– W SLD obowiązuje hasło "nie ma wrogów na lewicy". I naprawdę bardzo poważnie to motto traktujemy. Robert Biedroń? Moim zdaniem, to naturalny kandydat na prezydenta. A jeśli chodzi o Adriana Zandberga i Razem, wiele nas programowo łączy – mówi w rozmowie z naTemat Andrzej Rozenek, który jakiś czas temu dołączył do Sojuszu Lewicy Demokratycznej, by odbudować tę lewicową formację powoli wracającą do głównego nurtu polskiej polityki.
Kiedy pojawia się nowy sondaż, wszyscy mówią tylko o wynikach PiS i PO. Może czasem także o tym, czy Nowoczesna jest przed Kukiz'15... Tymczasem od dłuższego czasu to wasze notowania zdają się być najciekawszymi danymi. Serie badań pokazują bowiem, że Sojusz Lewicy Demokratycznej znajdzie się w nowym parlamencie. Jak odbudowujecie poparcie?
Najnowsze sondaże rzeczywiście wskazują, że Sojusz wkrótce wróci do Sejmu, ale one jeszcze nie są dla nas satysfakcjonujące. Lewica powinna mieć w Polsce znacznie większe poparcie. Pracujemy więc na tym, by je zdobyć. W jaki sposób? Przede wszystkim staramy się robić dużo w terenie. Także dlatego, że przez fakt, iż SLD nie ma obecnie w parlamencie, mamy mocno utrudniony dostęp do głównych mediów.
Jednak nie narzekamy, tylko skupiliśmy się na bezpośrednim kontakcie z wyborcami. Nasi działacze ciągle jeżdżą po Polsce i próbują przekazywać pewne nowe pomysły programowe, które pojawił się w Sojuszu. To między innymi bardzo ważny i ciekawy program Srebrnej Rewolucji, który jest skierowany do seniorów, do najstarszej części wyborców.
Wydaje się, że nie bez znaczenia dla wzrostu notowań SLD jest fakt, iż właściwie jako jedyni na poważnie zajęliście się emerytami mundurowymi, którzy w związku z tzw. ustawą dezubekizacją stracili wysokie emerytury, a niektórzy właściwie zostali pozbawieni środków do życia. Niby to mała grupa, ale gdy doliczy się ich rodziny i przyjaciół...
Z pewnością tak jest. Akurat tą sprawą zajmuję się osobiście jako pełnomocnik obywatelskiego komitetu inicjatywy ustawodawczej zmierzającej do cofnięcia tej haniebnej ustawy z 16 grudnia 2016 roku. W wyniku tej ustawy zginęło już 26 byłych mundurowych! Mówimy tu o przypadkach takich, jak samobójstwa lub nagłe wylewy i zawały serca powiązane z utratą emerytury. To są zweryfikowane dane.
Mam pewność, że mówimy o osobach, które zmarły w wyniku tego, co je spotkało ze strony państwa. Przy Federacji Stowarzyszeń Służb Mundurowych jest taka specjalna komórka, która bada wszystkie te sprawy, rozmawiając z rodzinami i lekarzami. Widać więc, że mamy do czynienia z bardzo poważnym problemem społecznym i to zapewne też przekłada się na wzrost poparcia dla SLD, które tych ludzi najsilniej broni.
Z drugiej strony, może być to jednak też coś, co wyborców wam odbiera. Tych, którzy powiedzą, że bronicie UB-ków, SB-ków i ogólnie najgorszego komunistycznego elementu.
Te hasła najczęściej wygłaszają ludzie, którzy nie mają pojęcia, o czym mówią. Niektórzy tak mówią, a nie mają pojęcia, kogo i czego dotyczy ta ustawa dezubekizacyjna. Przecież UB, czyli Urząd Bezpieczeństwa został zlikwidowany w 1954 roku! Zastąpiono go Służbą Bezpieczeństwa, ale ta ustawa tylko w małym stopniu dotyczy byłych SB-ków. I nie uważam, że w ogóle powinna ich dotykać w ramach odpowiedzialności zbiorowej, której w demokratycznych państwach się nie stosuje.
Bo jeżeli mamy do czynienia z osobami, które rzeczywiści w tamtych czasach robiły coś złego, to należy te osoby konkretnie wskazać. Od tego jest przecież pion prokuratorski w IPN. Ta instytucja powinna wskazywać, kogo powinno postawić się przed sądem za działalność w PRL. I jeśli udowodni mu się winę, to powinien ponieść karę. Takie rozwiązanie popieram. Natomiast stanowczo protestujemy w SLD przeciwko stosowaniu odpowiedzialności zbiorowej wobec wszystkich mundurowych, którzy służyli w PRL.
A co z pomysłem na młodych wyborców? Bo nie ma co ukrywać, że przypominacie dziś nieco Partię Emerytów i Rencistów...
Nie zgodzę się z tą opinią. Gdy uważnie spojrzy się na obecne szeregi Sojuszu Lewicy Demokratycznej, to wyraźnie widać, że jest tam dużo ludzi młodych. Inna sprawa, że wszystkie polskie partie nie mają za bardzo pomysłu na złapanie dobrego kontaktu z młodzieżą. Na pewno dobrym pomysłem na to nie jest propagowanie mitu żołnierzy wyklętych i namawianie młodych do udziałów w nacjonalistycznych rozruchach, jak to robią niektóre partie.
I całkiem im się to opłaca.
