
Reklama.
– Trik jest bardzo prosty. ECR, czyli frakcja konserwatywna, w której są nasi posłowie, ma w budżecie setki tysięcy euro na spotkania i konferencje. Wystarczy ściągnąć deputowanych i można urządzić imprezę za unijne pieniądze – w ten sposób działanie wspomnianej sztuczki opisuje jeden z posłów PiS obecny na partyjnej konwencji, która odbyła się 20 czerwca 2015 roku, na której Andrzej Duda dziękował za wygraną kampanię prezydencką, a Beata Szydło została namaszczona na przyszłą premier. Jednak okazuje się, że konwencja została sfinansowana z pieniędzy, które obecna partia rządząca otrzymała z budżetu Europejskiej Frakcji Konserwatystów i Reformatorów.
Co prawda, unijne przepisy zabraniają wykorzystywania środków pochodzących z europarlamentu "do bezpośredniego lub pośredniego finansowania innych partii politycznych, w szczególności krajowych partii politycznych", jednak wystąpienia europarlamentarzystów na samym początku konwencji (zupełnie poza oficjalną częścią i praktycznie bez słuchaczy) daje alibi dla organizatorów. Przynajmniej tak usilnie twierdzą oni sami, choć pojawia się w tej sprawie coraz więcej wątpliwości.
Jak mówi jeden z działaczy partii, za "ściągnięcie europejskich pieniędzy" odpowiedzialny był Ryszard Czarnecki i Tomasz Poręba, oczywiście przy pełnej wiedzy i akceptacji kierownictwa partii. Co ciekawe, nie wiadomo ile dokładnie pieniędzy wydano na organizacje konwencji i ile z nich pochodziło z budżetu ECR. Jednak wiadomo jedno: właśnie rozpoczął się audyt w finansach europejskich frakcji w europarlamencie. Może się więc okazać, że defraudacja funduszy Prawa i Sprawiedliwości wyjdzie na jaw, co zmusi partię do oddania pieniędzy. I wskazania winnych promocji Beaty Szydło przez Parlament Europejski.
Więcej o sprawie omijania przez PiS systemu finansowania partii można przeczytać w najnowszym wydaniu "Newsweeka".