Miały zastąpić przestarzałe Rapidy-1A oraz Iskry-1, które po prostu nie działają. Policja kupiła 400 nowych radarów ręcznych, żeby pozbyć się starego sprzętu. I choć właśnie wchodzą do służby, najwyraźniej nie pozbyto się problemu. Odczyty z nowych fotoradarów nadal będzie można podważyć w sądzie. W zasadzie pierwsze niekorzystne wyroki dla policji już zapadły.
Jeszcze lśnią nowością. Drogówka w całej Polsce dostaje właśnie nowe mierniki prędkości o nazwie LTI 20/20 TruCam. Choćby śląska policja dostała ich na początku roku 30 sztuk, wkrótce funkcjonariusze z tego województwa mają otrzymać kolejne 30 egzemplarzy.
Nowe radary miały być rozwiązaniem wszystkich bolączek drogówki, która do tej czatowała w krzakach ze słynnymi "suszarkami", czyli najczęściej radarami typu Iskra. O zawodności tego sprzętu (Rapidy-1A wcale nie są lepsze) krążą legendy. Iskry potrafią nawet wykazać prędkość stojącego auta. Absurd? Tak, bo mierzenie prędkości Iskrą można porównać do strzelania na oślep.
Przykład? Jeśli kierowca zostanie "przyłapany" na drodze o wielu pasach ruchu, gdzie nie jest jedynym pojazdem poruszającym się w danym kierunku (i jeśli jest świadomy swoich praw), mandatu raczej nie zapłaci. Powód? Nigdy nie było pewności, pomiar którego auta Iskra wykonała. Mogło to być auto, w które celował funkcjonariusz drogówki, ale równie dobrze mógł to być samochód jadący obok. Problem wynika z samej zasady działania tych przestarzałych radarów.
Iskry do pomiaru wykorzystują fale radiowe o częstotliwości ponad 24 Ghz. Taki sygnał nie jest zwarty, a przypomina stożek. Fala rozchodzi się od urządzenia, a w odległości 100-200 metrów ma już średnicę kilkudziesięciu metrów. Dlatego nigdy nie wiesz, co akurat Iskra mierzy.
Do tego Iskry od wielu lat zwyczajnie były... niezgodne z prawem. Nie dość, że nie spełniają wymogów metrologicznych zgodnych z rozporządzeniem ministra gospodarki z 9 listopada 2007 roku, to pojawiły się także wątpliwości co do ich legalizacji: podobno wyprodukowany w Rosji sprzęt miał trafić na ukraińskie drogi. Mimo to policja dalej ich używała, a służby oczywiście się broniły. Dowodem miał być brak decyzji Prezesa Głównego Urzędu Miar, który zabroniłby korzystania z rzeczonych radarów.
Fragment stanowiska policji dotyczącego radarów Iskra-1
Zgodnie z polskim prawem, jedynie Prezes Głównego Urzędu Miar, mógłby cofnąć zatwierdzenie typu, jeżeli przyrządy pomiarowe, wykonane zgodnie z zatwierdzonym typem, posiadałyby wady utrudniające ich zamierzone użytkowanie. Prezes może cofnąć zatwierdzenie typu w przypadku stwierdzenia, że przyrządy pomiarowe wprowadzone do obrotu lub użytkowania są niezgodne z zatwierdzonym typem lub nie spełniają wymagań lub ograniczenia, określone w decyzji zatwierdzenia typu, nie są przestrzegane.
Do dnia dzisiejszego do Policji nie wpłynęła informacja o podjęciu przez Prezesa Głównego Urzędu Miar decyzji o cofnięciu zatwierdzenia typu przedmiotowego urządzenia.
Eldorado więc trwało – zawsze kosztem nieświadomych kierowców.
Ale na przestrzeni lat przybywało także tych świadomych. Rosła liczba spraw kierowanych do sądów, w których rację przyznawano ostatecznie kierowcom. Kiedy liczbę przegranych spraw policja zaczęła liczyć w tysiącach, w końcu odezwali się sami policjanci: związkowcy i ci, którzy po prostu pracują w drogówce. Apel do szefów policji był jeden: pozbądźcie się starych radarów.
Nowy radar, ale problem stary
W końcu, można powiedzieć, doczekali się. Iskry znikają z dróg. Bo nowe fotoradary dostają właśnie nie tylko policjanci ze wspomnianego wyżej Śląska. Trafią do jednostek w całym kraju, łącznie policja zakupiła ich 400. Jeden kosztuje 35 tysięcy złotych, ale nikt nie ma wątpliwości, że inwestycja zwróci się błyskawicznie.
