Giżycko liczy niecałe 30 tysięcy mieszkańców, ale ma szpital z 11. oddziałami, który w województwie warmińsko-mazurskim uważany jest za jeden z kilku najważniejszych. I właśnie tu zamknięto oddział pediatryczny, bo nie było lekarzy chętnych do pracy. Informacja była tak wstrząsająca, że momentalnie obiegła wszystkie media w Polsce, a szpital w Giżycku szybko stał się symbolem – tego co właśnie dzieje się w służbie zdrowia, i co może czekać kolejne placówki, zwłaszcza w mniejszych miastach. Bo, jak zastrzega dyrektor, u nich wcale nie chodzi o żaden opt-out.
Informacja o zamknięciu oddziału pediatrycznego w Giżycku gruchnęła przed świętami i od razu się zagotowało. Rodzice narzekają, że teraz są skazani na oddalone placówki w innych miastach, inni otwarcie złorzeczą "dobrej zmianie", że do tego doprowadziła. "Panie ministrze Radziwił, pan niczego nie ma pod kontrolą, pan np. w Giżycku doprowadził do tego, że dzieci nie mają szpitala" – to tylko jeden z komentarzy.
Szum na cały kraj
Choć prawda jest taka, że akurat tu problem jest nieco inny, a szpital wręcz jest zadowolony z efektów reformy Radziwiłła. Zaskoczeni? Dzięki niej w październiku ubiegłego roku placówka znalazła się w nowej sieci szpitali.
– Mam świadomość, że powszechna jest krytyka tej reformy, ale dla naszego szpitala przyniosła ona dużo dobrego. Jako jeden z pięciu na 46 szpitali w województwie, został zakontraktowany na drugi stopień referencyjności. Oznacza to, że ma wysokospecjalistyczne oddziały. Uzyskaliśmy też o ponad milion złotych wyższy ryczałt niż dotychczas, co bardzo szpitalowi pomogło – mówi nam dyrektorka Agnieszka Biała.
A mimo to podjęła decyzję o zamknięciu oddziału. Do Giżycka zaraz pojechały ogólnopolskie media i zrobił się szum na cały kraj.
Choć – zaznaczmy od razu – nie jest to jedyne miasto, gdzie brak lekarzy doprowadził w ostatnich dniach do takiej sytuacji. Niedaleko stąd, w Morągu, Szpital Miejski również zawiesił działanie oddziału pediatrycznego, bo przez pół roku nie udało się znaleźć lekarzy do pracy. Pacjenci odsyłani są do Olsztyna i taka sytuacja ma trwać co najmniej do maja 2018 roku.
Z powodu braku lekarzy nawet w Uniwersyteckim Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Białymstoku wstrzymano planowe zabiegi i operacje.
"To nie jest to kwestia braku pieniędzy"
W przypadku Giżycka pediatrii ma nie być do końca marca, pod warunkiem, że w tym czasie uda się znaleźć chętnych do pracy. Przyczyny takiego stanu nie są jednak tak oczywiste, jak mogłoby się zdawać i dla wielu mogą być zaskakujące. Ale zacznijmy od początku.
– Na przełomie listopada i grudnia był okres zawierania nowych kontraktów lekarskich. Nawet nie wiem, czy ktoś się zgłosił, ale na pewno nie pozwoliło to obsadzić całego oddziału. I nie jest to kwestia braku pieniędzy, gdyż środki z NFZ są. Po prostu lekarze się nie zgłosili – mówi nam giżycki wicestarosta Mirosław Drzażdżewski, jakby bezradnie rozkładając ręce.
Wiemy jednak, że lekarze się zgłosili. Było ich troje, ci sami, którzy pracowali dotychczas, ale teraz zaproponowali pracę w mniejszym zakresie niż wcześniej. Zresztą dotąd łączyli dyżury z oddziałem noworodkowym i do dziś na nim pracują. – Trzech lekarzy, 31 dyżurów plus praca w systemie dziennym. Długoterminowa praca w takim systemie nie była możliwa. To niewystarczająca liczba lekarzy do tego, aby zapewnić opiekę nad pacjentami w systemie 24-godzinnym na oddziale, który liczy 19 łóżek. Dlatego z przykrością musiałam podjąć taką decyzję, nie było innej możliwości – mówi nam Agnieszka Biała, dyrektorka szpitala.
By oddział bezpiecznie mógł funkcjonować, jej zdaniem, powinno być 4-5 lekarzy. Tymczasem w konkursie zabrakło oferty na ordynowanie oddziałem. – Do tego nakładał się problem braku pacjentów. Średnio miesięcznie było ich 5 do 9. Na moment zamknięcia oddziału było ich 9 – tłumaczy dyrektorka.
"Brak kadry lekarskiej, ale nie z tego powodu"
Tu wielu może być zaskoczonych. "Mniejszy zakres", o którym mowa nie ma nic wspólnego z opt-outem. Dyrektor szpitala mocno to podkreśla, choć taka informacja rozniosła się po kraju. – To są lekarze kontraktowi, klauzula opt-out ich nie dotyczy. To nie był powód, dla którego oddział został zawieszony – mówi naTemat Agnieszka Biała. Dodaje, że nie ma wpływu na to, że ta informacja jest tak przekazywana. – Mam świadomość, że tak jest. Przyczyną zamknięcia oddziału jest brak kadry lekarskiej, ale nie z tego powodu – podkreśla.
