Do Biura Ochrony Rządu wpłynęło pismo od posła Krzysztofa Brejzy, który chciał się dowiedzieć, czy limuzyna, którą jeździła Beata Szydło, miała wykupione ubezpieczenie AC. Wygląda na to, że wszyscy zrzucimy się na jej naprawę.
W lutym ubiegłego roku rządowa limuzyna uległa wypadkowi w Oświęcimiu, jechała nią ówczesna premier Beata Szydło. Na skutek wypadku pojawiły się domniemania, że auto było pozbawione dodatkowego ubezpieczenia.
Krzysztof Brejza z PO wysłał pismo do Biura Ochrony Rządu, by dowiedzieć się, czy limuzyna miała wykupione ubezpieczenie AC. „Gazeta Wyborcza” poinformowała, że nie było o nim mowy. "Auto w chwili zdarzenia nie posiadało ubezpieczenia AC" – brzmi odpowiedź dr. Tomasza Miłkowskiego, szefa BOR.
Czy oszacowano już koszta naprawy rządowego samochodu? Zaraz po wypadku zabezpieczono limuzynę przez prokuraturę, a koszta zostaną oszacowane dopiero po zwrocie pojazdu do Biura Ochrony Rządu.
Inną kluczową kwestią jest to, dlaczego rządowa limuzyna nie miała wykupionego ubezpieczenia AC. – Prawdopodobnie z powodu oszczędności i przekonania, że elitarni kierowcy BOR są nieomylni i nie będą mieli kolizji – przekonuje poseł Krzysztof Brejza. Dodaje, że to my – podatnicy – zapłacimy za naprawdę luksusowej limuzyny. Koszty – jak twierdzi – będą niebotyczne, ponieważ auto jest warte ponad 2 mln zł.
Przypomnijmy, że do wypadku doszło 10 lutego w Oświęcimiu. Rządowa kolumna trzech samochodów wyprzedzała fiata seicento. Jego kierowca przepuścił pierwszy samochodów i następnie zaczął skręcać w lewo. I tak uderzył w auto szefowej rządu, które następnie trafiło w drzewo.