No to gdzie jest haczyk? Okazuje się, że nowe radary nie są wcale takie nowe. To znaczy fizycznie są to "nówki sztuki". Ale na przestrzeni lat polska drogówka już otrzymywała taki sprzęt, tyle że nie w tak dużej ilości. Tak duży zakup teraz jest niezbędny, żeby wyrzucić na złom Iskry. Ale radary laserowe o bliźniaczym sposobie działania od wielu lat były na wyposażeniu drogówki w niektórych województwach – obok Iskier. Tak jest choćby w województwach lubelskim czy zachodniopomorskim, gdzie w ostatnich latach kupowano mierniki LTI 20-20 ULTRALYTE 100 LR. Nawet nazwa jest podobna...
I okazuje się, że laserowe mierniki cierpią na podobną przypadłość jak Iskra – choć w znacznie mniejszym stopniu. W Iskrach fala radiowa potrafiła się rozchodzić na boki na kilkadziesiąt metrów. Tutaj jest podobnie, choć nie tak spektakularnie. Teoretyczny zasięg nowych radarów to aż 1200 metrów. Rzecz w tym, że już przy odległości 500 metrów od funkcjonariusza, który "strzela", wiązka lasera może mieć ponad metr szerokości. Czyli znowu to samo.
Dzięki temu już w 2014 roku sprawę z drogówką wygrał w Zamościu kierowca, który został przyłapany dzięki laserowemu miernikowi. Sąd tłumaczył, że "punkt celowniczy widoczny w wizjerze przyrządu ULTRALYTE LTI 20-20 w rzeczywistości nie jest wcale obrazem promienia lasera (które pozostaje w zakresie światła podczerwonego niewidocznego dla ludzkiego oka), lecz symulowanym punktem celowniczym, który jest tworzony w wizjerze przyrządu i może w zasadniczy sposób odbiegać od rzeczywistego miejsca padania wiązki pomiarowej".
Mówiąc po ludzku – policjant ma w wizjerze celownik, ale wiązka lasera niekoniecznie pada w miejscu celownika. Pomiar może być więc fałszywy. Z całym uzasadnieniem sądu można się zapoznać na stronie anuluj-mandat.pl.
Prawo sobie, praktyka sobie
Dodatkowo sąd zwrócił wtedy uwagę na inną okoliczność – sprzęt, którego właśnie policja kupiła 400 sztuk, także nie jest zgodny ze wspominanym już wyżej rozporządzeniem ministra gospodarki, które szczegółowo określa zasady działania miernika laserowego i można znaleźć tutaj.
Fragment uzasadnienia wyroku
Z (...) Rozporządzenia Ministra Gospodarki (...) wynika, że przyrząd laserowy powinien być wyposażony w urządzenie celownicze z wizjerem, umożliwiające zachowanie zbieżności osi optycznej celownika (promienia wizjera) z wiązką promieniowania lasera. Ze względu na to, że promieniowanie laserowe jest generowane w oddzielnym względem wizjera układzie optycznym, który znajduje się poniżej celownika, to możliwe jest zapewnienie, że punkt celowniczy nie będzie przesunięty względem pomiarowej wiązki laserowej tylko w poziomie, natomiast nie jest możliwe zapewnienie takiej zbieżności w pionie (...). Zbieżność celownika jest ustalana fabrycznie, to jednak w praktyce może dochodzić do jej przesunięcia. Powyższe może doprowadzić do sytuacji, w której funkcjonariusze Policji obsługując przyrząd mogą nie mieć świadomości co do tego, że w rzeczywistości namierzają inny pojazd niż ten, na który wskazuje punkt celowniczy w wizjerze.
Co to znaczy? Przykład: funkcjonariusz mierzy do auta w odległości kilkuset metrów. To zbyt daleko, żeby korzystać z zamontowanej kamery, więc namierza je przez wizjer optyczny. Tylko że w wizjerze nie widać rzeczywistej wiązki laseru. To wynika z budowy sprzętu. Wizjer po prostu znajduje się w innym miejscu, niż punkt nadawania i odbioru wiązki laserowej.
W określonych warunkach sprzęt się sprawdzi
Nie można jednak mówić, że nowy miernik jest równie bezużyteczny jak Iskry. W określonych warunkach mierniki LTI 20/20 TruCam są niezawodne. A te określone warunki to pomiar na odległości mniejszej niż 100 metrów. Nawet producent sprzętu w instrukcji podkreśla, że optymalna odległość to 70 metrów. Wówczas wiązka laserowa nie "ucieka", a i policjant jest w stanie wykonać nagranie dokumentujące całe zajście.
Pytanie, jak nasze służby będą korzystać z nowych mierników. Praktyka jest doskonale znana każdemu kierowcy. Funkcjonariusze drogówki zbyt często chowają się w przysłowiowych "krzakach", gdzie "strzelają" z dużej odległości, żeby nie mieć obaw.
Zapytaliśmy policję o przeszkolenie funkcjonariuszy z zakresu użytkowania nowych mierników. Próbowaliśmy się także dowiedzieć, czy istnieje jakakolwiek procedura dotycząca nowych radarów, zakładająca wykonywanie pomiarów od określonej odległości. Do momentu publikacji tekstu nie otrzymaliśmy odpowiedzi.