
Mówienie o tym, co swoją reformą zgotowała nam minister Zalewska w edukacji to temat rzeka, więc trudno się takim reakcjom dziwić. Rodzice od miesięcy się gotują, wielu nauczycieli czuje się jak na beczce prochu, o eksperymentalnym roczniku siódmoklasistów można by pewnie napisać książkę, tyle problemów już się zebrało, a gdzie pozostałe roczniki?
Bo wątpliwości odnośnie reformy edukacji pojawiły się nawet w obozie "dobrej zmiany". "Już chyba tylko sama minister popiera pomysł reformy edukacji. Krytykują nawet koledzy z rządu" – pisaliśmy rok temu w naTemat. Mniej więcej wtedy reformę zaczęli krytykować również państwo Elbanowscy. I nic.
Minister edukacji pokazała nam, jak wygląda nowoczesna szkoła PiS i jej podstawa programowa, tworzona na kolanie, w pośpiechu, wbrew opiniom wielu ekspertów i rodziców.
Baty na MEN spadają zatem z każdej strony, ale jak widać, nie ma to najmniejszego znaczenia. Mimo szumnie zapowiadanej rekonstrukcji rządu minister edukacji zostaje na stanowisku. Pytanie tylko, czy w tym przypadku zmiana miałaby jakikolwiek sens, bo i tak wszyscy wiedzą, że jest już za późno - przede wszystkim dla uczniów, zwłaszcza tych z 7 klas. "Zmiana nic by już nie pomogła. Co miała zepsuć już zepsuła" - to komentarz na profilu "Głos nauczycielski".