
Takie protesty to nieczęsty widok w Norwegii. A tak było 1 listopada w Oslo. Norwegowie skrzyknęli się w sieci i o godzinie 16. wyszli z domów, by pokazać władzom stolicy, jak bardzo nie podobają im się podwyżki opłat drogowych. A także pomysł zainstalowania ponad 50 dodatkowych bramek, które pobierają opłaty. Sprawa ogromnie bulwersuje również mieszkających tam Polaków. "Wprowadzić najpierw bramki przed samymi domami członków rządu" – reagują nasi rodacy.
REKLAMA
Chyba dawno Polaków w Norwegii nic tak nie zbulwersowało. W sieci się zagotowało, wielu naszych rodaków bije Norwegom brawo, że wreszcie zdecydowali się na protest. Chęć udziału w proteście wyraziło ponad 30 tysięcy ludzi. Trudno ocenić, ile osób pojawiło się w środę, ale i tak było to wydarzenie. "Brawo wy! Oby ten protest coś dał", "Jest masa, jest siła, walczcie, ile się da"– piszą Polacy na Facebooku.
Niektórzy rodacy sami wzięli udział proteście. "Idziemy pod parlament" – napisała jedna z Polek, zamieszczając zdjęcia i transmisję na żywo. Inni pisali, że chętnie by dołączyli, ale są w pracy. Wielu nie ukrywa oburzenia. "Ludzie się zbulwersowali, że bramki poszły o 70 proc. w górę i chcą jeszcze dołożyć 52 nowe. Jestem samotną matką i jest mi naprawdę ciężko, a do pracy tygodniowo robię ponad 500 km" – pisze jedna z Polek. Inna: "Dla mnie to jest duży koszt przekraczając 4 bramki. Pracuję w firmie sprzątającej i niestety nie wezmę 200 mopów, baniaków z wodą odkurzacza i mopa na plecy i nie wsiądę do autobusu".
Ktoś bulwersuje się, że wypłat nie podnoszą, a bramki ciągle.
"To ograniczenie swobód obywatelskich"
O co chodzi? Polonijny portal Moja Norwegia wyjaśnia, że władze Oslo podniosły opłaty drogowe (tzw. bompenger), żeby zmniejszyć korki. Przykładowo – według informacji portalu – samochód osobowy, benzynowy, płacił za przejazd 38 koron (internauci twierdzą, że 35), a teraz, od 1 października – 43. Opłaty zależą od pory dnia, ale też od paliwa.
O co chodzi? Polonijny portal Moja Norwegia wyjaśnia, że władze Oslo podniosły opłaty drogowe (tzw. bompenger), żeby zmniejszyć korki. Przykładowo – według informacji portalu – samochód osobowy, benzynowy, płacił za przejazd 38 koron (internauci twierdzą, że 35), a teraz, od 1 października – 43. Opłaty zależą od pory dnia, ale też od paliwa.
Już samo to rozwścieczyło nie tylko Norwegów, ale też Polaków. W Norwegii to największa mniejszość narodowa. "To jakieś chore" – napisał jeden z Polaków pod tym wpisem. Inny: "Jakby nie patrzeć, to ograniczenie swobód obywatelskich. Łatwo się uśmiechać gdy kogoś stać na wyższe opłaty, gorzej gdy kogoś nie stać a musi poruszać się samochodem z różnych względów". Itd., Itp.
Ale w planach miasta jest też postawienie od 2019 roku ponad 50 dodatkowych bramek i to właśnie teraz najbardziej oburzyło mieszkańców.
"Takie złodziejskie stawki"
Trudno się dziwić. Żyją tu od lat, pracują, płacą podatki, mają prawo się burzyć. Ale z punktu widzenia Warszawy te reakcje mogą wydać się szczególnie ciekawe. Po raz kolejny można bowiem napisać – wyobraźmy sobie, co by się działo, gdyby np. w Warszawie poczynania władz nie spodobały się mieszkającym tu Ukraińcom. Jakby nie było, największej grupie narodowościowej pracującej w Polsce. Pewnie wielu Polakom by się to nie spodobało. "Nie mam nic przeciwko bramkom, ale takie złodziejskie stawki!!!" – co by było, gdyby tak o Polsce rozpisywali się mieszkający tu cudzoziemcy?
Trudno się dziwić. Żyją tu od lat, pracują, płacą podatki, mają prawo się burzyć. Ale z punktu widzenia Warszawy te reakcje mogą wydać się szczególnie ciekawe. Po raz kolejny można bowiem napisać – wyobraźmy sobie, co by się działo, gdyby np. w Warszawie poczynania władz nie spodobały się mieszkającym tu Ukraińcom. Jakby nie było, największej grupie narodowościowej pracującej w Polsce. Pewnie wielu Polakom by się to nie spodobało. "Nie mam nic przeciwko bramkom, ale takie złodziejskie stawki!!!" – co by było, gdyby tak o Polsce rozpisywali się mieszkający tu cudzoziemcy?
Nieliczni rodacy też zwracają na to uwagę. "A zarabiasz w Norwegii? To dostosuj się do prawa i zmian które tutaj obowiązują, a jak nie podoba się to do Polski zapraszam, gdzie za odcinek 50 km na A4 do Krakowa płaci się tyle co pół dniówki zarobionej w PL, a więc to jest chore" – zareagował jeden z Polaków.
