
W tej historii chodzi nie tylko o europejskie flagi. Tu chodzi o coś znacznie poważniejszego. "Proszę państwa, to nie jest chuligański wybryk" – przekonuje warszawianka, blogerka Matylda Kozakiewicz, która na Facebooku opisuje to, co od pewnego czasu dzieje się na Żoliborzu. Otóż z domów w tej dzielnicy regularnie giną wieszane przez mieszkańców flagi Unii Europejskiej. Policja bezradnie rozkłada ręce a sprawcy czują się coraz bardziej bezkarni.
U mojej mamy na Żoliborzu kilkanaście domów ma na elewacjach wywieszone flagi: polskie i europejskie. I regularnie im te flagi giną. Po prostu są takie noce, gdy wszystkie, jedna po drugiej, znikają. Mama postanowiła w końcu flagę umocnić i przykręciła ją śrubami do metalowego uchwytu w ścianie.
I kilka dni temu obudziła się w środku nocy. Coś ją tknęło. Podeszła do okna i zobaczyła, że po drugiej stronie ulicy stoi jakiś zakapturzony facet i patrzy na jej dom. Schowała się w cień i obserwowała dalej. Nagle dwóch innych facetów, też w kapturach, podeszło do jej ogrodzenia, a jeden z nich się na to ogrodzenie wspiął, przeskoczył na posesję, wszedł po schodach na taras, wspiął się po barierce do uchwytu z flagami i wyrwał flagę europejską razem z metalowym uchwytem i tynkiem elewacji.
(...) to nie jest chuligański wybryk. To nie są pijani kolesie, którzyot tak, w ramach zabawy, ukradną sobie flagę z czyjegoś domu. To są regularne, polityczne bojówki, które w sposób zorganizowany okradają i niszczą mienie ludzi, bo im przeszkadza fakt, że należymy do Unii Europejskiej i ta przynależność jest dla kogoś ważna.
Ja nie wiem, czy w którymś momencie ci kolesie nie rzucą kamieniem w nasze okno. Nie wiem, czy nie zrobią komuś krzywdy. Już mają czelność włamywać się do nieswoich domów, nie płoszy ich krzyk, w dupie mają policję i prawo.
Jestem pewna, że dalej się będą umawiać, żeby okradać ludzi i walczyć o swoją chorą, nacjonalistyczną wizję Polski.
I to jest przerażające.