Bez względu na przyczynę, dla mieszkańców to utrudnienie. "Horror powrócił" – tak skomentował tę wiadomość jeden z lokalnych portali. To aluzja do sytuacji z początku 2017 roku. Być może trudno w to uwierzyć, ale ten sam szpital na pół roku zawiesił wtedy funkcjonowanie porodówki, pacjentki musiały korzystać z okolicznych placówek.
Powód? Z pracy zrezygnował wtedy tylko jeden lekarz neonatolog, ale to wystarczyło. – Brak jednego lekarza może rozłożyć wszystko. W tej chwili ten oddział jest obsadzony. Mam nadzieję, że przez trzy miesiące uda się znaleźć również lekarzy pediatrów. Ale czy się uda? Tego nie wiem. Może okazać się to bardzo trudne, szczególnie w przypadku tej specjalizacji. To coś niesamowitego, ale wiemy już, jak kiepski jest rynek pediatrów w Polsce – mówi wicestarosta.
W Giżycku i okolicy jest kilku pediatrów. Mimo usilnych prób, nie udało nam się z żadnym skontaktować.
"Absolutnie nie jestem zaskoczona, że nie ma lekarzy"
Ale w olsztyńskim oddziale Towarzystwa Pediatrycznego doskonale zdają sobie wagę z problemu. Wiceszefowa, dr Sabina Łukaszewska nawet nie jest zaskoczona, że w Giżycku nie mogą znaleźć pediatrów. Sama jest pediatrą z 25-letnim stażem, pracuje w Wojewódzkim Specjalistycznym Szpitalu Dziecięcym w Olsztynie.
– Absolutnie nie jestem zaskoczona. To problem znany nam od wielu lat, na który tylko nakładają się obecne problemy służby zdrowia. Oddział miał problemy kadrowe zagrażające dalszemu funkcjonowaniu jednostki od lat i trwał tylko dzięki temu, że tamtejsi lekarze pracowali ponad siły, ale przecież kiedyś to musiało się to skończyć – mówi naTemat.
Jej diagnoza jest jednoznaczna i powinna wielu dać do myślenia. Tym bardziej, że media grzmiały o tym już kilka lat wcześniej i nikt nic z tym nie zrobił. "Pediatra po sześćdziesiątce. Czy w Polsce wkrótce zabraknie lekarzy?" – pisała niemal cztery lata temu "Gazeta Prawna". Średnia wieku pediatry wynosiła wtedy 58 lat.
Dr Łukaszewska też mówi o zaniedbaniu. – Generalnie jest problem z lekarzami w szpitalach powiatowych, ponieważ kadra lekarska po prostu się starzeje. A pediatrzy to już w ogóle kadra starzejąca się. Młodzi muszą szkolić się w dużych szpitalach, bo tak został wymyślony system szkoleniowy. Szkolenie trwa ładnych parę lat. A w tym czasie młodzi lekarze już poukładają sobie życie w dużych miastach, założą rodziny, kupią mieszkania. Trudno sobie wyobrazić, żeby zechcieli to wszystko zlikwidować i przeprowadzić się do jakiegoś małego miasta – mówi.
Dyrektor szpitala w Giżycku przyznaje, że na oddziale pediatrycznym szpitala też byli lekarze, którzy mają już uprawnienia emerytalne.
Zapewnia, że ma już konkretne pomysły, jak uratować oddział i ściągnąć lekarzy specjalistów: – Musimy zrobić wszystko, by ten oddział reaktywować. Być może zmniejszymy liczbę łóżek do 9-10, a pediatria stanie się pododdziałem innego wydziału.
Na ogólne braki kadrowe też ma już odpowiedź. – Zaoferowanie programu socjalnego ze wsparciem rozwoju. Jeżeli poszukujemy młodych specjalistów, którzy nie są przywiązani do dużych ośrodków miejskich, zależy im na rozwoju. Jesteśmy gotowi finansować wynajem mieszkania. Na kilka lat chcielibyśmy też zakontraktować lekarza na rozwój. Mamy na to zaplanowane środki, w ten sposób chcemy młodych lekarzy zachęcać – mówi Agnieszka Biała.
"Duże pieniądze, żeby się tu przeprowadzić"
Sytuacja szpitala w Giżycku nie jest jednak jednoznaczna i typowa dla wszystkich. Szpital jest własnością Starostwa Powiatowego, ale od dwóch lat toczy spór z firmą zarządzającą, co doprowadziło do sądowego zarządu przymusowego. Wicestarosta mówi, że dziś właściwie nie mają kontroli nad szpitalem, ale za to co się wokół niego dzieje i tak zbierają baty. – Chcemy utrzymać szpital w takim systemie organizacyjnym, w jakim funkcjonował. Czyli nie ograniczając żadnego oddziału. Będziemy starali się wspomóc zarządcę w działaniach, by lekarzy pozyskać – deklaruje.
Czy się uda? To się dopiero okaże. – To już musi być konkretna sytuacja życiowa, by ktoś – mając pracę – chciał to burzyć i na nowo układać życie rodziny w małym mieście, gdzie często dojazd ciągle jest trudny z powodu stanu dróg, wiecznych remontów. Może też w pewnych sytuacjach zadecydować atrakcyjna oferta materialna – mówi dr Łukaszewska.
W szpitalu w Olsztynie, w którym pracuje, jest sporo rezydentów i coraz więcej młodych lekarzy, którzy zakończyli rezydenturę: – Są już specjalistami, więc sytuacja jest lepsza. Trudno wyobrazić sobie sytuację gdyby ich nie było.