Trzy lata temu premier Fredrik Reinfeld "otworzył dla uchodźców serca". Tak ogłosił w swoim głośnym wówczas przemówieniu. Niedługo potem, tylko w jednym roku, Szwecja przyjęła ponad 160 tysięcy uchodźców i była to największa liczba spośród wszystkich państw UE. A dziś szwedzka minister finansów otwarcie mówi, że to było zbyt dużo, a integracja uchodźców i imigrantów ze szwedzkim społeczeństwem wcale nie jest sukcesem. Wręcz przeciwnie.
Wiele zmieniło się w szwedzkim społeczeństwie przez ten czas. I wielu Szwedów mówi, że to nie jest już ten sam kraj. Tu dopiero co pisaliśmy o Grecie Magnusson, która z powodu imigrantów postanowiła przeprowadzić się ze Sztokholmu do Polski.
– Z czasem zauważyłam, że zmieniła się ludność tego miasta. Nie potrafiłam się wśród nich odnaleźć. Wydawało mi się, że znajduję się w innym kraju. Czułam się nieswojo spacerując po Sztokholmie. (…) Zaczęłam odczuwać, że to już nie jest mój kraj, moja Szwecja, jeśli można tak powiedzieć – mówiła Radiu Szczecin.
Negatywne nastroje wobec imigrantów, z których ogromna liczba żyje na zasiłkach państwa, mocno się w różnych kręgach wzmocniły. Zamachy i doniesienia o wzroście przestępczości tylko je wzmagają. Przypomnijmy, w kwietniu ciężarówka wjechała w tłum w Szokholmie, zginęły cztery osoby. Od tamtej pory Szwedzi bardziej kontrolują napływ migrantów, ograniczyli ich liczbę. Jednak na nastroje wpływ mają również takie informacje jak ta sprzed paru dni – o wynikach badań 8 tysięcy migrantów, którzy podawali się za dzieci, ale były wątpliwości co do ich wieku. I okazało się, że 3/4 z nich ma ponad 18 lat.
"Integracja nie przebiega tak, jak powinna"
Coraz bardziej to inne nastawienie odczuwalne jest też w oficjalnych wystąpieniach. Coś, co jeszcze kilka lat temu w przypadku Szwecji było nie do pomyślenia.
Minister finansów właśnie przyznała, że nie jest tak, jak być powinno, a jej partia, która zgodziła się przyjąć tylu cudzoziemców, ponosi za to odpowiedzialność i ma powód do samokrytycyzmu. – Integracja nie przebiega tak, jak powinna. Mieliśmy z nią problem z jesienią 2015 roku. Oczywistym jest dla mnie, że nie możemy przyjść większej liczby osób, niż jesteśmy w stanie zintegrować – powiedziała w wywiadzie szwedzka minister finansów Magdalena Andersson.
Wskazała na konsekwencje tego napływu i braku integracji. Na to, co dzieje się w społeczeństwie nawet tam, gdzie o tym w ogóle nie myślimy. – Przez bardzo długi czas budowaliśmy mało mieszkań. To skutkuje tym, że ludziom trudniej jest znaleźć dom. A gdy nie masz domu, trudniej posłać dzieci do szkoły i zapewnić sobie stabilizację – powiedziała w wywiadzie, który odbił się echem w Europie.
Nie ma pracy bez wykształcenia
Szwecja, wiadomo, to kraj zasiłków i socjalnego zaplecza, które zawsze przyciągał choćby Polaków. Ustabilizowany przez lata, bez żadnych wielkich, społecznych wstrząsów. I nagle Szwedzi słyszą, że w ich kraju ma być podniesiony wiek emerytalny, ogłosiła to właśnie minister Andersson. "Szwecja podniesie wiek emerytalny, by zapłacić za masową imigrację" – takie komunikaty szybko pojawiły się w niektórych mediach.
Część migrantów nie chce pracować, część chciałaby, ale nie może znaleźć pracy. Nie mają wykształcenia, nikt nie chce ich zatrudnić. – Statystycznie Szwecja jest najgorszym krajem, jeśli chodzi o integrację cudzoziemców. Tu nie można otrzymać pracy bez wykształcenia – powiedział "Financial Times" prof. Aje Carlbom, profesor antropologii z Uniwersytetu w Malmo.
Patrząc na statystyki. Dziś bezrobocie wśród Szwedów wynosi niecałe 5 procent. Wśród migrantów – 16. – Sądzę, że mają większe szanse, jeśli poszukają azylu w innym kraju – powiedziała o migrantach Magdalena Andersson. "Nie przyjeżdżajcie do Szwecji" – tak to zostało odebrane.