Różnica wydaje się ogromna – w Polsce rządzi prawica, w Rumunii lewica. I na tym można by poprzestać, uznając, że to przepaść. Ale nie. To, co dzieje się ostatnio w obu krajach, gdzieś tę granicę zaciera. I tu, i tam właśnie waży los niezależnego sądownictwa, tysiące ludzi wychodzą na ulice, a UE bije na alarm. Z różnych powodów, to trzeba podkreślić, choć wydźwięk może być podobny. Ba, jak mówi nam jeden z ekspertów, chodzą słuchy, że rumuńscy politycy – lewicowi przecież – w kwestii sądów mają patrzeć na...PiS właśnie.
Zbieg okoliczności wydaje się nieprawdopodobny. W piątek na ulice wielu polskich miast wyszły tysiące ludzi, krzycząc "Wolne sądy!". W Rumunii było podobnie, tyle że w niedzielę i pod adresem rządzących skandowano: "Złodzieje!". W obu przypadkach – choć z innych przyczyn, o czym za chwilę – odbyły się głośne na pół Europy protesty w obronie niezależności sądownictwa.
"Masowe protesty przeciwko zmianom w systemie sprawiedliwości", "Propozycje rumuńskiego rządu wzmacniają kontrolę ministra sprawiedliwości nad prokuratorami" – donosiły zachodnie media o Rumunii. "Ludzie protestują przeciwko planom, które umożliwiałyby ministrowi sprawiedliwości mianowanie głównych prokuratorów, bez kontroli prezydenta" – to już bardziej szczegółowe informacje z rumuńskich portali. Czy coś nam to przypomina?
Niepokój poczynaniami rumuńskich władz zdążyły wyrazić UE i USA. Komisja Europejska, zagraniczni dyplomaci i tysiące sędziów skrytykowały pomysł, który wyprowadził ludzi na ulice – tak podkreślają media. "Apelujemy do parlamentu o odrzucenie propozycji rządu, która osłabia państwo prawa i zagraża walce z korupcją" – cytują dziś z kolei słowa rzeczniczki amerykańskiego Departamentu Stanu USA prawicowe portale w Polsce.
"Cały czas majstrują przy podatkach"
Rządząca w Rumunii lewica ma, jak słychać, ponad 40-procent poparcia, podobnie jak PiS w Polsce. – Prawica czy lewica, ale tych podobieństw jest więcej. Ten sam populizm. Ta sama demagogia dotycząca zaprowadzenia sprawiedliwości społecznej. To samo nastawienie na socjal. W Rumunii też pod tym hasłem socjaldemokraci doszli do władzy. Co prawda nie ma 500+, bo to by im rozsadziło budżet. Ale cały czas majstrują przy podatkach w imię zaprowadzenia większej sprawiedliwości społecznej. I to na razie działa. To jest ich podstawowy atut – mówi na temat dr hab. Kazimierz Jurczak z Zakładu Filologii Rumuńskiej UJ i Studium Europy Wschodniej UW. Przed laty konsul RP w Bukareszcie.
Na przykład ostatnio rząd wymyślił, by koszty ZUS przerzucić z pracodawcy na pracownika i przeciwko temu – oprócz zmian sądowych – Rumuni też właśnie protestowali.
A latem parlament przegłosował ogromne podwyżki dla sektora publicznego – dwukrotnie mają wzrosnąć m.in. pensje dla służby zdrowia i nauczycieli. "Podwyżki nastąpią od 1 stycznia przyszłego roku. Przez najbliższe pięć lat będzie to kosztowało budżet państwa równowartość blisko 10 mld euro" – informował wtedy Bankier.pl.
Wracając do podobieństw, rozmawiamy o nich, bo kwestie sądownictwa i protestów same wywołują takie skojarzenia. A protestujący krzyczeli, że zmiany forsowane przez władze to "zamach na niezależność prokuratury". – Jest paralela, choć przyczyny zupełnie inne. Ale chodzą słuchy, że rumuńscy politycy szukają kontaktu z rządzącymi w Polsce, żeby się poduczyć, jak pewne rzeczy się się robi, bo im się nie udaje – twierdzi dr Jurczak. Zwłaszcza, jak dodaje, w kwestii sądownictwa.