To im opłaca się tylko trochę. Przyciągają bowiem małą garstkę, a większość młodych Polaków interesuje co innego. Większość młodych boryka się z prozaicznymi problemami. Ich martwi brak możliwości robienia kariery w Polsce i to, że nasze szkoły i uczelnie nie przygotowują właściwie do wymagań współczesnego życia. Dlatego nasz program dla młodych nakierowujemy głównie na kwestie edukacji i pomocy w życiowym starcie. Bo uważamy, że dla młodych najważniejsze jest to, by nie musieli myśleć o emigracji i mogli godnie żyć w ojczyźnie.
Brzmi może nieźle, ale mam wrażenie, ale będziecie musieli się nieźle napracować, by przebić się z tym przekazem. Większość Polaków nadal żyje bowiem w przekonaniu, że szefem SLD jest Leszek Miller...
Być może rzeczywiście wciąż panuje takie powszechne przekonanie. Choćby dlatego, że jako były premier Leszek Miller jest często obecny w przestrzeni publicznej. Przed nami więc trudne zadanie, by zmienić ten stan rzeczy i zapewne łatwo nie będzie. Liczę jednak, że bliżej kampanii przed wyborami samorządowymi program SLD będzie się lepiej przebijał do głównych mediów.
Dlatego, że przygotowaliśmy program naprawdę lewicowy. Taki, który będzie się mocno wyróżniał na tle programów innych partii. Poza tym, ważne są nie tylko media centralne, ale i te lokalne. Wraz z kolegami z SLD ciężko pracujemy nad tym, by kontakty z mediami lokalnymi były bardzo dobre. I dzięki temu Sojusz jest w nich obecny.
Gdy w siedzibie SLD padają nazwiska Nowacka, Biedroń i Zandberg, to mówi się o nich jako o wrogach czy przyjaciołach?
U nas w partii obowiązuje hasło "nie ma wrogów na lewicy". I naprawdę bardzo poważnie to motto traktujemy. Pyta pan o Roberta Biedronia? Moim zdaniem, to naturalny kandydat na prezydenta. I sądzę, że wielu moich kolegów z SLD tę opinię potwierdzi. Natomiast jeśli chodzi o Adriana Zandberga i Razem, to należy podkreślić, iż wiele nas programowo łączy.
Jeśli miałoby więc dojść do jakiejś współpracy na lewicy, to sojuszników będziemy szukali przede wszystkim wśród nich. I myślę, że wszystko przed nami. Trzeba rozmawiać i przewodniczący SLD Włodzimierz Czarzasty już takie rozmowy prowadzi. Musimy współpracować także ze względu na zmianę ordynacji wyborczej, która będzie premiowała tylko ugrupowania zdolne do zgromadzenia dużej ilości głosów.
Czyli jest szansa na to, że znowu dojdzie - choćby do taktycznego - zjednoczenia lewicy pod jednym szyldem?
Wolałbym, żeby to już nie było zjednoczenie jedynie taktyczne. Chciałbym, by do tego zjednoczenia lewicy doszło raczej wokół konkretnego programu i idei. Intensywnie nad tym pracujemy. Powołaliśmy nawet specjalny zespół, który te prace na rzecz zjednoczenia lewicy koordynuje. I już udało nam się zgromadzić pewne formacje takie, jak Unia Pracy, Socjaldemokracja Polska oraz Wolność i Równość. To oczywiście jeszcze zbyt mało, ale dalsze prace trwają. I jestem optymistą jeśli chodzi o wyniki tych prac. Kaczyńskiemu udało się wiele złych rzeczy, ale dzięki zmianom w ordynacji może mu też wyjść jedna dobra rzecz, czyli zjednoczenie lewicy.
A co udziałem w zjednoczonej opozycji? Wydaje się, że PiS narzuci nowe reguły gry, które zmuszą lewicę do tego, by stanąć ramię w ramię z chadekami, liberałami i ludowcami, bo inaczej będziecie bez szans.
Tu należy poruszyć jedną bardzo istotną kwestię. Trzeba patrzeć na to, jakie partie mają interesy w tym, by do zjednoczenia doprowadzić lub nie doprowadzić. Wszystkie mniejsze ugrupowania na pewno mają interes w tym, by wspólnie wystąpić przeciwko Prawu i Sprawiedliwości w nowych warunkach wyborczych. Natomiast w przypadku Platformy Obywatelskiej takiego jasnego interesu nie ma. Czekamy więc na zdecydowany głos Grzegorza Schetyny, który musi powiedzieć, czy jemu naprawdę zależy na wspólnej koalicji przeciwko PiS.
Bo gdy patrzymy na to, co dzieje się w PO, można przypuszczać, że tam pojawił się pomysł, by rękami Kaczyńskiego pozbyć się konkurencji. Być może kusi ich wizja samodzielnego startu i wykorzystania nowej ordynacji do tego, by w samorządach znalazły się tylko PiS i PO. W ten sposób Schetyna mógłby szybko pozbyć się konkurencji na opozycji, ale byłoby to działanie krótkowzroczne i w efekcie bardzo złe dla Polski.
Zrobimy naprawdę wszystko, by głos oddany na SLD nie był głosem straconym. Jestem przekonany, że tak nie będzie. Bo mamy przygotowane naprawdę dobre odpowiedzi na to, co robi Jarosław Kaczyński i jego ludzie. Z upublicznieniem konkretnych pomysłów musimy jednak chwilę poczekać, ponieważ nie wszystko jest już ostatecznie przygotowane. No i nie chcemy partii rządzącej niczego podpowiadać.