
Reklama.
Co to nie miało być: Black Hawk, helikoptery bojowe i transportowe, wspólne konstrukcje polsko-ukraińskiego konsorcjum… Jakby policzyć wszystkie helikoptery, które obiecał polskiemu wojsku Antoni Macierewicz, to bylibyśmy w tej dziedzinie potęgą na miarę armii amerykańskiej. Tymczasem nie mamy ani Black Hawków, ani nic innego, a helikoptery Mi-14 które użytkują nasi żołnierze są jak skrzyżowanie zombie z frankensteinem – żywe trupy, czasem składane z kilku, na granicy śmierci technicznej.
Generał Koziej zauważa na Twitterze, że dziś właśnie mija rocznica zerwania kontraktu na dostawę nowoczesnych śmigłowców dla polskiej armii. Oficjalnie dlatego, ze oferta francuska zakładała za mały offset. Nieoficjalnie Caracale załatwił Wacław Berczyński, ten sam, który przez wiele lat pracował dla Boeinga i który wciąż jeszcze oficjalnie zasiada w sejmowej podkomisji badającej katastrofę smoleńską.
O tym, jaka jest prawda być może wypowie się w przyszłości jakaś komisja sejmowa. Póki co pewne jest to, ze nasze kontakty z Francją nie były tak złe od czasów, gdy Henryk Walezy spakował manatki i uciekł do Paryża, zabierając (zdaniem ministra Kownackiego) zestaw widelców. Tymczasem polscy żołnierze wciąż czekają na nowoczesny sprzęt.