325 zł miesięcznie za miejskie auto. Musimy zacząć traktować je jak rzeczy na abonament. Test nowego Seata Ibiza
Michał Mańkowski
17 grudnia 2017, 14:54·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 17 grudnia 2017, 14:54
Załóżmy, że szukasz sobie miejskiego auta. Czy pomyślałbyś o Seacie Ibiza? Podejrzewam, że nie. Spokojnie, ja również nie. Po tygodniu z tym samochodem w typowo miejskich warunkach wiem, ze to był błąd. Nowy Seat Ibiza to zwyczajny maluch, który dokładnie spełnia pokładane w nim oczekiwania. Po prostu… jest. I czasami tylko to wystarcza.
Reklama.
Nie wiem czemu, ale gdy myślę o autach, Seat od zawsze jest poza moją orbitą zainteresowania. Nie dlatego, że nie mogę się przekonać do ich aut, po prostu na myśl zawsze przychodzą mi inne marki. Może po prostu nie budzą we mnie emocji? Jeśli macie podobnie, czas na chwilę refleksji i zmiany podejścia, bo może okazać się, że tam, gdzie nie pomyśleliśmy, czeka na nas coś ciekawego i interesującego (wystarczy wspomnieć SUV-a Atecę)
Tym bardziej, że w mega teście magazynu „Motor” to właśnie Ibiza została sklasyfikowana jako auto numer 1 ze wszystkich miejskich hatch-backów. Ibiza jest wyjątkowym modelem, bo żaden inny samochód tego hiszpańskiego producenta nie sprzedawał się lepiej.
Niedawno na rynek wjechała najnowsza odsłona tego popularnego malucha. Pierwsze wrażenie? Kurde, już gdzieś to widziałem. Gdzie? Tuż obok, bo przed budynkiem stał jego większy brat o nazwie Leon. Nowa Ibiza jest do niego łudząco podobna i to nie tylko na pierwszy rzut oka. Popularny model trochę dojrzał i jest już większy – jest szerszy i może pochwalić się większym rozstawem osi. Warto wspomnieć, że wraz z wejściem najnowszej generacji z gamy znika 3-drzwiowa Ibiza i do kupienia będzie tylko zestaw z kompletem drzwi. I słusznie, nigdy nie byłem fanem 3-drzwiówek, zwłaszcza, że za stosunkowo niewielką dopłatą można mieć pełnoprawne auto.
Mimo tych zmian, to ciągle nieduży, wdzięczny samochodzik z wyraźnymi ostrymi liniami. Pełne światła LED z przodu i z tyłu sprawiają, że widać go już z daleka. Mocne i zimne światło to jego znak rozpoznawczy. Gdy podjeżdżałem pod siłownię, kolega, który czekał w środku, stwierdził, że wiedział, że jadę jeszcze chwilę przed tym, zanim mnie zobaczył.
Jeśli naszym jedynym celem nie jest wydanie jak najmniej za „cokolwiek co jeździ”, możemy pobawić się formą i upiększyć naszą Ibizę. W wersji Xcellence dorzucamy sobie kolorowe przeszycia wewnątrz czy 17-calowe alufelgi. Jeśli nadal wam mało możecie wskoczyć w wersję FR (dodatkowy znaczek na grillu) z 18-calowymi felgami, panoramicznym dachem, kolorowymi przeszyciami, a nawet chromowaną końcówką układu wydechowego.
A jak to jest z finansami? Najtańszy „golas” zaczyna się już od 43 900 złotych, co jest bardzo atrakcyjną propozycją. Wersja FR to już większy wydatek od 60 500 zł w górę. Producent woli jednak, by klienci nie rozmawiali o cenie końcowej, a o coraz modniejszych ratach miesięcznych. Bo tutaj Ibizę można mieć już od 324 złotych miesięcznie, co wygląda już bardzo atrakcyjnie.
Jeśli chodzi o moc, to poruszamy się pomiędzy kilkoma jednostkami silnikowymi w przedziale od 75 do maksymalnie 150 koni mechanicznych. Żeby jazda była sensowna i nie frustrująca, pewnie dobrze plasować się tutaj gdzieś co najmniej po środku tej stawki. Niestety najmocniejszy silnik jest dostępny dopiero od wersji FR. 115-konny benzyniak, którego widzicie na zdjęciach, po tygodniu tylko miejskiej jazd, bez skupiania się na ekonomicznych osiągach, wygenerował spalanie rzędu 8,5l/100km. Jest okej, ale mogłoby być lepiej.
Ibizę prowadzi się bardzo lekko. Kompaktowym rozmiarem pozwala wcisnąć się wszędzie tam, gdzie innym może zabraknąć miejsca. W razie czego kamera cofania czuwa, żebyśmy przypadkiem kogoś nie zahaczyli.
Generalnie nowa Ibiza rozmiarami i ogólnym wrażeniem przypomina mi swojego niemieckiego kuzyna o nazwie Polo, choć jeśli chodzi o kwestie wizualne to tutaj wygrywa. W środku widać, że czerpie pełnymi garściami z faktu bycia częścią wielkiego koncernu Volkswagena. Jeśli chodzi o jakoś wykonania to jest plastikowo, bardzo plastikowo. Ręce same wędrują w stronę gigantycznego plastiku ciągnącego się niemal przez całą długość deski rozdzielczej i pukają w niego palcami. Odgłos, który usłyszycie to najbardziej typowy ze wszystkich plastików. Jest prosto, mamy wszystko czego potrzebujemy i tyle. Doceniłem dedykowany i wyprofilowany schowek na telefon, a także sporawy jak na auto z tego segmentu bagażnik.
Dlaczego nowa Ibiza pozytywnie mnie zaskoczyła? Bo… po prostu była. Pod tym względem przypomniała mi opisywanego jakiś czas temu Hyundaia I20. Nie budzi emocji, ale jest wdzięcznie wyglądającym i względnie tanim samochodem, który może się podobać. Daje dokładnie to czego oczekujesz, ale niewiele więcej. Praktyczny i naprawdę ładny samochód, który pewnymi akcentami możemy sobie nieco „podrasować”. Ma wszystko, czego potrzeba w miejskim aucie.