Andrzej Duda w wywiadzie dla "Dziennika Gazety Prawnej", który ukaże się jutro potwierdza, że lawiruje między wrażeniem niezależności, a bliskimi związkami z Prawem i Sprawiedliwością. Mówi też, że cele są takie same, a różne tylko metody. To chyba nie wystarczy do uratowania Konstytucji i sądów.
– Niektórzy ludzie próbują wytworzyć takie wrażenie (konfliktu z PiS - przyp.red.). Szkodząc tyleż mnie, co Prawu i Sprawiedliwości. Różnimy się co do metod, ale nie co do celów. Zmiana musi być głęboka, ale nie musi być rewolucyjna. Nieprzypadkowo ja zawsze byłem w PiS politykiem umiarkowanym – ten cytat z prezydenta definitywnie podsumowuje to, co dzieje się od wczoraj.
I pokazuje, że oprócz innej drogi i kilku kosmetycznych w gruncie rzeczy zmian, w prezydenckich projektach chodzi o to samo, co chce osiągnąć Prawo i Sprawiedliwość. Tylko w głowa państwa stara się to osiągnąć w mniej toporny sposób. – Zapewne PiS wolałby odwołanie całego Sądu Najwyższego. Ja się na to nie godzę. Dla mnie weryfikacja Sądu Najwyższego przez prokuratora generalnego jest nie do przyjęcia, bo to rozwiązanie sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem i logiką – mówi prezydent "Dziennikowi Gazecie Prawnej".
Jednak to przysłowiowy kwiatek do kożucha w reformie SN. Co prawda, propozycja 3/5 przy wyborze członków KRS jest nie po drodze partii rządzącej,a zablokowanie odwołania całego składu Sądu Najwyższego hamuje rozpędzony pociąg, w którym siedzi Zbigniew Ziobro, jednak szczegóły rozmywają odmienność propozycji PiS-u i prezydenta. Właściwie, szczegóły te mają jeden cel: uderzyć w ministra sprawiedliwości i załagodzić spór z partią.
Otwarta pozostaje kwestia tego, czy w parlamentarnych pracach uda się coś uratować. Jednak jak pokazuje przykład innych rozwiązań, które potrafią jechać przez Sejm i Senat ekspresem, to raczej wątpliwe. A w przypadku Andrzeja Dudy nie wiadomo, czy udało się obłaskawić prezesa i w jakim zakresie prezydent zaczął budować swoje zaplecze polityczne. Tylko prawa żal.