Odolany to największy w Warszawie plac budowy. Nowe inwestycje przy ulicach Jana Kazimierza, Ordona i kilku pomniejszych wyrastają jak grzyby po deszczu. Problem w tym, że dookoła równie intensywnie – na terenach PKP – funkcjonuje przemysł, a ulicami pędzą z zawrotną prędkością ciężarówki i betoniarki. Nabywcom obiecywano przez lata wspaniałe miejsce do życia, ale PKP ani myśli rezygnować z wynajmu terenu. Choć umowa była inna. – Chcemy, żeby zdanie mieszkańców było brane pod uwagę. Nie oczekujemy cudów, ale chcemy, żeby miasto rozwijało się z jakimś planem – mówi w rozmowie z naTemat Andrzej Nitecki, jeden z mieszkańców dzielnicy.
Słyszeliście o Odolanach? To w skali Warszawy wciąż niewielkie osiedle, ale mimo wszystko intensywnie rozwijające się. Nie ma w tym jednak nic dziwnego. To przecież gigantyczny teren w sercu stolicy, dawniej gęsto zabudowany obiektami przemysłowymi. Przez wiele lat siedzibę tutaj miały choćby zakłady Ludwika Waryńskiego.
Kiedy wielki przemysł upadł, zainteresowali się nim – a jakże inaczej – deweloperzy. Dlaczego? Wystarczy spojrzeć na mapę. Nie ma drugiego tak dużego wolnego terenu w Warszawie tak blisko centrum. A przecież każdy chce mieszkać blisko centrum. Złoty interes. I zaczęło się, a właściwie trwa do dzisiaj. Bo intensywna zabudowa osiedlami mieszkaniowymi trwa. Jeden blok stoi, a po drugiej stronie trwa budowa. Z jednego okna widzisz inne osiedle, ale z kolejnego – trwającą budowę.
Tego się jednak pewnie każdy spodziewał z nabywców. Że przez najbliższe kilka lat będzie mieszkać na placu budowy. To, czego nikt się nie spodziewał, to nieustępliwość kolejarzy, którzy wbrew początkowym zamierzeniom ani myślą wycofywać przemysłu z tego miejsca. Bo Odolany to w dużej mierze tereny Skarbu Państwa, ale najwięcej do powiedzenia ma tam PKP. Spójrzcie na zdjęcie satelitarne. Odolany to bloki, ale w dużej mierze gigantyczna bocznica kolejowa. Dostosowana do potrzeb ciężkiego przemysłu. Dlatego chętnych do wynajmowania terenów od kolejarzy nie brakuje.
To właśnie przemysł rodzi problemy całej dzielnicy. Ulice są rozjeżdżone i zapylone szkodliwymi substancjami, ciężarówki i betoniarki pędzą jedna za drugą, a normy dotyczące czy to hałasu, czy np. smogu – przekroczone. Samochody na Odolanach wyglądają tak:
Nie oszukujmy się. Podobne rzeczy dzieją się z płucami mieszkańców.
Piękna obietnica i smutna rzeczywistość
A przecież miało być zupełnie inaczej. Odolany miały być wzorcowym osiedlem w Warszawie. Okolicę miała zabudować specjalnie powołana spółka PKP Xcity Investment. Plany były pełne kolejarskiego rozmachu: wytyczono główne założenia, zorganizowano konkurs, szukano architektów.
I miało być wspaniale. Na ponad 160 hektarach miało powstać naprawdę dobre miejsce do życia. Ponad 30 hektarów miało być przeznaczone na tereny zielone. Na dziesięciu hektarach miało powstać centrum rozrywkowo-sportowe. Prawie pięć hektarów przeznaczono na... akwen wodny, który chciano wybudować.
Ale takie plany mają to do siebie, że praktycznie zawsze pozostają planami. Nikt chyba jednak nie oczekiwał, że rzeczywistość będzie tak daleko od tej wizji. Kolejarze koniec końców nigdy nic nie zbudowali. Zabudową terenów na Odolanach nienależących do PKP zajęli się za to deweloperzy. Osiedla na Odolanach powstają na gęsto, ale zgodnie z prawem, a właściwie... zgodnie z jego brakiem.
