
A to Krystyna Janda z Krzysztofem Materną, a to Daniel Olbrychski, a to Mateusz Damięcki, a to Renata Kaczoruk... Wiele znanych osób wsparło lekarzy rezydentów. Jedni odwiedzili protestujących osobiście, inni swoją solidarność wyrazili w mediach społecznościowych. Dzięki temu o strajku zrobiło się znacznie głośniej, ale... Niektórzy uznali, że to może być podejrzane i zapytali, czy czasem tym protestem nie steruje jakaś agencja PR-owska.
Protest młodych lekarzy rozpoczął się ponad tydzień temu, ale społeczne zainteresowanie akcją początkowo nie było aż tak ogromne. Wiele zmieniło się w ostatni weekend. W sobotę Mateusz Damięcki na swoim blogu w naTemat napisał poruszająco o swoim wsparciu dla młodych lekarzy. "Rezydenci, możecie mieć pewność, że nie jesteście osamotnieni w tej walce" – zadeklarował, podpisując się jako "aktor, czasem lekarz (serialowy – przyp. red.), obywatel, wdzięczny i uzależniony od Was pacjent". Tego samego dnia prowadzących protest głodowy odwiedziła Krystyna Janda wraz z Krzysztofem Materną. "Nie zostawiajmy ich, tak zdeterminowanych, samych" – zaapelowała.
Nie wiem jak z resztą zawodów medycznych, ale młodzi lekarze i pielęgniarki, których znam, to w większości naprawdę fantastyczni ludzie z gigantyczną wiedzą, niemałymi umiejętnościami i ogromną pasją. Kto jak to, ale oni naprawdę zasługują żeby pracować w jak najlepszych warunkach i żeby mieć jeszcze siłę na ten uśmiech dla swojego pacjenta. Powodzenia, trzymam za Was kciuki!
Ale pojawili się też zwolennicy teorii spiskowych, twierdzący, że to niemożliwe, aby nagle tylu celebrytów ujęło się za rezydentami.
Żenujący protest ludzi chcących na specjalizacji (na rezydenturę łapią się wybrani) zarabiać dużo – a fortunę będą zarabiać po jej ukończeniu – minimum 15 tys. (100-200 zł za wizytę - kto korzysta ten wie). I jeszcze ta "perfekcyjna" robota agencji PR-owej opiekującej "protest" – koszulki, zdjęcie "ofiary" głodówki, kilka miłych, przyjemnych twarzy głodujących wytypowanych do aktywności medialnej. I jeszcze pożyteczni idioci angażujący się w to, bo jest skierowane przeciwko PiS-owi. Myślcie, ludzie!!! PiS dla mnie to parafszystowska dyktatura, ale "autorytety": jeśli będziecie popierać taki akcje - to tym lepiej dla kaczystów.
Najpierw popytałem dziennikarzy, którzy od lat zajmują się zdrowiem i im wydaje się to bardzo mało prawdopodobne. Fakt, młodzi lekarze radzą sobie świetnie w mediach społecznościowych, ale to właśnie dlatego, że są młodzi. Dla nich social media nie mają żadnych tajemnic i sami to wszystko ogarniają. – "Dorosły" OZZL (Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy - przyp. red.) im pomaga, trochę izby lekarskie, w izbach, owszem, są fachowcy od PR, ale nie przeceniałabym ich. Z tego, co wiem, sami to obrabiają – mówi mi dziennikarka, która na co dzień ma kontakt z lekarzami. Ale jakim cudem udało się młodym lekarzom ściągnąć do siebie gwiazdy ekranu?
Rok temu trafiłem do szpitala na nocny SOR z atakiem kolki nerkowej. Ale zanim trafiłem, zadzwoniłem na pogotowie. Po dłuższej rozmowie dyspozytor stwierdził, że nie przyśle do mnie karetki, ponieważ mi się nie należy. Polecił mi zadzwonić do lekarza nocnej pomocy, gdzie musiałem tonowo wybierać "5", "3", "7"... I tak przez kilkanaście minut. A ja już z bólu nie wiedziałem, jak się nazywam. Nie doczekałem połączenia z lekarzem.
Poprosiłem więc o pomoc mojego sąsiada, który szybko zawiózł mnie do Szpitala Bródnowskiego. Sąsiad sam poszedł, mnie zostawił w samochodzie, żebym na darmo nie chodził. Wrócił po 10 minutach z informacją, że zostanę obsłużony najwcześniej o 9 rano - przypominam - była godzina 22. Odesłano mnie wtedy do Szpitala Praskiego. I tam dopiero się zaczęło...