– Bardzo uważnie rządzący w Rumunii śledzą sytuację w Polsce, ale tylko z jednego powodu. Żeby zobaczyć, w jaki sposób można stosować tak radykalne metody do przewracania dotychczas istniejącego systemu – uważa.
Szef partii rządzącej oskarżony
Przeciwko zmianom w sądownictwie forsowanym przez rząd, Rumuni protestują od dawna, ostatnio praktycznie każdej niedzieli od początku listopada, ale ostatni, niedzielny, marsz był największy od dłuższego czasu. Ponad 30 tysięcy ludzi odpowiedziało wtedy na apel 42 organizacji obywatelskich i stawiło się przed parlamentem w Bukareszcie, a 20 tysięcy kolejnych protestowało w 70 innych miastach. Pisaliśmy już o tym tutaj, że Rumunii potrafią protestować i jak coś mocno ich oburzy, to w są w stanie obalić rząd, co udało im się już dwukrotnie.
O co chodzi tym razem? Trzeba naświetlić tło, gdyż ogólny powód zmian, o które toczy się burza, jest inny niż w Polsce, tak jak inna jest rumuńska rzeczywistość. Tu ogromnym problemem jest korupcja, z którą od lat Rumuni próbują się uporać, ale obecny rząd postkomunistów robi to wyjątkowo niechętnie i wręcz próbuje łagodzić antykorupcyjne przepisy. Ostatnie propozycje tylko tę walkę z korupcją osłabią.
Gdy na początku rok minister sprawiedliwości wymyślił, że z więzień trzeba wypuścić oskarżonych o korupcję, w Bukareszcie protestowało 500 tysięcy ludzi (największy protest od 1989 r.). Rząd uległ im wtedy, ale – jak się okazuje – nie odpuścił. Teraz na jego celowniku znalazła się Rumuńska Prokuratura Antykorupcyjna (DNA), która na koncie ma wiele sukcesów, a ostatnio wzięła się za lidera rządzących socjaldemokratów i zamroziła jego majątek. To tak, jakby w Polsce prokuratura zaczęła prowadzić dochodzenie w sprawie prezesa rządzącego PiS.
– Liderzy rządzącej partii, gdy wygrali wybory w Rumunii, już mieli na karku DNA. Dlatego politycy zaczęli tak manipulować prawem, żeby ocalić głowę szefa partii i paru innych osób. Dlatego też gmerają przy ustawodawstwie wymiaru sprawiedliwości – tłumaczy dr hab. Kazimierz Jurczak. Szef socjaldemokratów, Liviu Dragnei, jest oskarżany m.in. o udział w zorganizowanej grupie przestępczej, która wyłudzała unijne i krajowe fundusze. A politycy proponują właśnie ograniczenie kompetencji DNA.
"Prezydent nie jest ich"
To tyle tło. Mało ciekawe z punktu widzenia demokracji, ale dr Jurczak uważa, że rządzący w Rumunii raczej nie zdecydują się na wiele. Mają upór, ale brak im determinacji. Widać, że ulegali wcześniejszym protestom.
– To mi nie wygląda na bardzo poważne zagrożenie dla demokracji. Nie zanosi się na to, by się odważyli dokonać pewnych zmian. Owszem, władze są uległe protestującym, bo prezydent nie jest ich i gdzie tylko może, wkłada im kij w szprychy. Myślę, że to będzie raczej wojna pełzająca – przewiduje. I to na pewno jest różnica, która nas dzieli.
Co ciekawe, właśnie na początek grudnia zapowiedziano w Bukareszcie prorządowe protesty. Mają być dużo większe niż te organizowane przez przeciwników.
"Projekt ustawy przedstawiony przez ministerstwo sprawiedliwości zagraża postępowi, który dokonał się w ostatnich latach w Rumunii w budowaniu silnych instytucji sądowych, wolnych od ingerencji politycznych". Czytaj więcej