Odolany od lat nie mogą się doczekać Miejscowego Planu Zagospodarowania Przestrzennego. A właściwie to, żeby było zabawniej, plan jest. Ale od lat nie można go uchwalić.
To pierwszy problem. A drugi jest taki, jak widać wyżej – nawet w tym planie z Odolan zrobiono betonową pustynię. Bez terenów zielonych. A w międzyczasie, póki planu nie ma, deweloperzy robią co chcą.
Pozostawieni sami sobie
Oczywiście nie jest też tak, że problem zaczął się nagle. Ostatnio zainteresowały się nim nawet stacje telewizyjne. W "Interwencji" na Polsat News poruszono problem złomowni funkcjonującej tuż obok osiedla mieszkaniowego. W TVN24 furorę zrobiło nagranie przesłane przez widza, które przedstawiało księżycowy krajobraz na ulicy Ordona. Cała ulica była pokryta grubą warstwą kurzu i pyłu. Za zapylenie odpowiadają oczywiście kursujące po Odolanach z zakładów przemysłowych ciężarówki i betoniarki. A także pyły, które unoszą się w powietrze we wspomnianych zakładach. W naTemat również o tym pisaliśmy – i to "zanim to było modne", bo już w styczniu informowaliśmy o konflikcie na linii dzielnica – mieszkańcy – PKP. Powód konfliktu? Plany budowy stacji przeładunkowej... kruszyw. W środku miasta.
Dlaczego to wszystko dzieje się w centrum (raptem cztery kilometry w linii prostej) stolicy europejskiego miasta? Bo kolejarze chcą, żeby na Odolanach przemysł pozostał. Dużym echem odbił się wśród mieszkańców nagły zwrot w sprawie, który zaserwowali im kolejarze.
Afera wybuchła ponad rok temu, kiedy warszawski radny Krystian Wilk wysłał interpelację, w której zapytał o przyszłość terenów kolejowych na Odolanach. Odpowiedź w końcu przyszła z samego PKP. I była taka, że niektórym mieszkańcom zapewne opadły szczęki.
"Teren warszawskich Odolan od zawsze posiadał przemysłowy charakter i nie zmieniło się to do dnia dzisiejszego. Potwierdza to m.in. brak planów zagospodarowania przestrzennego dla kluczowych nieruchomości, które przesądzałyby o zmianie charakteru tego obszaru. Odnosząc się do kwestii okolicznych, nowych mieszkańców, należy zwrócić uwagę na fakt, że wprowadzając się do swoich nowych mieszkań, znane im było sąsiedztwo oraz przemysłowy charakter terenu warszawskich Odolan, ponieważ są one niezmienne od wielu lat".
Butnie? To jeszcze nie wszystko. Podpisany pod odpowiedzią Konrad Bareja dodał, że "ze względu na dotychczasową, długotrwałą i pozytywną współpracę" najemcy z Odolan są traktowanie przez PKP jako "klienci strategiczni". Całe pismo można przeczytać tutaj.
Trzeba sobie radzić samemu
A co ma wspólnego z tym dzielnica? Burmistrzowi Woli Krzysztofowi Strzałkowskiemu trzeba oddać jedno – kolejarzom stara się nie odpuszczać, ale z drugiej strony wiele zrobić nie może. Jego aktywność w dużej mierze sprowadza się do przerzucania się z nimi pismami ws. Odolan. W pewnym momencie przecież kolejarze zadeklarowali, że sami zbudują drogę techniczną dla ciężarówek, aby nie musiały one wyjeżdżać przez Odolany. Oczywiście rozmyślili się.
