Gromy spadają w ostatnich tygodniach na głowę na prezydenta z jego własnych środowisk. Członkowie Klubów Gazety Polskiej już się nie patyczkują i otwarcie mówią, jak w sporze z Antonim Macierewiczem prezydent ich zawiódł i przestali być z niego dumni. Ale czegoś takiego, co zarzucił Andrzejowi Dudzie Tomasz Sakiewicz, jeszcze nie było. I na prawicy, i na lewicy uważają, że mocno przesadził z twierdzeniem, że prezydent jest beneficjentem katastrofy smoleńskiej.
W internecie zawrzało po wywiadzie Tomasza Sakiewicza dla tygodnika "Do Rzeczy". Właśnie te słowa o tym, jak prezydent skorzystał na katastrofie wywołały największe emocje. Są oburzające dla wielu bez względu czy po prawej, czy po lewej stronie.
"Zastanawiam się, kto był innym prominentnym beneficjentem Smoleńska w każdym możliwym sensie? Może Sakiewicz?" – pyta Paweł Wroński, publicysta "Gazety Wyborczej". "Cóż, mógłbym wymienić kilku moim zdaniem znacznie poważniejszych beneficjentów tejże" – to Łukasz Warzecha z "Do Rzeczy". "Sakiewicz atakuje Dudę tak, że przekracza granice" – komentują internauci.
– Przecież był [prezydent Duda – przyp.red.] beneficjentem sprawy smoleńskiej. Byłby politykiem kompletnie nierozpoznawalnym, gdyby nie to, że wystąpił w filmie "Mgła". Zaistniał dzięki temu, że 5 mln osób zobaczyło jego twarz w filmie – to te słowa Sakiewicza wywołały takie oburzenie.
"Za te słowa dostałem brawa"
Wydaje się, że wojna na linii Kluby Gazety Polskiej-prezydent Duda – której kulminacją była dymisja Antoniego Macierewicza – wchodzi w ten sposób w coraz ostrzejszą fazę. W Klubach Gazety Polskiej ogromne poruszenie, tu się gotuje. Tomasz Sakiewicz otwarcie sugeruje, że jego środowisko może nie poprzeć Andrzeja Dudy wyborach prezydenckich w 2020 roku i coraz mocniej w niego bije. On sam już zapowiedział, że nie zamierza na niego głosować, a za nim mnóstwo innych osób. Wiele jest takich deklaracji na Twitterze. Pierwsza z brzegu: "Na pana Dudę nigdy nie zagłosuję, bo niszczy dobrą zmianę".
Marek Michno, szef Klubu Gazety Polskiej w Krakowie, który kilka dni temu rozmawiał z nami o ostatniej miesięcznicy i nie szczędził słów krytyki pod adresem prezydenta, jest pewien, że on Andrzeja Dudy już nie poprze. – Ja już oświadczyłem pod krzyżem, że nie zagłosuję na pana prezydenta Andrzeja Dudę. Za te słowa dostałem brawa, co oczywiście nie oznacza, że wszyscy tak zrobią. Ale wszyscy jesteśmy zaskoczeni, że ten pan blokuje zmiany, które programowo były przedstawione społeczeństwu przez PiS – mówi naTemat.
Podkreśla, że sprawa z Macierewiczem, ale nie tylko ona, ma ogromny wpływ na poparcie dla Dudy. Ale absolutnie żadnego na poparcie dla PiS.
– Nie można utożsamiać PiS-u z Andrzejem Dudą. To są dwie różne sprawy. Jak rozmawia się z ludźmi, to słychać, że może gdzieś Jarosław Kaczyński popełnił błąd, ale jednak – moim zdaniem – poparcie dla PiS jest absolutne ze strony członków, sympatyków, zwolenników Klubów Gazety Polskiej i szeroko rozumianej prawicy – mówi.
To dzięki nim Duda wygrał wybory
Do wyborów prezydenckich zostały trzy lata. Na razie zaczęło się coś, co delikatnie można określić pokazywaniem prezydenta w złym świetle. Właśnie w kontekście katastrofy smoleńskiej, która dla Klubów GP i zwolenników Antoniego Macierewicza ma przecież przeogromne znaczenie. Oraz w takim, że oni naprawdę mają poczucie, iż to dzięki nim Andrzej Duda wygrał wybory. A on, taki niewdzięczny.
– Po tragedii smoleńskiej Kluby Gazety Polskiej zaczęły powstawać jak grzyby po deszczu. Mnóstwo ludzi, którzy chcieli wyjaśnienia tego, co się stało, się przyłączało. Nikt przytomny nie wierzył w bzdury o brzozie. Ja bym powiedział, że prezydent jest beneficjentem tej mobilizacji oraz ogromnej pracy programowej PiS i podkomisji smoleńskiej. Bo istotną rolę w mobilizacji naszego elektoratu miała właśnie tragedia smoleńska. Ona niesamowicie zmobilizowała ludzi i to ona spowodowała, że kandydat wysunięty przez obóz PiS miał szansę i wygrał – mówi Marek Michno.
