Gdy wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki w słownej potyczce z "Gazetą Wyborczą" z dumą oświadczył "tak, stałem pod blokiem", film "Bloki" miał swoją polską premierę w Szczecinie. Ale to nie była pierwsza prezentacja tego dokumentu – jego premiera odbyła się w Rotterdamie na najważniejszym europejskim festiwalu filmów poświęconych architekturze. Dziś projekcją "Bloków" zainteresowane są kina w wielu krajach w różnych zakątkach świata. Polskie blokowiska są bowiem ewenementem. A takiego filmu jak ten, jeszcze nie było.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Określenie "blokowisko" ma zdecydowanie pejoratywny wydźwięk. "Wielka płyta" – to też nie brzmi dumnie. Nawet z pozoru neutralne słowo "blok" dziś raczej nie jest stosowane do opisywania nowo powstających budynków. Deweloperzy używają raczej określeń "apartamentowiec", "inwestycja", "osiedle". "Bloki" zarezerwowane są dla tych budynków, które powstały przed rokiem 1990. Słusznie?
"Musimy pamiętać, że większość produkcji architektonicznej, większość "mieszkaniówki", która teraz powstaje, to są bloki. To w gruncie rzeczy - poza pewnym kostiumem materiału, kostiumem elewacji - niczym się nie różni od bloków budowanych w latach 30., 40., 50., 60., 70... To jest wciąż to samo" – mówi w filmie "Bloki" krytyk architektury Jarosław Trybuś.
To samo, a jednak - gdy spojrzy się na bloki, jak na zjawisko architektoniczne, urbanistyczne czy socjologiczne - dostrzeże się wiele różnic. I ten dokument pozwala na ich zauważenie, choćby zestawiając wypowiedzi starszych architektów, twórców takich słynnych osiedli jak Tysiąclecia czy Gwiazdy w Katowicach lub Przymorza w Gdańsku z opiniami architektów i deweloperów, którzy odpowiadają za najbardziej znane aktualne inwestycje.
– Nie dajemy prostej, jednoznacznej odpowiedzi, że stare bloki są wspaniałe. Lub na odwrót: że to dzisiejsze apartamentowce są lepsze, bo - jak to powiedziała jedna naszych z bohaterek - nikt tam nie maże po ścianach – tłumaczy w rozmowie z naTemat współtwórczyni "Bloków", Marta Zabłocka.
"Bloki" to film pary debiutantów, ale ani trochę nie widać tego na ekranie. Scenarzystką, dźwiękowcem i współproducentką dokumentu jest Marta Zabłocka, szczecińska dziennikarka radiowa i prasowa. Reżyser Konrad Królikowski jest natomiast fotografem i socjologiem z Trójmiasta. Oboje mają wiele do zaoferowania widzowi – piękne zdjęcia połączone ze społecznym spojrzeniem na życie wielkiej płyty i w wielkiej płycie. No i – łatwo się domyślić – wychowali się w blokach i nadal w nich mieszkają.
– Co ważne, oboje nie jesteśmy architektami. "Bloki" to jest spojrzenie na to budownictwo z punktu widzenia socjologa, mieszkańca, obserwatora – mówi Zabłocka, tłumacząc ideę, jaka towarzyszyła twórcom. Chodzi o Kartę Ateńską z lat 30. z hasłem architekta Le Corbusiera "słońce, przestrzeń, zieleń", które miało przyświecać urbanizacji miast. Film pokazuje, jak to było realizowane w czasach PRL, dlaczego to nie wychodziło, no i jak to funkcjonuje dzisiaj.
Oglądając "Bloki" trudno jednak nie oprzeć się wrażeniu, że w głębokim PRL-u budowie bloków towarzyszyła jakaś prospołeczna myśl, że nie kierowała tym - jak to jest dzisiaj - wyłącznie chęć zysku. Dlatego, jeśli powstawało jakieś osiedle, to zawsze było tam miejsce na szkołę, przychodnię, pawilon handlowy, plac zabaw, górkę do zjeżdżania na sankach itp. Może wszystko to nie powstawało od razu, razem z blokami, może lokatorzy musieli na to poczekać dłużej, ale przynajmniej pozostawiano przestrzeń przeznaczoną na to, aby to się zmieściło.
