
Święta to ten dziwny czas, kiedy po raz n-ty oglądamy te same filmy z "Kevinem samym w domu na czele". Kolejny megahit grudnia to brytyjska komedia romantyczna "To właśnie miłość" z 2003 roku. Powstały odpowiedniki tego filmu na Sylwestra ("Sylwester w Nowym Jorku" z 2011 r.) i na Walentynki ("Walentynki" z 2010 r.). Format jest ten sam: zaprzęgamy najpopularniejszych aktorów, osadzamy akcję w czasie danego święta, splatamy okołomiłosne historie i dodajemy odpowiednie znane i lubiane piosenki. Na przemian jest smutno i wesoło. Jak w życiu. Są momenty, które zwilżają nam oczy, ale wszystko i tak prowadzi do przewidywalnego, szczęśliwego zakończenia. Co w życiu nie jest już takie pewne - dlatego właśnie takie filmy lubimy oglądać.
W dwóch poprzednich częściach występował m. in. Maciej Stuhr. Tym razem aktor odpuścił. W mediach pojawiają się dwa różne powody. W 3. części komedii popularny aktor nie wcieli sie w rolę radiowca, bo kolidowało to z kręceniem zdjęć do 2. sezonu serialu "Belfra". W drugiej wersji, która spodoba się hejterom filmu, Stuhr... krytykuje serię.
"Miałem rozmowę z producentami „Listów do M.”, uważam, że pierwsza część była naprawdę przyzwoita i nie musimy się jej wstydzić. Teraz zamienia się to powoli w serial, z którego się troszkę wymiksowałem, bo brakuje mi tej odwagi. Ileż lat mam jeszcze siedzieć w tym studiu i mówić: „Oto przychodzą święta”. Ja mówię: wyrzućmy go. Ja wiem, że są radiowcy po 80-tce, ale czy musimy o nich kręcić filmy? Popatrzmy na brytyjskie komedie romantyczne, one są nieprawdopodobnie odważne. Jedna scena z „Love Actually”, gdzie jeden z bohaterów p...a inną bohaterkę, kręcąc film porno, właściwie widzimy ich całkiem nago i toczy się między nimi przeuroczy dialog. Takich scen w „Listach do M. 3” nie zobaczymy, ponieważ się boimy, boimy się wszystkiego." Czytaj więcej
Pierwsza część "Listów" była pewną nowością, bo nie mieliśmy dobrze zrobionego polskiego filmu na święta Bożego Narodzenia. Dobrego, rzecz jasna, pod względem "misji", a nie artystycznym. Pierwsza część była najchętniej oglądanym polskim filmem 2011 roku. Obejrzało ją ponad 2,5 mln widzów, zarobiła niemal 50 mln złotych. Druga część pod względem frekwencji prześcignęła pierwszą (niemal 3 mln widzów), ale już tak nie przypadła do gustu widzom m.in. przez wątpliwe gagi. Wchodząca w ten piątek trzecia część będzie się ścigać z "Botoksem" Patryka Vegi. To obecny hit tego roku. W pierwszy weekend wyświetlania przyciągnął do kin ponad 700 tys. widzów i w sumie przekroczył już magiczną liczbę 2 mln widzów.
"Tomasz Konecki bawi się formą komedii romantycznej, podąża za ustalonymi schematami i choć nie oferuje żadnych zaskoczeń, tworzy wyjątkowo przyjemne kino. Pomimo kilku uproszczeń i dziur logicznych, Listy do M 3. można uznać za udane. Magia świąt nie polega na wystawnej kolacji, błyszczącej choince czy kolędowaniu, ale na byciu razem z radością i wzajemnym szacunkiem. A niespodzianki same się wydarzą!" Czytaj więcej