"To nie było jakieś kółko towarzyskie"
Przed katastrofą smoleńską Andrzej Duda faktycznie nie był szerzej znany. Od dwóch lat pracował wtedy w kancelarii Lecha Kaczyńskiego, i – jak mówią dziś ci, którzy pamiętają go z tamtego okresu – nie należał do najbliższego grona prezydenta.
– Prezydenta Kaczyńskiego obsiadało inne towarzystwo. Elżbieta Jakubiak, Krystyna Bochenek, Maciej Łopiński...Andrzeja Dudy wśród nich nie było. On był do pracy, zajmował się sprawami prawnymi. Pracował rzetelnie i tyle. Z pewnością nie było tak, że było to jakieś kółko towarzyskie z jego udziałem. Ale nie mam też poczucia, że skorzystał potem na katastrofie smoleńskiej – mówi nieoficjalnie jeden z polityków.
Inny polityk obozu władzy: - To przesada i to gruba z tym beneficjentem. Widziałem film "Mgła", ale nawet nie pamiętam, co Andrzej Duda na nim mówił. Wątpię, kto wtedy, osiem lat temu, zwrócił na niego uwagę. A wybory wygrał, bo miał dobrą kampanię i atmosfera była sprzyjająca.
Andrzej Duda dostał się do parlamentu w wyborach w 2011 roku. Wcześniej, w 2007 roku, też próbował, ale mu się nie udało. Podobnie nie udało mu się z wyborami na prezydenta Krakowa, w których wystartował tuż po katastrofie smoleńskiej. Został za to radnym. A potem jego kariera nabrała błyskawicznego tempa. Katastrofa smoleńska zawsze była gdzieś blisko, choć twardego elektoratu nic dziś nie przekona.
"Analizuję wszystko to, co się w tej sprawie pojawia"
Przypomnijmy parę faktów. Andrzej Duda, jako pracownik kancelarii prezydenta, był w Moskwie po katastrofie smoleńskiej. – Mówi pani o traumie w Moskwie. Ja też byłem w Moskwie i też było to dla mnie niezwykłe przeżycie. Straszne – mówił w 2012 roku w Sejmie pod adresem Ewy Kopacz. Pojechał tam, by – jak powiedział – pomóc bratu pani prezydentowej śp. Marii Kaczyńskiej, sprowadzić ciała do Polski.
Był członkiem zespołu zajmującego się katastrofą (choć pytani przez nas politycy prawicy nie pamiętają jego zaangażowania). Pojawił się we wspomnianym przez Sakiewicza filmie "Mgła". W 2012 roku gratulował Cezaremu Gmyzowi nagrody za tekst o trotylu na pokładzie Tupolewa i wygłosił laudację, w której nazwał go bohaterem. O artykule, który pojawił się w "Rzeczpospolitej" powiedział, że był to dla niego przełom.
– Pamiętam, że był on dla mnie pewnym szokiem, chociaż sprawa tragedii smoleńskiej jest jedną z tych rzeczy, którymi się zajmuję i analizuję na co dzień wszystko to, co się w tej sprawie pojawia. (…) Uznałem, że ujawnienie tej wiadomości jest przełomem" – mówił Andrzej Duda.
"Uważam, że prezydent nie zrobił tyle, ile by mógł"
Co najmniej dwa razy wziął udział w miesięcznicach w Krakowie. – Zanim został prezydentem kojarzę przynajmniej dwa razy. Miał wtedy wystąpienia. Na pewno mówił o konieczności wyjaśnienia przyczyn katastrofy – przyznaje szef Klubu Gazety Polskiej w Krakowie.
Przez chwilę zastanawia się, co - jako prezydent - Andrzej Duda zrobił w tym celu. – Jak próbuję sobie uświadomić działania prezydenta przez ostatnie dwa lata, to myślę, że nie kojarzę komentarzy medialnych mówiących o tym, że w czasie zagranicznych podróży, upominał się o pomoc w wyjaśnieniu tragedii smoleńskiej. Oczywiście nie wszystko czytam, ale zaryzykowałbym twierdzenie, że niewiele zrobił – mówi naTemat. – Myślę, że mógłby więcej starań włożyć, by wykorzystać np. pomoc sojuszników z NATO, UE. Uważam, że prezydent nie zrobił tyle, ile by mógł.
Coraz więcej takich głosów słychać, jakby komuś zależało, by całkowicie w oczach twardego elektoratu go pogrążyć. – Nic nie zrobił dla prawdy o tym, co się wydarzyło 10.04 - stwierdził właśnie Sakiewicz. Woda na młyn dla zwolenników Antoniego Macierewicza, za którym pójdą w ciemno.
Reklama.
Marek Michno
"Mówienie, że prezydent Duda jest beneficjentem tragedii smoleńskiej jest uproszczeniem. Beneficjentem był obóz ówczesnej władzy, czyli PO i PSL. To oni objęli wszystkie kluczowe stanowiska w państwie. Natomiast pan Andrzej Duda jest beneficjentem arogancji, głupoty i podłości tamtego obozu władzy oraz ogromnej mobilizacji obozu prawicowego skupionego wokół PiS na czele z Jarosławem Kaczyńskim i Antonim Macierewiczem".