Niestety, nie udało się Agnieszce Radwańskiej pokonać Sereny Williams i sięgnąć po historyczny triumf na kortach Wimbledonu. Amerykanka po raz piąty zdobyła tytuł mistrzyni Londynu. Polce na pocieszenie pozostaje awans na pozycję wiceliderki rankingu WTA. Ta pozycja będzie bardzo ważna na Igrzyskach w... Londynie.
Agnieszka przegrała, ale niczego nie musi się wstydzić. Zaczęła słabo, przez co łatwo przegrała pierwszy set, ale już drugi to nagroda za ambicję i popis ogromnych umiejętności. Niestety sił na walkę z Sereną Williams starczyło Polce tylko na początek trzeciego, decydującego seta. Ale i tak należą jej się wielkie brawa. Jej występ to historyczny sukces polskiego tenisa.
Przed dzisiejszym pojedynkiem wszyscy byliśmy pełni nadziei. Czekaliśmy na godzinę 15, o której miało rozpocząć się spotkanie, od rana trzymając kciuki za naszą rodaczkę. Bagatelizowaliśmy przy tym to, że Agnieszka dopiero pierwszy raz gra w finale Wimbledonu, w którym wcześniej dochodziła co najwyżej do ćwierćfinału. No bo co to ma do rzeczy? Zawsze musi być ten pierwszy raz, prawda? Nie chcieliśmy patrzeć też na statystyki pojedynków Polki z Amerykanką (0-2 dla Williams) i przypominać sobie wyniku ich ostatniej potyczki na trawiastych kortach w Londynie (0-6; 4-6). Nie! Chcieliśmy sukcesu Radwańskiej. Ja też go chciałem.
W tym, że jest szansa utwierdzali nas wszyscy w około. Wszystkie telewizje od samego rana przeprowadzały wywiady z tenisistami, trenerami i sympatykami tenisa. Eksperci twierdzili, że Williams nie jest już tak dobrą zawodniczką, jak przed kilkoma latami.
Zwracali uwagę, że Amerykanka ma w tym sezonie wahania formy. Mówili, że nie lubi grać z przeciwniczkami, preferującymi techniczny tenis. A właśnie tak gra Agnieszka Radwańska.
Wszystko zdawało się układać się w jedną całość. Uwierzyliśmy w możliwość sukcesu.
Tym bardziej gorzki był smak pierwszego seta, w którym Williams grała wspaniale, a Agnieszka praktycznie nie istniała. Momentalnie przypomniał mi się ich pojedynek sprzed pięciu lat, gdy Polka przegrała pierwszy set do zera. Wtedy powalczyła w drugim, ale ostatecznie i tak przegrała mecz. Liczyłem, że tym razem będzie inaczej. Przed końcem pierwszego seta dostałem sms od znajomego, w którym napisał: "Spieszmy się kibicować Radwańskiej, tak szybko przegrywa".
I wtedy zaczął padać deszcz. Dziewczyny dograły jeszcze pierwszego seta, ale po jego zakończeniu sędziowie ogłosili przerwę. Bohdan Tomaszewski powiedział wówczas: "Oby ta przerwa wpłynęła na Agnieszkę pozytywnie".
Pomyślałem sobie wtedy, że Radwańska ma wszystko: Williams może i wygrała 6:1, ale nie gra już tak, jak kiedyś. Za Polką jest publiczność w Londynie, która znacznie bardziej żywiołowo oklaskuje jej zwycięskie punktu. Agnieszce sprzyjała nawet pogoda w stolicy Anglii. Kiedy wygrać z Sereną, jeśli nie teraz?
Drugi set dostarczył nam niewiarygodnych emocji. Radwańska wygrała swoje podanie, aby potem oddać rywalce trzy gemy. Wtedy zaczęła się wspaniała gra Polki, a Amerykanka, chyba pewna swojego sukcesu, zaczęła popełniać proste błędy.
Przełomowy dla losów drugiego seta był dziewiąty gem, w którym Radwańska przegrywała już 0:30, ale odrobiła straty i wygrała swoje podanie. W decydującym, dwunastym gemie Serena popełniła podwójny błąd serwisowy, a potem zepsuła dwa proste zagrania, najpierw trafiając w siatkę, a później wyrzucając piłkę na out. 7:5 w drugim secie i remis 1:1 w rywalizacji w finale. Gra zaczyna się na nowo.
Trzeci set wyglądał bardzo dobrze. Radwańska wygrała swoje dwa pierwsze podania. Mecz był wyrównany, aż do czwartego gema, który Williams wygrała 40:0 notując... cztery asy serwisowe. Gem trwał ok. 50 sekund. To podłamało Polkę, która do końca spotkania nie wygrała już ani jednego gema
Agnieszka Radwańska pomimo porażki może być dumna ze swojej postawy w Londynie. Awansowała do finały, w którym pokazała, że może walczyć jak równa z równą z faworyzowaną Sereną Williams. Niestety nie udało się odnieść historycznego zwycięstwa w Wimbledonie, ale na pocieszenie pozostaje awans na drugie miejsce w rankingu WTA. To najwyższa pozycja polskiego zawodnika w historii polskiego tenisa. Będzie ona miała też ogromne znaczenie przy rozstawieniu podczas turnieju na Igrzyskach Olimpijskich.
Reklama.
Paweł Ostrowski
trener tenisa, były opiekun Angelique Kerber i Marty Domachowskiej
Amerykanka ma wielkie wahania formy, a Agnieszka gra w sposób, za którym Serena nie przepada. Jeśli Polka poradzi sobie z mocnymi uderzeniami rywalki to powinna zmusić ją do bardziej technicznej gry. A w tym jest lepsza. Sądzę, że jeżeli "Isia" zagra na swoim poziomie, to nie powinna mieć kłopotu z wygraniem dzisiejszego spotkania.
Agnieszka Radwańska bezpośrednio po zakończeniu pojedynku
Jestem dumna z mojego występu w Londynie. Myślę, że były to najlepsze dwa tygodnie w moim życiu. Jestem szczęśliwa, że zagrałam w finale. Pamiętałam 2005 rok, gdy wygrałam juniorski Wimbledon. Niestety, dziś nie miałam swojego dnia. Spróbuję ponownie za rok.