Senator Prawa i Sprawiedliwości swoje pytanie do Rzecznika Praw Obywatelskich zaczął zaczepnie. "Jestem nawet poruszony pana głęboką wiedzą i rozległą wiedzą na te tematy" – zwrócił się Andrzej Stanisławek do Adama Bodnara w trakcie debaty nad ustawą o Krajowej Radzie Sądownictwa. Po chwili okazało, że politykowi PiS w tej sprawie brakuje nie tylko wiedzy "głębokiej i rozległej" – nawet z wiedzą bardzo podstawową jest kiepsko.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Ileż to komentarzy było latem w trakcie masowych demonstracji przeciwko przejęciu sądów przez PiS, że ludzie, którzy wyszli na ulice, to ofiary astroturfingu. Przedstawiciele obozu władzy (np. poseł Arkadiusz Mularczyk) przekonywali, że manifestujący zupełnie nie wiedzą przeciw czemu protestują. Teraz okazało się, że politycy PiS z kolei nie wiedzą za czym głosują.
Udowodnił to w Izbie Wyższej podczas wczorajszej dyskusji nad prezydenckimi projektami zmian w sądownictwie senator z Lublina prof. Andrzej Stanisławek, lekarz onkolog. Wiedzy medycznej pana profesora nikt nie zamierza kwestionować. Jednak w dziedzinie prawa senatorowi orientacji trochę brakuje.
W trakcie debaty w Senacie wystąpił Rzecznik Praw Obywatelskich dr Adam Bodnar. Senatorowie mieli możliwość zadawania pytań RPO i prof. nadzw. Stanisławek swoje pytanie do dr. Bodnara zaczął jakby z ironią: "Jestem nawet poruszony pana głęboką wiedzą i rozległą wiedzą na te tematy". Potem wprawdzie zaznaczył, że sam prawnikiem nie jest, ale jednocześnie pouczył Rzecznika, że ten swojej wiedzy na temat prawa "używa tylko w jednym kierunku", czyli do krytykowania tego, co znalazło się w projekcie.
Adam Bodnar wyjaśnił Andrzejowi Stanisławkowi, że najpewniej doszło do "pewnego nieporozumienia". Przyznał, że zna zacytowane wystąpienie Związku Przedsiębiorców i Pracodawców i ono w żadnym stopniu nie dotyczyło Krajowej Rady Sądownictwa lecz do procedur rejestrowych. Zatem w tym przypadku chodziło o Krajowy Rejestr Sądowy. – Wydaje mi się, że ustawa o Krajowej Radzie Sądownictwa akurat do tych kwestii się nie odnosi – zakończył Bodnar swoją odpowiedź.
Senator PO Jerzy Fedorowicz zaś poprosił, żeby po wypowiedzi Andrzeja Stanisławka nie pozostał błąd w protokole z obrad. – Krajowa Rada Sądownictwa nie wydaje żadnych wyroków. Więc ja, Jerzy Fedorowicz, nie-prawnik, prostuję tę wypowiedź – podkreślił polityk Platformy, z wykształcenia aktor.
Skoro senator PiS "otworzył sobie internet", to i my "otwórzmy" i sprawdźmy, co tam o panu senatorze piszą. Oczywiście jest tam sporo informacji o jego dokonaniach jako onkologa i chirurga czy o funkcjach jakie pełnił i pełni (jest m.in. ordynatorem oddziału Chirurgii Onkologicznej Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej). Ale są też i informacje o jego życiu prywatnym. Jak podawała lokalna prasa oraz choćby prawicowa blogerka Irena Szafrańska, w życiu prywatnym prof. Stanisławek jest partnerem byłej żony Janusza Palikota, lubelskiej lekarki Marii Nowińskiej.
Można też znaleźć dane o jego politycznej karierze – w latach 90. związał się z Krajową Partią Emerytów i Rencistów i z jej list kandydował do Senatu. Wówczas sukcesu nie odniósł. Trzy lata temu przystąpił do ugrupowania Jarosława Gowina Polska Razem i wystartował w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Też bezskutecznie.
Jego kampania z 2014 r. budzi spore kontrowersje, bo "otwierając internet" można natrafić na informacje, że prof. Stanisławek w bezprawnie wykorzystał w niej dane swoich pacjentów. Do osób, które były w bazie poradni onkologa, wysłane zostały imiennie zaadresowane ulotki zachęcające go głosowania na niego.
Do decyzji Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych w tej sprawie dotarł reporter TOK FM. Z dokumentu wynika, iż nie ma wątpliwości, że prof. Andrzej Stanisławek postąpił niezgodnie z prawem. Pacjent profesora, który dostał ulotkę i potem sprawę zgłosił do GIODO, nie zamierzał pozywać lekarza, więc sprawa została zamknięta.
Andrzejowi Stanisławkowi udało się osiągnąć wyborczy sukces za trzecim razem, w 2015 r. w wyborach parlamentarnych. Wywalczył mandat w Izbie Wyższej, pokonując m.in. piosenkarza Krzysztofa Cugowskiego. I dobrze, że w tzw. izbie refleksji zasiadają osoby z tytułami naukowymi. Choć szkoda, że ich wiedza wykorzystywana jest "tylko w jednym kierunku" – aby bezkrytycznie głosować za tym, co przygotuje rząd.
Dla porządku zatem na koniec rozróżnijmy: Krajowa Rada Sądownictwa to "konstytucyjny organ stojący na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów", zgodnie z projektem prezydenckim, wpływ na jej skład mają mieć politycy - 15 członków KRS ma wybierać Sejm, a nie - jak dotąd - środowisko sędziowskie; Krajowy Rejestr Sądowy to natomiast dawny rejestr handlowy, czyli spis przedsiębiorców, stowarzyszeń, fundacji oraz dłużników, prowadzony jest przez sądy i resort sprawiedliwości.
Ja nie jestem prawnikiem, ale zacząłem się tak zastanawiać, czy pan tej swojej wiedzy używa tylko w jednym kierunku, bo cały czas słyszę tylko krytykę tego co ma być, czyli tej ustawy o KRS-ie.
Otworzyłem sobie internet i to chciałbym panu powiedzieć: '2016 rok, Platforma księgowych i kadrowych, Związek Przedsiębiorców i Pracodawców stwierdził, że czeka się 6 miesięcy na wyroki KRS-u i zagraża to bezpieczeństwu obrotu gospodarczego'. Na co rzecznik prasowy do spraw cywilnych Sądu Okręgowego w Warszawie wyjaśnił, że jest to spowodowane brakami kadrowymi i formalnymi błędami w dokumentach. Czy nie uważa pan, że ze strony pana też nie powinno być jakiejś inicjatywy, żeby w tej dyskusji parlamentarnej wspomóc też tę ustawę, którą procedujemy? Ponieważ, jeśli poprzednia jest niewydolna i my chcemy coś poprawić, no to myślę, że pana obowiązkiem jest włączyć się w to poprawienie tej ustawy.