Dominikowi Tarczyńskiemu zamarzył się sylwester w Meksyku. Problem w tym, że – jak donosi "Fakt" – polityk miał zapewniony przelot lotem w klasie ekonomicznej, podczas gdy oczekiwał, że będzie traktowany jak VIP.
Dominik Tarczyński spędził sylwestra w Meksyku. – Lecieliśmy z Tarczyńskim i jego partnerką, zwaną przez posła „Agą72”, do Cancun. Poseł miał wykupione bilety w klasie ekonomicznej (chodzi o lotnisko w Polsce – przyp. red.), ale robił wszystko, żeby odprawiono go jak VIP-a, bez kolejki. Naprzykrzał się nawet służbom chroniącym lotnisko – mówi rozmówca "Faktu".
Jak całą sprawę widzi Tarczyński? Przekonuje, że powyższa opinia to bzdura. Dodaje, że był obrażany przez ludzi, którzy czekali obok niego w kolejce. Wyjaśnia, że część z nich była pod wpływem alkoholu i nie podobała im się jego przynależność partyjna. Dlatego opuścił kolejkę w celu poproszenia o pomoc policję i straż lotniska. Dziennikarze nie zdołali jednak potwierdzić tej wersji.
Absurdalności całej sytuacji dodaje to, że – jak relacjonuje gazeta – Tarczyński natknął się na pokładzie na znajomą. Tłumaczył się jej wówczas, że nie leci klasą biznesową, bo zabrakło już na nią wolnych miejsc, choć jego koleżanka twierdziła inaczej.
Dominik Tarczyński jest znany z tego, że chętnie chwali się drogimi wyjazdami i zamiłowaniem do luksusu. Nie ogląda się na to, że takie ostentacyjne przechwalanie się w mediach społecznościowych wzbudza raczej niesmak. Teraz, po doniesieniach na temat walki o klasę biznesową w polskim samolocie, jest on jeszcze większy – mimo tłumaczenia polityka.