownych za to, że podczas procesji Bożego Ciała biegał w przebraniu. Wspieramy homoseksualistów, mniejszości, nawet religijne choć to absurdalnie brzmi. Walczymy o to, by w szkole lekcje religii miały alternatywę w postaci lekcji etyki. Młodym nie można narzucać wierzeń, sami muszą sobie wybrać. Promujemy też sztukę i naukę.
Wyszliście z inicjatywą "Internetowej Listy Ateistów i Agnostyków"…
JT: Tak, to nasza inicjatywa. Jest na niej zapisane 19954 osoby. Oferujemy możliwość zadeklarowania się, pokazania innym swoich poglądów, poznania podobnych do nas ludzi. Wydaje mi się, że liczba niewierzących stale rośnie. Ale powiedzmy szczerze, religia zabija logiczne myślenie.
W czterdziestomilionowym kraju 20 tysięcy ateistów nie robi wrażenia…
JT: Jest ich znacznie więcej. Ludzie są po prostu zastraszeni. Elity boją się deklarować braku religijności, wiele ich członków jest katolikami. Obawiamy się wykluczenia, dlatego głośno nie mówimy, że nie wierzymy w Boga. Czasem ktoś odważny, by uniknąć ostracyzmu społecznego staje się agresywny, zajadle kłóci się o kwestię religijności, co odstręcza innych potencjalnych ateistów.
Odprawiacie ceremonie humanistyczne?
JT: Tak. Ten trend rośnie lawinowo, to widać gołym okiem. Nie nadążamy z posługą. Ceremonia humanistyczne to rytuał, ale pozbawiony religii. Chrzest, ślub, pogrzeb. Oferujemy alternatywę dla tradycyjnych obrzędów. Takie ceremonie są silnie nacechowane indywidualnością. Celebranci w ścisłej współpracy z samymi zainteresowanymi planują takie wydarzenie, by było niezapomnianym przeżyciem.
Zaprosiliście Dodę na swoją konferencję. Macie zamiar stanąć w jej obronie?
JT: Niestety pani Rabczewska nie przyszła. Byliśmy z nią w kontakcie, ale okazało się, że nie weźmie udziału w debacie. Być może zainteresowanie medialne tematem było zbyt małe. Nie chowamy urazy. Popieramy ją, okazała dużą odwagę intelektualną. Nie sądzę, by swoje wypowiedzi obrażające "uczucia religijne" głosiła dla popularności.
Pomagacie zainteresowanym w aktach apostazji?
JT: Tak, oferujemy taką pomoc. Z tym, że nie jest to popularny trend. Około 400 osób w Polsce zadeklarowało się w ten sposób. Bierzmowanych było nieporównywalnie więcej. Dlaczego? Bo panuje przekonanie, że to tylko gest, narazić się można na niemiłe spojrzenia, nie tylko duchownych. Przecież żaden ksiądz nie będzie cieszył się, że rozmawia z apostatą. Panuje powszechne zwątpienie, że to nic nie da, w kościele i tak będą nasze dane, wyjdziemy na jakichś "zwariowanych katolików".
Asystowaliście przy apostazji Janusza Palikota?
JT: Nie, to była jego osobista inicjatywa. Z Ruchem Palikota się kontaktujemy, walczymy o świeckość. Nie możemy się z nimi związać na stałe, bo jesteśmy stowarzyszeniem pozarządowym.
Chcecie walczyć z religijnością z poszanowaniem katolików?
JT: Oczywiście. Nikt nie chce ich dyskryminować. Nic nie mamy do dorosłych katolików, póki nie robią nic złego. Każdy z nas ma wierzących w rodzinie, wśród przyjaciół. Lubimy ich i nie będziemy ich zwalczać.To o dzieci najbardziej walczymy, o edukację. Muszą mieć możliwość wyboru, muszą wiedzieć, jakie są realia, inne religie.Tymczasem ich wiara jest narzucona przez rodziców, szkoły i położenie geograficzne. Chcemy totalnego obiektywizmu. Przecież religia sama w sobie jest propagandą, nauką wiary. Religioznawstwo natomiast pokazuje problem od innej strony. Bezstronnej. Uważam, że wielu katolików da się przekonać do takiego rozwiązania.