Imigranci pracujący w Dolinie Krzemowej już niedługo zamieszkają na wielkiej sztucznej wyspie. Wszystko w imię walki z wizami i amerykańskim prawem antyimigracyjnym.
Cóż. Nie ma chyba takiego problemu, którego nie można by rozwiązać. Taki przynajmniej wniosek pojawia się, kiedy słyszymy historię pływającej wyspy dla imigrantów. Historia rodem z filmowych fantazji, której ze względu na pragmatyzm biznesowych włodarzy z Krzemowej Doliny, jest bardzo blisko do rzeczywistości. W grę wchodzą amerykańskie wizy, imigranci i ekstremalna inżynieria.
Dolina Krzemowa to znane na całym świecie miejsce prężnego rozwoju przemysłu elektronicznego. Ten region w stanie Kalifornia wiedzie prym w świecie nowych technologii. To tam narodził się współczesny komputer. To stamtąd pochodzą takie firmy jak IBM, HP, Xerox czy Apple. To tam w końcu swoje siedziby mają młode wilki spod szyldu Google czy Facebook.
Wszystko razem jest nie tylko pomnikiem amerykańskiej gospodarki, ale przede wszystkim miejscem pracy dla najlepszych programistów i inżynierów na świecie. Zapotrzebowanie jest na tyle duże, że firmy mające tam swoją siedzibę prowadzą aktywne poszukiwania odpowiednich osób na całym świecie. A tych jest wbrew pozorom "jak na lekarstwo".
Dodatkowo istotną przeszkodą dla wielu utalentowanych ludzi z całego świata są zabezpieczenia antyimigracyjne USA. Wymagania dotyczące zielonej karty pobytowej czy wizy są często barierą nie do przeskoczenia. Amerykańskie prawo nijak się ma w tym przypadku do potrzeb wciąż rosnącej branży IT, w dużej mierze ulokowanej właśnie w kalifornijskiej dolinie.
Z tym problemem poradzić sobie chce firma Blueseed Co., która imigrantów zamierza zwerbować amerykańskie prawo sprytnie obchodząc. Start-up zamierza zbudować ogromną, pływającą wyspę, na której mieszkańcy z innych krajów mogliby pracować bez naruszania prawa Stanów Zjednoczonych. Karkołomny pomysł? Nie według założycieli firmy. Zapotrzebowanie na utalentowane ręce gotowe do pracy jest podobno tak duże, że inwestycja szybko się zwróci, i to z nawiązką.
Projekt takiej barko-statko-wyspy już jest. "Dryfować" ma dokładnie 12 mil od brzegu, na wodach międzynarodowych. Według wyliczeń koszt pobytu jednej osoby na arce kosztować będzie około 1600 dolarów miesięcznie. Biorąc pod uwagę, że na jednej z nich przebywać ma jednocześnie kilka tysięcy osób, nie jest to kwota zatrważająca.
Dodatkową zaletą całego pomysłu jest zgromadzenie najlepszych twórców, programistów i przedsiębiorców w jednym miejscu. To pozwolić ma na wzajemną inspirację i naukę, na którą nie było i nie będzie nigdy szans na lądzie. Nigdzie bowiem tak wielu wybitnych ludzi nie będzie tak blisko siebie przez tak długo.
Wydaje się, że śmiała wizja jest odległą przyszłością, która na razie "dojrzewa" w głowach swoich twórców. Nic bardziej mylnego. Ta międzynarodowa kolonia ruszyć ma pełną parą już pod koniec 2013 roku lub na początku 2014. I, jeśli wierzyć autorom tego pomysłu, chętnych na umieszczenie tam swoich pracowników nie brakuje.