
Rekonstrukcja rządu już za nami. A może raczej "rekonstrukcja", bo zmiany są symboliczne, a Antoni Macierewicz, Jan Szyszko i spółka najpierw się zdymisjonowali, a później szybko wrócili na swoje ciepłe państwowe posadki. Opozycja momentalnie zaczęła grzmieć, że za ten "epizod" na bezrobociu wszyscy ministrowie otrzymają wysokie odprawy. Rzecz w tym, że zgodnie z prawem one im zwyczajnie... wcale nie przysługują. Mały wyjątek jest tylko dla byłej premier.
Wszystko reguluje wielokrotnie nowelizowana ustawa o wynagrodzeniu osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe, która korzeniami sięga jeszcze 1981 roku. I odprawy rzeczywiście przysługują ministrom, którzy żegnają się z funkcjami. W 2015 roku media grzmiały, że na pożegnanie rząd Ewy Kopacz dostał w sumie kilkanaście milionów złotych. "Fakt" wyliczał, że było to nawet 14 milionów złotych, ponieważ odprawy otrzymali nie tylko ministrowie, ale i urzędnicy niższego szczebla, którzy musieli odejść. Analogicznie pieniądze należały się też członkom pierwszego rządu PiS.
Art. 5. 1. ustawy o wynagrodzeniu osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe
Osoby odwołane z kierowniczych stanowisk państwowych oraz osoby, które zaprzestały wykonywania funkcji na tych stanowiskach wskutek upływu kadencji, zachowują, z zastrzeżeniem ust. 2, prawo do dotychczasowego wynagrodzenia przez okres:
1) jednego miesiąca – jeżeli funkcję tę pełniły przez okres nie dłuższy niż 3 miesiące;
2) dwóch miesięcy – jeżeli funkcję tę pełniły przez okres dłuższy niż 3 miesiące i nie dłuższy niż 12 miesięcy;
3) trzech miesięcy – jeżeli funkcję tę pełniły przez okres dłuższy niż 12 miesięcy
Art. 5. 2. ustawy o wynagrodzeniu osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe
2. W razie podjęcia w okresie, o którym mowa w ust. 1, pracy niżej płatnej przysługuje przez ten okres dodatek wyrównawczy. Dodatek wyrównawczy stanowi różnicę pomiędzy wynagrodzeniem pobieranym na kierowniczym stanowisku państwowym a wynagrodzeniem pobieranym w nowym miejscu pracy.
W praktyce więc jedyną osobą, która zyska, będzie... Beata Szydło. Powód? Jako premier zarabiała bowiem około 17 tys. zł brutto. Wicepremier ma pensję niższą o około 4 tys. zł. Jej przysługuje więc wyrównanie.