Nowe działania władz Woli trzeba jednak pochwalić. Jak poinformowano na stronie urzędu, władze chcą wprowadzenia ograniczenia prędkości do 30km/h. Aby te zakazy były egzekwowane, mają się też pojawić fotoradary – bo z obowiązującego zakazu ruchu ciężarówek od godziny 22:00 do 6:00 firmy sobie niewiele robią. Zresztą, tuż przed weekendem burmistrz pochwalił się, że już ma projekt stałej organizacji ruchu w tym rejonie:
Ale mieszkańców działania burmistrza Strzałkowskiego i tak nie przekonują. – Ktoś napisze na Facebooku, burmistrz odpowie i wszyscy są zadowoleni. A brakuje takiego systematycznego działania – mówi w rozmowie z naTemat Andrzej Nitecki. Dlatego mieszkańcy organizują się sami. Od kilku lat funkcjonuje sąsiedzka inicjatywa "Uwolnić Odolany". Od czego chcą uwolnić swoją okolicę? Od smogu, od pyłu, od ciężarówek, od hałasu. Celów nie brakuje.
Według mieszkańców dzielnica źle próbuje rozwiązać ich problemy. – Jest duża reaktywność. Jak się pojawia prasa, to burmistrz obiecuje, po jednej z komisji środowiska natychmiast poszło pismo do PKP. Tylko jak się ustawia mocno w kontrze do drugiej strony, to trudno oczekiwać dialogu. Kiedy nie próbuje się usiąść do stołu, tylko pisze pismo z buta, to trudno o to, żeby druga strona była przychylna – zauważa Nitecki. Komentuje tak sposób, w jaki władze dzielnicy próbują wymusić zmianę na PKP.
On sam na Odolanach mieszka od trzech lat. I bez zająknięcia zwraca uwagę na problemy dzielnicy. – Nie ma planu zagospodarowania. Dzięki temu można stawiać 20-piętrowe bloki, a takie są planowane. Na komisji ochrony środowiska radni dowiadują się od mieszkańców o tym, że 1000-krotnie są przekroczone normy dotyczące pyłów (przeprowadzono takie badanie we wrześniu – red.). Przez dzielnicę jeździ jedna ciężarówka na minutę. Była w planach droga techniczna, która miała otwierać tereny PKP na Aleje Jerozolimskie. Wtedy byłaby to trasa, która nie przebiega przez tereny mieszkalne. Zaniechano tego – wylicza.
I to nie są tylko jego emocje. Facebookowa grupa "Moje Odolany" wręcz kipi ze złości:
Kto był pierwszy: kura czy jajko?
Ludzie z "Uwolnić Odolany" nie akceptują także tezy lansowanej przez PKP, że przemysł "był tu od zawsze". A obalają to posługując się bardzo prostym przykładem. – My odpowiadamy, że pierwsi tu byli rolnicy. Były to tereny rolne, które obsługiwały Warszawę, jeszcze w średniowieczu były tu targi. To nie jest teren czysto przemysłowy. Wzdłuż Jana Kazimierza nie ma funkcjonujących zakładów przemysłowych – tłumaczy.
I dlatego kupił tu mieszkanie, a teraz musi walczyć o swoje. Zresztą nie jak on jeden. – Mało kto by się spodziewał, że PKP zacznie tu wynajmować działki małym firmom przemysłowym. Stawiane są silosy, mieszalnie betonu. Pojawia się Złomhut, który przerabia materiał z całej Warszawy. Myślę, że nikt takiego obrotu spraw się nie spodziewał – zwraca uwagę.
Na szczęście mieszkańcy mają już na swoim koncie pierwsze sukcesy. Kilkuletnia batalia nie poszła na marne. – WIOŚ wydał decyzję o zaprzestaniu działalności przez Złomhut. Do 16 października miała być zamknięta część, która generowała największy hałas, bo ona nie spełniała norm. Na Jana Kazimierza udało się wprowadzić zakaz ciężarówek w nocy. To wszystko dzięki mieszkańcom – tłumaczy. Ponadto udało się wyremontować część ulicy Ordona. Co prawda remont nie uwzględnia planowanej tu linii tramwajowej, ale to inna – dość absurdalna – historia.
Teraz najważniejszym zadaniem dla niego i dla mieszkańców jest pozbycie się pędzących ciężarówek. – Ja oczekuję po włodarzach, że mogą zrobić coś więcej, niż pisać pisma – podsumowuje Nitecki.