Warunki polowe, do tego dwóch antytalentów kucharskich. A jednak udało nam się – razem z Konradem Bagińskim z Inn:Poland zrobiliśmy w jadalni naTemat własne masło. Dodajmy, że robiliśmy je pierwszy raz. Wyszło całkiem szybko, smacznie, zdrowo i całkiem niedrogo.
Pomysł w naszych głowach wykiełkował całkiem przypadkowo, przy kolejnej redakcyjnej rozmowie o tym, co "grzeje" ludzi. Nagle dyskusja zeszła na masło, które ciągle nie chce potanieć, więc wniosek był prosty – zróbmy swoje.
Szybki research w sieci i okazało się, że to całkiem proste. Ale może powiem inaczej – nic nie jest proste, dopóki tego nie zrobisz pierwszy raz. Razem z Konradem byliśmy więc pełni niepokoju. Tym bardziej, że masło robiliśmy na żywca i to dosłownie – kiedy je ubijaliśmy, kolega stał z telefonem i robił live’a na Facebooku. Jeśli nie widzieliście, możecie odtworzyć nagranie tutaj. Dla zintensyfikowania "doznań" z czytania tekstu:
Innymi słowy nie była miejsca na pomyłkę. Gdyby nam się nie ubiło, zostalibyśmy megagwiazdami internetów. Ale w tym złym kontekście.
Koniec końców wyszło świetnie. To więc jak je zrobić? Już tłumaczę. Potrzebujecie:
– śmietany. 30 proc. lub 36 proc. My w redakcji wykorzystaliśmy 36-procentową, bo ubija się szybciej. Ale "trzydziestka" też wystarczy.
– soli. Wystarczy odrobinę, do smaku, ale nie jest obligatoryjna.
– miksera. Przecież trzeba je czymś ubić. Zamiast miksera równie dobrze może być słoik, który będziemy trząść, ale to potrwa wieczność. Nada się również robot kuchenny, który będzie dużo szybszy od miksera, ale nie każdy go ma. Mikser raczej każdy. No i jest niedrogi i poręczny. Jest też wersja rodem z teledysku Donatana, naturalnie.
I to tyle! Teraz sposób wykonania:
1. Śmietanę przelewacie do wysokiego pojemnika, żeby nie chlapało przy miksowaniu. My wykorzystaliśmy 600 gramów (trzy normalne opakowania). Do smaku możecie dodać trochę soli.
2. Bierzecie mikser i miksujecie. Do skutku. Nam to zajęło około 7-8 minut, ale nasz mikser nie był zbyt mocny. Najpierw śmietana zacznie się ubijać, ale nie zatrzymujemy się na etapie bitej śmietany. Ubijamy dalej.
3. Ciągle miksujemy. Nagle zacznie się zmieniać kolor śmietany na żółty, pojawią się grudki, w końcu masło całkowicie oddzieli się od wodnistego płynu, którym jest... maślanka. Tak, robicie nie tylko masło, ale i maślankę. Jest ona rzadsza niż ta sklepowa, więc niekoniecznie nadaje się do picia, ale można ją wykorzystać choćby do ciast.
4. Masło umieszczamy na sitku. Maślanka przeleje się, a z tego, co nam zostanie, powinniśmy uformować w rękach np. kulę.
5. Nasze uformowane masło umieszczamy w misce z BARDZO ZIMNĄ wodą. To ważne, ponieważ w ciepłej wodzie tłuszcz się rozpuści. W zimnej nic mu się nie stanie, a wypłuczą się resztki maślanki. To z kolei jest ważne, ponieważ masło, z którego nie wypłuczemy maślanki, szybciej się zepsuje.
6. Masło w wodzie ugniatamy, żeby z niego wypłukiwać maślankę. Kiedy woda będzie już brudna, podmieniamy na świeżą. Płuczemy tak długo, aż woda nie będzie się barwić od naszego masła.
7. Przekładamy do jakiegoś pojemnika czy na zwykły talerz, formujemy dowolny kształt i... gotowe! Teraz warto je jeszcze trochę schłodzić, ale można już jeść.
Gotowe masło wytrzyma w lodówce ponad tydzień. Po zamrożeniu możemy je schować nawet na osiem miesięcy. Zajęło nam to w sumie koło dziesięciu minut, a nie jesteśmy specjalnie uzdolnieni w kuchni. A czy to się opłaca? I tak, i nie. Masło można kupić nawet za dwa, dwa i pół złotego na kubeczek, więc przyjmijmy, że za 6-7 złotych możemy je wyprodukować. Nam wyszło około 220 gramów, a trochę go zmarnowaliśmy. Czyli za tę cenę mamy pełnoprawną kostkę masła, a nawet trochę więcej. Masło w sklepie można kupić porównywalnie lub drożej, ale na pewno nie taniej.
Do tego jest znacznie zdrowsze, smaczniejsze... no i ta satysfakcja.