Joanna Racewicz bardzo szczerze o śmierci męża. "Mogłam powiedzieć, żeby nie leciał"
Bartosz Świderski
24 listopada 2017, 11:20·1 minuta czytania
Publikacja artykułu: 24 listopada 2017, 11:20
– Mogłam powiedzieć mojemu mężowi, żeby nie leciał do Smoleńska, bo miał wybór i się radził, co zdecydować – mówi w wywiadzie dla magazynu "Pani" Joanna Racewicz, której mąż, oficer BOR Paweł Janeczek, zginął w katastrofie smoleńskiej.
Reklama.
To pierwsza tak szczera rozmowa Racewicz o tym, co wydarzyło się 7 lat temu i jak poradziła sobie z żałobą. Dziennikarka przyznała, że jej mąż mógłby żyć, gdyby wybrał lot do Stanów Zjednoczonych zamiast podróży do Rosji. – Ale lot do Stanów oznaczałby, że tata nie byłby na drugich urodzinach syna, a dla nas obojga syn był najważniejszy – zaznaczyła.
Racewicz nie czuje się w żaden sposób winna. – Nikt nie mógł przewidzieć, że dojdzie do tragedii: Pewnie zaraz usłyszę: "Mówiłaś, że przeprowadzisz śledztwo, i co?" Moje śledztwo przeprowadziłam i nie mam sobie nic do zarzucenia. Mogę spojrzeć synowi w oczy. Powiedziałam mu: "Znalazłam twojego tatę, wiem, co się z nim stało" – powiedziała.
Dziennikarka opowiedziała także o tym, jak jej syn Igor radzi sobie z nieobecnością ojca.
Padło również pytanie o to, czy Racewicz z kimś się jeszcze zwiąże. Sama tego nie wyklucza.
– Partner nie jest dla mnie warunkiem koniecznym do szczęścia. Osobą naprawdę mi niezbędną jest teraz mój syn. Ale to nie znaczy, że postanowiłam być sama. Jeśli spotkam właściwego mężczyznę, będę wiedziała, że to ten – podkreśliła.
Reklama.
Udostępnij: 247
Joanna Racewicz
Pamiętam, jak siedzieliśmy z siedmioletnim Igorem w Tatrach, zmęczeni po jeżdżeniu na nartach, i on nagle mnie pyta: Mamusiu, a czy w niebie jest podłoga? Bo jak jest podłoga, to muszą być schody. Jeśli są, to można byłoby tak cichutko zbiec, kiedy Pan Bóg by na chwilę zasnął...