Jak opowiada w filmie nieżyjący już architekt ze Śląska Henryk Buszko (to prawdopodobnie ostatnia zachowana wypowiedź twórcy m.in. osiedli Tysiąclecia i Gwiazdy w Katowicach), w latach 70. osiedla stawiano tak, by dzieci z podstawówki nie musiały nigdzie przechodzić przez ulicę.
Dziś natomiast zabudowuje się wszelkie wolne miejsca. Byleby ją zapełnić. Czy będzie miejsce na szkołę? Przecież to już nie jest zmartwienie dewelopera. Podobnie jak to, że blok przy bloku upchnięte są tak, że każdy każdemu zagląda w okna. Na starych osiedlach było to raczej nie do pomyślenia.
Twórcom "Bloków" udało się spotkać z wieloma architektami odchodzącego pokolenia. Danuta Olędzka, ostatnia żyjąca współtwórczyni falowców w Gdańsku, tłumaczy w filmie, że budowano wtedy tak, jak pozwalała partia.
To partia wyznaczała, ile metrów należy się każdej rodzinie. Ile przestrzeni wystarczy każdemu obywatelowi. I ile słońca wpadnie do jego mieszkania...
A dziś – wielkość i standard mieszkania wyznacza nie partia, lecz zdolność kredytowa. Ot i cała zmiana.
Film "rozchodzi się" bez jakiejkolwiek reklamy. – Działa wyłącznie marketing szeptany i to jest niezwykle miłe. Odzywają się do nas ludzie, którzy mówią, że słyszeli, że to jest dobry film i chcieliby go u siebie pokazać – mówi Marta Zabłocka. Na tej zasadzie "Bloki" zostały pokazane już np. w Poznaniu, Wrocławiu czy Kopenhadze. Dogadane są już pokazy w Stambule, zaś sygnały o zainteresowaniu filmem napłynęły choćby z Australii czy Chile. W grudniu i styczniu "Bloki" trafią wreszcie na ekran w Warszawie, w kinie w Muzeum Warszawy na Rynku Starego Miasta.
Film wzbudza poza Polską spore zainteresowanie. W wielu krajach postkomunistycznych bloki znikają, są burzone albo niszczeją, stojąc puste. To, co dzieje się u nas, to w sumie ewenement.
Architekci zapewniają, że wbrew pozorom bloki z czasów PRL mają się naprawdę nieźle i postoją jeszcze długo. Socjolodzy zaś zauważają, że z pewnością zmieni się ich klimat – to nieuniknione, bo właśnie w tej chwili w "Blokach" następuje wymiana pokoleń. A wraz z nią zmienia się choćby... zapach na klatkach. Bo przecież każdy blok ma swój zapach. – Jeden z naszych rozmówców powiedział, że za parę lat stare bloki będą pachnieć trawą cytrynową i curry. Coś w tym jest... – podsumowuje Marta Zabłocka.
Danuta Olędzka odpowiadała nie za zewnętrzny wygląd gdańskich falowców, ale za to, jak te mieszkania wyglądały w środku. Zapytałam ją, jak to się stało, że akurat jej powierzono to zadanie i ona wyjaśniła, że wygrała konkurs, ponieważ tylko w jej projekcie było okno w kuchni. Zdziwiłam się, bo przecież w tych wieżowcach okno w kuchni jest wielkości dwóch kartek formatu A4, ale ona mówi "no, tak, w innych projektach okna w kuchni nie było w ogóle".
Marta Zabłocka
scenarzystka i współproducentka filmu "Bloki"
Widzowie np. w Holandii, idąc na "Bloki", spodziewali się jakichś strasznych historii. Byli przekonani, że zobaczą jakieś szare, brudne budynki, zamieszkałe przez patologię. I po projekcji byli zaskoczeni, że to wszystko jest wciąż w tak dobrej formie.