Impreza - medal. Do takiej zależności przyzwyczaili nas w ostatnim czasie polscy siatkarze. Dziś grają z Kubą, ale ten akurat mecz nie ma wielkiego znaczenia. Niezależnie od wyniku i tak będą w najlepszej czwórce finału Ligi Światowej. A już niedługo igrzyska. Wszystko podkreślają, że Polska będzie ich faworytem. Czyżbyśmy doczekali się kolejnej wielkiej siatkarskiej drużyny?
Brazylia. Geniusze. Najlepszy zespół siatkarski XXI wieku. Drużyna, która do 2008 roku przez długi czas wygrywała wszystkie możliwe imprezy. Z Polakami mierzyła się w tym roku pięć razy. I, co niesamowite, poniosła aż cztery porażki. Ta wczorajsza, w turnieju Final Six Ligi Światowej, była porażką szczególną. Nam dała awans do najlepszej czwórki i duże szanse nawet na triumf w imprezie. Spowodowała też, że Brazylijczycy pakują się i jadą do domu. A przecież jeszcze do niedawna, gdy Polska grała ważny mecz z Brazylią - zakończenie było odwrotne.
Mecz jak świetna walka bokserska
Nie chodzi tylko o to, że wygraliśmy 3:2. Bardziej o styl, w jakim Polacy to uczynili. To był niesamowity mecz. Otwarty z obu stron, eksperci porównują go do walki bokserskiej, w której dwóch pięściarzy stawia na atak i mamy widowiskową wymianę ciosów. W Sofii skuteczniejsze ciosy zadawali Polacy. Zwyciężyli, mimo że Brazylia, jak powiedział nam dziennikarz "Polski The Times" Robert Małolepszy, zagrała swój najlepszy mecz w 2012 roku.
Na początku ubiegłego roku reprezentację objął Włoch Andrea Anastasi. Mimo że nie pracuje z nią długo, raptem siedemnaście miesięcy, już może pochwalić się tym, że jego podopieczni sięgnęli po medal na trzech ważnych imprezach. Poprzednia Liga Światowa, z finałem rozgrywanym w Polsce? Trzecie miejsce. Mistrzostwa Europy? To samo, też brąz. Do tego 2. miejsce w świetnie obsadzonym Pucharze Świata. I awans na igrzyska. I ta wygrana z Brazylią, która śmiało pozwala myśleć o kolejnym miejscu na podium.
Tak Polska ogrywała Brazylię w tym roku:
Teraz ogrywamy każdego
Przyznam, że jeszcze nigdy nie widziałem tak świetnie grających Polaków. Z fantazją, polotem a jednocześnie taką wiarą w sukces. Oglądając mecz z Brazylią, zastanawiałem się, czy to nie najlepsza polska reprezentacja od czasów legendarnej drużyny Huberta Jerzego Wagnera, która w latach 70. zdobywała złoto mistrzostw świata i igrzysk. I dołożyła do tego srebro mistrzostw Europy. Wczoraj mój kolega zapytał o to Małolepszego. - By ich porównać do ludzi Wagnera, muszą najpierw wygrać najważniejsze imprezy. Choć przyznaję, ten zespół jest w stanie do tych sukcesów nawiązać. Ma ku temu wystarczający potencjał - stwierdził dziennikarz "Polski".
Dzwonię do Zbigniewa Zarzyckiego, który był jedną z gwiazd drużyny Huberta Wagnera. I zdobył z nią wszystko - wygrał igrzyska, mistrzostwa świata. Pytam, czy teza, którą chcę postawić, nie jest nieco na wyrost. - Mamy do czynienia z drużyną, która nie zgarnęła jeszcze największych trofeów ale spokojnie jest w stanie w najbliższym czasie je zgarnąć. Jeszcze do niedawna były zespoły, z którymi nie potrafiliśmy grać. A teraz praktycznie każdego ze ścisłej czołówki ostatnio ogrywaliśmy - mówi Zarzycki w rozmowie z naTemat.
Tak drużyna Wagnera zdobywała złoto w Montrealu w 1976 roku:
Eliminuje polskie słabości
Dodaje, że chyba nie mogliśmy lepiej trafić z trenerem. Raul Lozano zdobył co prawda z Polakami wicemistrzostwo świata, ale, jak twierdzi Zarzycki, na każdym kroku kreował się na zbawiciela polskiej siatkówki. Anastasi jest inny. On się po prostu uważa się za dobrego trenera. To nie przypadek, ze swego czasu na rozgrywanych w Rosji mistrzostwach Europy zdobył złoto z Hiszpanią. A porównać hiszpańskich siatkarzy do piłkarzy to tak jak porównać Patryka Małeckiego do Cristiano Ronaldo. - Pamiętam jak Anastasi prowadził Włochów i doskonale znał wtedy wszystkie słabości Polaków, potrafił je wykorzystać. Teraz trenuje nas i mam wrażenie, że jest na zaawansowanym etapie eliminowania tych błędów - mówi mój rozmówca.
Zarzycki od dawna podkreślał w mediach, że Polacy na każdej ważnej imprezie powinni zagościć w najlepszej czwórce. Ale z tym bywało różnie. Raz tak, raz tak. Regularność pojawiła się dopiero teraz. - Co zadecydowało? Patrzę w tej chwili na nasz skład i widzę, ze my mamy około 20 zawodników na poziomie światowym. Coś się stanie, ktoś dozna kontuzji? Nie będzie to jakimś wielkim problemem. W jego miejsce wskoczy kolega, reprezentujący zbliżony poziom - analizuje Zarzycki, po czym dodaje - My nie mieliśmy takiego komfortu. Za naszych czasów kadrę wybierało się z dziesięciu, maksymalnie dwunastu ludzi.
Być drugim to znaczy przegrać
Zawodnicy Wagnera wygrywali między innymi dlatego, że byli silni psychicznie. Mieli zakodowane w głowach, że muszą zwyciężyć, że liczy się tylko wygrana. Ich trener powiedział w jednym z wywiadów słynne słowa: "W sporcie być drugim to znaczy przegrać", a jego podopieczni wzięli je sobie do serca. Dziś Andrea Anastasi podobnych deklaracji nie wygłasza publicznie. Zresztą w ogóle trenerzy podobnych słów nie powiedzą. Nie przeszkadza to jednak obecnym siatkarzom cały czas wierzyć w wygraną. To jest właśnie jedna z głównych cech, charakteryzujących również i ten zespół.
Za kilka dni skończy się bułgarski finał Ligi Światowej, minie parę tygodni i zacznie się rywalizacja w Londynie. Będzie wielka szansa, by swój wielki potencjał wreszcie udowodnić. Zarzycki, choć raczej jest dobrej myśli, przed hurraoptymizmem przestrzega. - Olimpiada to turniej specyficzny, do tego bardzo ciężki. Tu nie będzie cheerleaderek i zabawy na trybunach. Będzie za to wiele spotkań do rozegrania, a każde kolejne będzie miało większe znaczenie - ostrzega.