Aparat, który wywołuje zdjęcia, przez większość traktowany jest jak pieśń przeszłości. Polaroid wierzy, że moda na takie aparaty jeszcze powróci. Czy firma powtórzy sukces, który osiągnęła przeszło dwadzieścia lat temu?
Polaroid to legenda fotografii. Aparat, który od razu tworzy gotowe zdjęcie, to niemożliwa do opisania magia, która do dzisiaj ma swoich zwolenników. Produkty tego typu w prawdzie przeżywały swoją świetność w latach osiemdziesiąty i dziewięćdziesiątych. Sentyment jednak pozostał, i to na tyle duży, że firma wraca dzisiaj z pierwotnym konceptem - fotografii instant.
Na czym polega fenomen Polaroida? – To jest takie nietypowe i coraz rzadziej spotykane dzisiaj połączenie czegoś natychmiastowego, elektronicznego z czymś fizyczny, analogowym. Dlatego Polaroid miał zawsze swoich zwolenników i dlatego Polaroid teraz wraca do łask – tłumaczy nam fotograf Rafał Milach.
– Polaroid z jednej strony daje nam natychmiastowy efekt, z drugiej strony jest fizyczny, anachroniczny, jest analogowym rarytasem, powrotem do przeszłości. Robimy zdjęcie i od razu zostajemy z fizycznym obiektem. Dzisiaj w ogóle bardzo rzadko wywołujemy fotografie. A tutaj mamy prawdziwe zdjęcie i to od razu – tłumaczy Milach.
Ten sentyment, powrót do przeszłości, widać też na naszych telefonach. Ogromną popularnością cieszą się bowiem programy mobilne do edycji zdjęć, nadające im "przestarzały" wygląd. – Stąd dzisiaj aplikacje na iPhone typu Hipstamatic czy Instagram. Pomimo, że obraz w aparatach telefonów jest coraz lepszy, coraz doskonalszy, coraz nowocześniejszy, mamy skłonność do cofania wyglądu tego obrazu w czasie, nadawania im postaci taką, jaka była w już dzisiaj zabytkowych aparatach – mówi fotograf.
Miłośnicy tego typu fotografii dotychczas inwestowali w stary sprzęt sprzed lat. W internecie można było kupić stare, przeterminowane już wkłady do wywoływania zdjęć lub dostać drogie zamienniki. Aparaty natomiast, o ile są sprawne, na aukcjach osiągają pokaźne ceny.
Specjalnie dla tej grupy odbiorców Polaroid stworzył nowoczesną wersję hitu z dawnych lat – model Z2300.
Nie jest to w prawdzie typowy aparat, jakie pamiętamy sprzed lat, ani w formie, ani w sposobie działania. Nadal odpowiada jednak sentymentalnemu wzorcowi obcowania z gotowym produktem w kilka chwil po "cyknięciu fotki". Z2300 to oryginalne połączenie nowoczesnej cyfrówki z analogowym aparatem. Mamy tutaj typowy dla współczesnego sprzętu wyświetlacz LCD oraz matryca o rozdzielczości 10 megapikseli. Ci żądni analogowego smaku znajdą coś jeszcze: drukarkę zdjęć w formacie dwa na trzy cale.
Najważniejsza cecha w tym przypadku cena. Za aparat zapłacimy w USA niecałe 150 dolarów. To, po doliczeniu europejskiego podatku i cła, powinno dać u nas cenę na poziomie 500 złotych. Trochę więcej będziemy musieli zapłacić za papier do zdjęć. Paczka 50 sztuk kosztować będzie 25 dolarów, a 30 - 15.
Polaroid zapewnia, że przyszli nabywcy będą mogli oczekiwać doskonałej jakości zdjęć. Miejmy nadzieję, że tak będzie, bo jest to kluczowy aspekt, który zadecyduje o sukcesie Polaroida dwudziestego pierwszego wieku.