Wczoraj rozbił się Mig-29. Ale mało kto wie, że tydzień wcześniej zniszczona została inna maszyna wojskowa, MON skrzętnie zamiata wypadki lotnicze pod dywan.
Wczoraj rozbił się Mig-29. Ale mało kto wie, że tydzień wcześniej zniszczona została inna maszyna wojskowa, MON skrzętnie zamiata wypadki lotnicze pod dywan. Fot. Łukasz Nowaczyk / Agencja Gazeta
Reklama.
Trudno nie odnieść wrażenia, że w lotnictwie dzieje się coś złego. Na przestrzeni kilku dni dochodzi do dwóch poważnych wypadków lotniczych i tylko szczęściu można przypisać fakt, że jak do tej pory nikt nie zginął. Symptomatyczne natomiast jest to, że ministerstwo obrony narodowej zdaje się bagatelizować sprawę, nazywając zniszczenie sprzętu incydentem lotniczym. Czyżby słowo "wypadek" gorzej brzmiało w mediach?
Wczoraj w okolicach Kałuszyna na Mazowszu rozbił się podchodzący do lądowania myśliwiec Mig-29. Na szczęście pilot zdołał się katapultować i przeżył. Ranny leżał kilka godzin w lesie, bo poruszające się pieszo i samochodami służby ratunkowe nie mogły go namierzyć, a śmigłowiec ratunkowy nie wzbił się w powietrze. Jak przyznał dowódca bazy w Mińsku Mazowieckim, gdzie próbował lądować młody porucznik, podstawa chmur uniemożliwiła start śmigłowca. Tych samych chmur, które kilka minut wcześniej dopuszczały podejście do lądowania samolotu.
Niejako przy okazji okazało się, że to drugi wypadek lotniczy w ciągu tygodnia. Jak donosi portal Wirtualna Polska, 13 grudnia doszło do poważnego uszkodzenia śmigłowca SW-4 "Puszczyk". Helikopter ma połamane łopaty wirnika, zniszczone podwozie i urwany ogon. Choć piloci z poważnymi obrażeniami trafili do szpitala, wiceminister Bartosz Kownacki określa ten wypadek, podobnie jak wczorajszą stratę samolotu mianem "incydentu". I tylko przypadkiem, przy okazji wczorajszego wypadku, zniszczenie śmigłowca w ogóle wyszło na jaw.
źródło: wp.pl