Miało być lepiej, wciąż słyszeliśmy te obietnice. Nowa siatka szpitali, nowe punkty pomocy nocnej i świątecznej, SOR odciążony od błahych przypadków. Ale po Świętach okazuje się, że do tego "lepiej" jeszcze dużo brakuje. A nawet, według wielu pacjentów, jest znacznie gorzej i nawet żadnego światełka w tunelu nie widać. Znów słychać narzekanie na wielogodzinne kolejki, brak lekarzy, odsyłanie do szpitali w innych miastach... A SOR jak przeżywał oblężenie, tak przeżywa nadal.
W sieci furorę robi zdjęcie z Krakowa zrobione przez lekarza pediatrę przed jednym z krakowskich szpitali. "SOR w Krakowie. 3 karetki czekają na przyjęcie. W środku tłum pacjentów, którzy zgłosili się o własnych siłach" – brzmi komentarz. Z opinii internautów można wnioskować, że chodzi o Szpital Specjalistyczny im. Stefana Żeromskiego w Krakowie. "Ale w Żeromskim to chyba stały widok?" – ktoś pyta. "Niestety tak" – pada odpowiedź.
Już kilka miesięcy temu krążyło podobne zdjęcie. W rozmowie z "Gazetą Krakowską" ratownicy przyznali, że kolejki stojące przed wjazdem do szpitala zdarzają się wcale nie tak rzadko. "Mój rekord to trzy godziny oczekiwania na wjazd na szpitalny oddział ratunkowy" – przyznał wtedy gazecie jeden z ratowników. Według jego słów tak miało być kilka razy w tygodniu. Teraz, po zmianach wprowadzonych przez PiS, tak się dzieje nadal, a po Nowym Roku - o czym już pisaliśmy - może być jeszcze większy zamęt.
Odpowiedź szpitala traktujemy jak potwierdzenie. Tak, to u nich te karetki tak stoją. Tłum na SOR w Święta też był. "A może warto by się było zastanowić, dlaczego na SOR jest tłum pacjentów? Bo trzy karetki oczekujące to widok codzienny. Ale proszę uprzejmie nie szukać winnych w Szpitalu i na SOR. Tam 24 godziny na dobę pracuje co najmniej 2 lekarzy a każdy chory to 15 minut. Szybciej się nie da i nie należy, dla bezpieczeństwa chorych" – odpowiada nam dyrektor, dr Jerzy Friediger.
"Wczoraj nie było tam lekarza do pracy"
Ten kto pojawił się w Święta na SOR wie, jak to może wyglądać. A jeśli nie, wystarczy poczytać komentarze w sieci. Najgorsze jest to, że i pacjenci, i lekarze mają rację, choć jedni denerwują się na drugich i odwrotnie (o czym za chwilę). – Z moich obserwacji wynika, że nic się nie polepszyło. A przecież miało być lepiej – mówi nam jeden z krakowskich polityków.
Bo przy takich okazjach jak Święta widać szczególnie, że pacjenci wciąż ciągną na SOR i raczej nie ma szans, by w najbliższym czasie miało się to zmienić. Ale co mają zrobić, jeśli w innym miejscu lekarza nie ma? "Wczoraj w SOR przyjęłam 30 dzieci. 27 z nich niepotrzebnie się tam zgłosiło. W 2 okienkach całodobowych w okolicy nie było pediatry, bo żaden chętny się nie zgłosił. Na całym Podhalu ( od Łącka po Chyżne) w nocy i w święta dyżuruje 1 ( jeden) pediatra" – napisała o drugim dniu Świąt jedna z lekarek na Twitterze. Z koleżanką przez 10 godzin przyjmowała bez przerwy. "Tylko 3 z przyjęłam do Szpitala. Reszta nie wymagała szpitala ani SOR" - napisała.
Jej wpisy wywołały ciekawą dyskusję. Ktoś zapytał "czy lekarz po zbadaniu pacjenta i stwierdzeniu że nie ma zagrożenia życia tylko jest katar po prostu, może odmówić leczenia w ramach SOR i skierować do przychodni?". Pediatra odparła, że nie. Musi być pełna dokumentacja z wizyty.
A to, oczywiście, generuje kolejki. I komentarze takie jakie tak te: "Mój ojciec leży 9 godzin na SOR", "Babcia była 13 godzin na SOR". Albo: "W tej chwili panuje jakiś wirus . U nas w święta SOR był pełny ".
