Po rekonstrukcji mamy już czarno na białym – nic nie jest w stanie naruszyć pozycji minister edukacji, choć krytyka pod adresem jej reformy leje się z każdej strony. Na nic głosy oburzenia rodziców, nauczycieli, rzecznika praw dziecka, protesty, strajki, nie mówiąc o milionie podpisów wyrzuconych do kosza i ogólnej opinii zniszczenia polskiej edukacji. Nie zaszkodziła nawet krytyka w szeregach PiS. Minister edukacji wydaje się nie do ruszenia. "Została, bo nikt nie chciał przejąć tego bajzlu" – takie pojawiają się tłumaczenia.
Reforma edukacji to – obok reformy zdrowia – coś, co Polaków dotknęło najbardziej. Wywołało najbardziej namacalny chaos i zamęt, z którym wielu rodziców i nauczycieli, nie mówiąc o uczniach, do dziś próbuje się uporać. I choć minister Anna Zalewska nieustannie wmawia nam sukces, rodzice nie dają sobie wciskać kitu. "Wolałbym, żeby wszyscy pozostali zostali, a Zalewska wyleciała" – podsumował jeden z internautów.
Już kilka minut po ogłoszeniu zmian w rządzie nazwisko minister Anny Zalewskiej zaczęło szybko pojawiać się na Twitterze. W duchu rozczarowania, że akurat ona zostaje w rządzie, zdumienia, że tak się stało albo nadziei, że będzie następna, by odejść. "Zostawił minister Zalewską, która zdemolowała polską oświatę. To jest grzech niewybaczalny", "Zalewska? Chyba nie miał pan zbyt wiele czasu na przegląd ministerstw" – takie zgryźliwe opinie, również pod adresem premiera Morawieckiego, znajdziemy w sieci.
Na Facebooku Związku Nauczycielstwa Polskiego pozostawienie Zalewskiej podsumowano jednoznacznie. Jako dowód, że nikogo oświata nie obchodzi albo że nie ma nikogo, kto chciałby przejąć po niej cały ten edukacyjny bajzel. "Nie dziwię się... Tego nie da się posprzątać..." – pisze jedna z nauczycielek.
Do MEN nic nie dociera
Mówienie o tym, co swoją reformą zgotowała nam minister Zalewska w edukacji to temat rzeka, więc trudno się takim reakcjom dziwić. Rodzice od miesięcy się gotują, wielu nauczycieli czuje się jak na beczce prochu, o eksperymentalnym roczniku siódmoklasistów można by pewnie napisać książkę, tyle problemów już się zebrało, a gdzie pozostałe roczniki?
Od miesięcy całe rzesze ludzi biją też na alarm, ale do MEN nic nie dociera. Rok temu były manifestacje i protesty, zbiórka miliona podpisów, strajki organizowane w szkołach – wszystko okazało się waleniem głową w mur, bo według minister problemów nie ma. Rzecznik praw dziecka, rzecznik praw obywatelskich, listy – nic nie pomogło.
Efekt? "Trochę mi wstyd za siebie i swoje środowisko zawodowe, dlatego pragnę przeprosić (...) za to, że nie udało się sprawić odwołania Pani Zalewskiej; służby mundurowe, ekolodzy i lekarze pokazali nam, jak to robić. My nie zdołaliśmy" – takie emocjonalne wpisy pojawiają się teraz w internecie.
Sobecka czeka na odpowiedzi
Bo wątpliwości odnośnie reformy edukacji pojawiły się nawet w obozie "dobrej zmiany". "Już chyba tylko sama minister popiera pomysł reformy edukacji. Krytykują nawet koledzy z rządu" – pisaliśmy rok temu w naTemat. Mniej więcej wtedy reformę zaczęli krytykować również państwo Elbanowscy. I nic.
Paradoksalnie, dzień przed rekonstrukcją rządu losem polskich uczniów nieoczekiwanie zainteresowała się nawet związana z Radiem Maryja posłanka PiS Anna Sobecka. Jej interpelacja do minister Zalewskiej natychmiast stała się hitem sieci, bo wstrząs, że takie słowa padły właśnie z tej strony, był naprawdę duży. Nagle ktoś z PiS powołuje się na słowa rzecznika praw dziecka, nagle stawia wiele pytań, które odzwierciedlają wszystkie bolączki rodziców... I domaga się odpowiedzi od minister edukacji.
"Rodzice piszą głównie o tym, że dzieci nie mają podręczników, ich tornistry ważą więcej niż one same, bo w szkole nie ma miejsca na szafki, więc dzieci muszą te ciężary codziennie dźwigać. Klasy w szkołach podstawowych są przepełnione (...) Jakie działania zostaną podjęte, aby uczniowie w jak najmniejszym stopniu byli narażeni na negatywne skutki wprowadzania reformy edukacji?" – pyta Zalewską Sobecka.
Dokładnie te same pytania Rodzice przeciwko Reformie Edukacji chcą zadać dziś, podczas posiedzenia sejmowej Komisji Edukacji Nauki i Młodzieży.
Nowoczesna szkoła według PiS
Minister edukacji pokazała nam, jak wygląda nowoczesna szkoła PiS i jej podstawa programowa, tworzona na kolanie, w pośpiechu, wbrew opiniom wielu ekspertów i rodziców.
Powstanie wielkich molochów szkolnych na tysiąc, a nawet 2 tysiące uczniów. Tłok w szkołach, bo trzeba było zrobić miejsca na dodatkowe klasy, a co za tym idzie lekcje na zmiany. WF na korytarzu. Brak pracowni tematycznych do fizyki czy chemii, które w niejednej szkole trzeba było tworzyć od podstaw. Wyścig z czasem, żeby wyrobić się z podstawą programową i wbić 7-klasistom dwa lata fizyki w jeden rok... Na własną rękę nadrabianie braków z matematyki czy biologii, żeby nadgonić to, co wypadło z programu. Przeciążenie pracą, na które w sieci żali się bardzo wielu rodziców – non stop o tym słyszymy.
"To nie szkoła, to harówa" – napisał właśnie "Super Express". Przedstawiciele przeciwników reformy uznali to za istotne wydarzenie, gdyż dziennik ten nie poświęcał wcześniej tematowi wielkiej uwagi. "Los siódmoklasistek i siódmoklasistów zainteresował nawet 'Super Express'. Wszyscy widzą problemy, które nastolatkom zgotowała #reformaedukacji. Ale MEN wciąż upiera się, że wszystko jest dobrze" – napisała Dorota Łoboda.
"Co miała zepsuć, już zepsuła"
Baty na MEN spadają zatem z każdej strony, ale jak widać, nie ma to najmniejszego znaczenia. Mimo szumnie zapowiadanej rekonstrukcji rządu minister edukacji zostaje na stanowisku. Pytanie tylko, czy w tym przypadku zmiana miałaby jakikolwiek sens, bo i tak wszyscy wiedzą, że jest już za późno - przede wszystkim dla uczniów, zwłaszcza tych z 7 klas. "Zmiana nic by już nie pomogła. Co miała zepsuć już zepsuła" - to komentarz na profilu "Głos nauczycielski".
Minister edukacji bardziej wydaje się ostatnio skupiona na innym celu, jakby gimnazja i podstawówki miała już "odhaczone" i nie musiała się już nimi przejmować. Tym razem chodzi o szkolnictwo zawodowe. Już zaczęła bliską współpracę z premierem Morawieckim.
Byle tylko efekt był inny niż w przypadku gimnazjów i podstawówek...