
Nie wszyscy wcześniej o niej słyszeli, nie każdy interesuje się fitnessem, nie każdy wiedział, że taka policjantka pracuje gdzieś w Tucholi, w 20-tysięcznym mieście za Bydgoszczą. Ale dziś kondolencje płyną z całej Polski, a nawet świata, a jej zdjęcia są dosłownie wszędzie. Młodej, uśmiechniętej, wysportowanej, pełnej życia kobiety, którą pokonał rak. Kinga Kęsik zmarła w poniedziałek, miała 32 lata. Poruszenie po jej śmierci jest ogromne.
Kinga odeszła o 13.45, o czym kilka godzin później na Facebooku poinformował jej mąż Mikołaj, choć informacja różnymi kanałami wcześniej zaczęła krążyć w sieci.
Wydaje mi się, że to Kinga była początkiem, gdy akcje charytatywne zaczęły nabierać wielkiego rozmachu, może z wyjątkiem jednego przedsięwzięcia poprzedniego. W ludziach coś się obudziło. Wcześniej akcje też były, ale czegoś takiego, że ludzie rozmawiają o tym na ulicach i tym żyją, nie pamiętam. A w przypadku Kingi tak było. Teraz mamy chłopczyka, który walczy z białaczką. Potrzebuje 1.2 mln zł. I też akcje działają.
Na każdej imprezie widać było policjantów. – Byli bardzo zaangażowani. Widać było jak bardzo to przeżywają. Widziałem zdjęcia z policyjnej Wigilii w 2016 roku. Kinga była na niej główną bohaterką – mówi.
"W Policji chciałam pracować od zawsze. Nie wiem, skąd się to wzięło, nie mam żadnych tradycji rodzinnych. Naoglądałam się filmów i spodobała mi się ta praca. Chciałam mieć mundur, broń. Zrealizowałam swoje marzenia i już prawie siedem lat służę w Policji". Czytaj więcej
Na siłownię poszła za namową Mikołaja, chłopaka, potem męża, który ma uprawnienia instruktora kulturystyki i fitness, i dostrzegł w niej potencjał. Zdrowo się odżywiała, wszystko podporządkowała treningom. I to też najbardziej uderza dziś ludzi, że taka osoba, w takim wieku, i w takim momencie życia, przegrała taką walkę.
W 2016 roku, gdy diagnoza była już znana, Kingę i Mikołaja odwiedził Zbigniew Stonoga. "Jest wspaniałą policjantką, do której zaprowadził mnie uratowany przez nią człowiek" – napisał i nagrał poniższy film.