'Czekałem z dzieckiem kilka godzin"
Dyrektor krakowskiego szpitala przypomina, że organizacja systemu ratownictwa medycznego jest zadaniem Wojewody. "Ale jego człowiek, do którego kompetencji to należy nie zamierza się chyba tym zająć" – pisze w odpowiedzi dla naTemat. Przypomina też, że SOR jest ostatnim ogniwem, które robi co może, pozostając bez wpływu na ilość pacjentów.
Izba przyjęć, o której wspomina? W Bielsku Białej właśnie ją zamknięto z powodu braku lekarzy. W Szczecinie ma tymczasowo działać zamiast SOR, bo tam z nowoczesny, budowany przez 3 lata, oddział ratunkowyz lądowiskiem dla helikopterów, nie dostał kontraktu z NFZ...
W każdym razie pacjenci i tak się gotują. W ostatnich dniach zbulwersowani "świąteczną pomocą", niekoniecznie SOR, alarmują lokalne media. Od 1 października, decyzją rządu, takich punktów w wielu miastach jest mniej niż wcześniej. Pacjenci skarżą się, że nie ma lekarzy, zwłaszcza pediatrów. No i godzinami musieli czekać na przyjęcie. Niby nic nowego, a jednak. Bo przecież miało być lepiej.
"Kłopoty z dostaniem się do lekarza podczas Świąt Bożego Narodzenia" – donosi portal rzeszow-news, gdy jedna z czytelniczek relacjonuje: "Kolejki po pomoc wszędzie niesamowite, a wczoraj nie było tam lekarza do pracy. Ludzie byli odsyłani m.in. do Rudnej Małej".
Pod tym artykułem na Faceboku wielu pacjentów wylewa swoje żale. Ktoś pisze, że czekał z dzieckiem 4,5 godziny. Inny: "Miałam 48 numerek a jak przyszliśmy wchodził 25 masakra. Pani Doktor oburzona wyszła i mówi, nikt wam tu nie każe siedzieć są inne przychodnie, możecie tam jechać". I jeszcze inny: "Tragedia. Żeby w szpitalu był 1 lekarz i kolejka na kilka godzin czekania to jest masakra...".
"Medycy przyznają, że takich kolejek się nie spodziewali"
O tym, jak wygląda sytuacja w szpitalach w Święta, zrobiła materiał nawet TVP w Lublinie. "Przepełnione korytarze, wielogodzinne kolejki i podróże między punktami medycznymi - tak wyglądała świąteczna zdrowotna rzeczywistość w regionie. Pacjentów poszukujących pomocy u lekarzy było tak wielu, że sami medycy przyznają, że takich kolejek się nie spodziewali" – czytamy na portalu.
Tu również zbulwersowani sytuacją pacjenci alarmowali lokalne media. Niektórzy czekali z dziećmi po pięć-sześć godzin w kolejce.
Były cztery punkty, są dwa
Zawsze tak było, że szpitale i przychodnie przeżywały w Święta oblężenie. Nie ma w tym nic nowego. Ale przed reformą ministra Radziwiłła punktów świadczących nocną i świąteczną pomoc było więcej i dla wielu były łatwiej dostępne.
Na przykład w Radomiu do tej pory były cztery takie punkty. Po wprowadzeniu nowej ustawy, która obowiązuje od 1 października, pozostały dwa – szpital miejski w centrum miasta i szpital marszałkowski na obrzeżach. Pierwszy przyjął w Święta 800 osób, drugi – 900 – od soboty do wtorku włącznie. Nie wszyscy to pacjenci SOR. Wioletta Kotkowska, członek komisji zdrowia w Radzie Miasta zaznacza, że szpital miejski przyjął 800 osób w ambulatorium, ale już szpital marszałkowski "tylko" 500 osób. Reszta pacjentów trafiła na SOR. – Można zatem przyjąć, że w jednym miejscu, na dyżurze w ambulatorium przyjęto nawet około 200 pacjentów. Tak być nie powinno – mówi naTemat.
Tu, w Radomiu, nowa siatka szpitali spowodowała jeszcze dodatkową, dość paradoksalną niedogodność – okazuje się, że mieszkańcy powiatu "otrzymali" punkt pomocy nocnej w innym, oddalonym mieście. – Moja mama ma 80 lat i taki punkt ma 50 kilometrów dalej. I nie ma możliwości, żeby sama tam dojechała. Do Radomia jest znacznie łatwiej. Jest mnóstwo takich osób, które – wbrew rejonizacji – jadą w takiej sytuacji do szpitala w Radomiu. A to powoduje, że w którymś momencie to mieszkańcy Radomia będą płacić za taką sytuację – mówi.