Ledwo chodząc, wrzeszcząc z bólu i wręcz płacząc, dotarłem stanąłem naprzeciwko okienka. W środku była pani rejestratorka i lekarka, która miała wbity wzrok w jakieś dokumenty i tylko to ją interesowało. W ogóle nie wyglądało na to, że zamierza mi pomóc. W końcu zadałem jej pytanie: "Czy pani tam jest?". A ona, nadal nie podnosząc wzroku znad tych dokumentów, odpowiedziała: "nie, nie ma mnie". Później, już leżąc na oddziale, usłyszałem od niej jeszcze: "jak się pan zaraz nie zamknie, to wyleci pan z powrotem na korytarz i tam już nikt panu nie pomoże". A ja rzeczywiście, przyznaję, przeklinałem i wyłem z bólu. „Wiem, nie było to może zbyt kulturalne, ale robiłem to kompulsywnie. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że po każdym słowie na "k..." mówiłem od razu "przepraszam", mam na to świadków :)
Wróciłem więc do kolejki w poczekalni, w której czekało kilkanaście osób. Udało mi się je uprosić, żeby mnie przepuściły i zostałem przyjęty przez młodą dziewczynę. Wydaje mi się, że była to stażystka, może rezydentka. I dopiero z jej strony spotkała mnie jakakolwiek przychylność, współczucie i jakaś doza empatii. Do dzięki niej ostatecznie trafiłem na oddział i uzyskałem odpowiednią pomoc.
I teraz, kiedy zobaczyłem akcję młodych lekarzy walczących o większe nakłady na służbę zdrowia, o lepsze warunki pracy, poczułem, że to jest właśnie ten moment, kiedy powinienem przyjąć obywatelską postawę i być razem z tymi ludźmi. Tych młodych popierać należy szczególnie, bo oni jeszcze mają szanse nie zgorzknieć, jak wielu ich starszych kolegów. Ale popierając ten protest, popieram nie tylko samych stażystów i rezydentów- także całe środowisko pracujących w służbie zdrowia.
Po tym wywodzie aż głupio było o to zapytać. Ale zapytałem Mateusza Damięckiego, czy do wsparcia akcji lekarzy rezydentów nie został zaangażowany przez jakąś agencję PR. Odpowiedział z ironią: "Za tym stoi agencja PR-owa Joanna i Maciej Damięccy. Moi rodzice. To są najlepsi PR-owcy, jakich miałem w życiu, którzy mnie tak a nie inaczej wychowali". Na wszelki wypadek, aby uniknąć nieporozumień, aktor wyjaśnił, że wprawdzie Joanna Damięcka jest jego agentem, ale agentem nie od PR, lecz od pilnowania wszystkich projektów zawodowych.
Czy ktoś młodym lekarzom "załatwił" wsparcie gwiazd? O to zapytałem też wiceszefa Porozumienia Rezydentów OZZL. Dr Damian Patecki przyznał, że w sumie to nie wie, jak to się stało, że celebryci zauważyli ich akcję, ale jest ich bardzo wdzięczny za te gesty. Podkreśla przy tym, że młodych lekarzy popierają właściwie wszystkie środowiska.
W ostatnich dniach dostaliśmy listy z wyrazami poparcia od bardzo wielu osób i organizacji: od Ruchu Narodowego po partie lewicowe. Widać, że panuje powszechne przekonanie w społeczeństwie, niezależnie od światopoglądu i sympatii politycznych: że sytuacja w ochronie zdrowia wymaga zmian.
Ale młodym lekarzom w tym starciu medialnym może nie być łatwo. Telewizja Polska właściwie zupełnie zignorowała protest (został wstrzymany z powodu planowanych rozmów z Beatą Szydło). Na portalu tvp.info, jak twierdzą rezydenci, non stop kasowane są posty wyrażające poparcie dla strajkujących. W czwartym dniu głodówki "Wiadomości" TVP poświęciły zaś temu tematowi... 54 sekundy.
"'Miliard sto milionów złotych w ciągu czterech lat trafi do lekarzy rezydentów' – zapowiada minister zdrowia. Konstanty Radziwiłł odwiedził i negocjował z protestującymi. Spotkanie jednak nie przyniosło porozumienia. Młodzi lekarze niezmiennie chcą wzrostu wynagrodzeń i nakładów na ochronę zdrowia. 'Kwoty, których domagają się rezydenci są nieosiągalne dla budżetu' – odpowiada minister".