W Święta sama odwoziła do szpitala w Radomiu sąsiadkę swojej mamy. Na poczekalni było mnóstwo ludzi. Jak zawsze. Niby nie ma w tym nic dziwnego. – Ale jak teraz wytłumaczyć, że ktoś założył, że system miał być lepszy, a i tak trzeba czekać 3, nawet 6 godzin w poczekalni? – mówi Wioletta Kotkowska.
"Nie udzielono nam żadnej pomocy"
A zatem nic się nie zmieniło. W niektórych miejscach, nawet jak kolejek nie było, pacjenci i tak odeszli z kwitkiem. Niektórzy skarżą się w sieci na to, jak zostali potraktowani. Dorota Wiklosz, mieszkanka Krakowa, swoją historię opisała na Facebooku i zgodziła się, byśmy ja przytoczyli. W Wigilię rano trafiła na SOR szpitala Narutowicza w Krakowie wraz z mężem, który miał potworny ból ręki. "Internista kazał poruszyć ręką, mąż dostał ketanol w zastrzyku i kazał jechać do domu. Żadnej diagnozy, recepty, wskazówek" – opisuje.
Gdy w nocy ból był nie do wytrzymania, pojechali na SOR ponownie. W szpitalu nie było pacjentów, ale zastało ich zdziwienie personelu, po co przyjechali ponownie. Wyszli z kwitkiem. "Nie udzielono nam żadnej pomocy, nie postawiono diagnozy, nie dano nawet recepty na silniejsze środki przeciwbólowe." – napisała.
"Ludzie płacą za to swoim czasem"
Ale nawet wielu tych, co się wściekają, nie chce obwiniać służby zdrowia. Wiemy przecież, że z drugiej strony lekarze dwoją się i troją. Wielu daje z siebie wszystko na wielogodzinnym dyżurze, czasem im również puszczają nerwy. I jeszcze słyszą z góry: "Niech jadą". W sieci nie brak też opinii o tym, że to pacjenci są roszczeniowi, a wielu z nich niepotrzebnie zgłasza się z "drobiazgami" na SOR.
Nikomu się nie dogodzi, każdy ma swoje racje, koło się zamyka. Ale jedno jest pewne – uzdrowienia jak nie było, tak nie ma i wcale go nie widać. – Według mnie lepiej na pewno nie jest. Ludzie płacą za to swoim czasem, swoim zdrowiem, swoimi nerwami... – podsumowuje Wioletta Kotkowska.
Reklama.
Udostępnij: 2479
Dyr. J. Friediger
"Więc może więcej odpowiedzialności w kierowaniu karetkami? Może otworzyć zarejestrowane w NFZ, a faktycznie nie funkcjonujące izby przyjęć i SORy? Organizacja systemu ratownictwa medycznego jest zadaniem Wojewody, ale jego człowiek, do którego kompetencji to należy nie zamierza się chyba tym zająć. SOR jest w tym przypadku ostatnim ogniwem, które przyjmuje wszystkich, którzy się zgłoszą i musi im zapewnić kompetentną pomoc, w zależności od stanu zdrowia. I tak postępuje pozostając baz wpływu na ilość zgłaszających się pacjentów".
TVP3 Lublin
" W szpitalu przy ul. Abramowickiej w Lublinie: do dwóch lekarzy i pielęgniarki czekały tłumy. Część specjalnie przyjechała do tej placówki, bo w innych było jeszcze gorzej. Lekarze przyznają, że takiego oblężenia dawno nie widzieli. Tak było w całym regionie. Pacjenci z Bychawy jeździli do Lublina, z Łęcznej - do Świdnika. Może właśnie dlatego w Łęcznej kolejki były najmniejsze". Czytaj więcej
Pani Iwona dla Lublin 112.pl
"Jak to jest możliwe, że w największym mieście w tej części kraju, na ponad 340 tysięcy mieszkańców czynne są tylko trzy miejsca, gdzie można uzyskać pomoc lekarską. Co więcej, w każdym przyjmuje tylko po jednym lekarzu. Kolejki są ogromne, ludziom puszczają nerwy". Czytaj więcej