Antoniego Macierewicza poznaliśmy niestety dopiero po objęciu przez niego władzy w MON. Okazało się, że decyzyjność to za mało. Potrzeba jeszcze obliczalności, umiejętności dyplomatycznego negocjowania z partnerami, zwłaszcza z potencjalnymi dostawcami sprzętu, szacunku do podwładnych, nawet jeśli się ich zwalnia z zajmowanych stanowisk. Przyznam, że zatęskniłem za ciepłą wodą w kranie... – mówi #TYLKONATEMAT gen. Roman Polko. – Od Mariusza Błaszczaka nie usłyszeliśmy, by odcinał się od tych wszystkich działań poprzednika, które ze wzmacnianiem zdolności obronnych Polski nie miały nic wspólnego – dodaje.
Bardzo zawiódł się pan na Antonim Macierewiczu? Bo przecież, gdy obejmował on szefostwo w MON w wywiadzie dla naTemat stwierdził pan, iż ten polityk będzie lepszy od menadżerskich "ciepłych kluch".
Gen. dyw. Roman Polko, były dowódca GROM: Dwa lata temu wydawało mi się, że to dobrze, iż po wielu „ciepłych kluchach” do MON trafił wreszcie ktoś decyzyjny. Bo wojsko nie może miesiącami czekać na decyzje. Zapowiedzi nowego ministra brzmiały naprawdę dobrze. Wypowiadał się merytorycznie na temat tego, co trzeba w armii zrobić. Mocno podkreślał potrzebę zmian w kierowaniu siłami zbrojnymi, czy odblokowania drogi awansu dla szeregowych i podoficerów. Zapowiadał też ciekawe zakupy sprzętu. To wszystko brzmiało naprawdę dobrze. Właściwie do samego końca kariery Antoniego Macierewicza w MON jego obietnice brzmiały świetnie.
Problem w tym, że mieliśmy do czynienia z niesamowitą rozbieżnością słów i czynów, dodatkowo okraszoną tropieniem ruskich agentów w szeregach dowództwa Wojska Polskiego. To oblicze Antoniego Macierewicza zobaczyliśmy niestety dopiero po objęciu przez niego władzy w MON. Okazało się, że decyzyjność to za mało. Potrzeba jeszcze obliczalności, umiejętności dyplomatycznego negocjowania z partnerami, zwłaszcza z potencjalnymi dostawcami sprzętu, szacunku do podwładnych, nawet jeśli się ich zwalnia z zajmowanych stanowisk. Przyznam, że zatęskniłem za ciepłą wodą w kranie...
Jak w krótkich, żołnierskich słowach podsumowałby pan te ostatnie dwa lata? Jakie one były dla Wojska Polskiego?
To przede wszystkim czas rozbijania armii. Utrzymywania nieefektywnego systemu dowodzenia, braku kluczowych zakupów, niszczenia morale żołnierzy. Wojsko zostało w tym czasie upolitycznione, doprowadzono w nim do podziałów. Otwarty konflikt MON z prezydentem spowodował, że żołnierze nie wiedzą dziś, czy mają być bardziej posłuszni Zwierzchnikowi Sił Zbrojnych czy ministrowi. A może lepiej trzymać parasol nad Bartłomiejem Misiewiczem? To nie buduje morale wojska.
No właśnie, jak jest z tym dzisiejszym morale armii?
Jest kiepsko. Bo żadna armia, w której dba się o morale nie pozbywa się doświadczonych dowódców sprawdzonych nie w grach symulacyjnych, a w boju na afgańskiej czy irackiej ziemi. A my słyszeliśmy wypowiedzi jednego z wiceministrów, który opowiadał, że dowódcy byli źli, bo przegrywali gry symulacyjne.
Wskazuje pan na to, że kiepskie morale wynika z zaskakujących rotacji na stanowiskach dowódczych. Dlaczego silne struktury dowódcze są tak ważne?
Działania Antoniego Macierewicza doprowadziły do takiej sytuacji, w której podważa się szacunek do dowództwa. Wielu generałów odeszło ze służby właśnie dlatego, że nie chcieli się zgodzić, by dowódca nie miał realnego wpływu na to, co robią jego żołnierze, na ich wynagradzanie i awansowanie. W budowaniu morale nie pomagało też promowanie bliskiej ministrowi Żandarmerii Wojskowej kosztem innych żołnierzy. Przypomnę tylko sytuację, w której ŻW otrzymywała dodatek antyterrorystyczny za przeprowadzanie ministra przez ulicę, a takich pieniędzy brakowało dla Jednostki Wojskowej Komandosów z Lublińca, której żołnierze realnie narażają życie na misjach, gdzie rzeczywiście spotykają terrorystów...
Pokutuje u nas przekonanie, że mamy za dużo generałów, ale te pojawiające się w politycznym i medialnym obiegu rachunki nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Kiedyś robiłem analizę w tej sprawie dla śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego i dobrze wiem, że jeśli chodzi o liczbę generałów, jesteśmy poniżej wskaźników NATO. Nieprawdą jest też twierdzenie, że zwiększenie liczby generałów przekłada się na wyższe wydatki. Bo ludzie, którzy zajmują de facto generalskie etaty i tak dostają generalskie pieniądze. Tyle, że nie mają odpowiednich szlif na pagonach.
Zapomina się o tym, że wojsko odgrywa ważną rolę w polityce międzynarodowej. Na sojuszniczych szczytach patrzy się na to, kto ma jaki stopień. I przy innym stole sadza się generałów, a przy innym pułkowników. Przez te mity o generałach Polska sama degraduje się więc w ramach NATO. Zwłaszcza że szybkie awansowanie nowych sytuacji nie zmieni. Chodzi o doświadczenie i kontakty tych „starych”. Odchodzący generałowie Gocuł czy Tomaszycki mogli w te struktury międzynarodowe pójść i robić dobrą robotę dla Polski.
Dzięki generałom z doświadczeniem i odpowiednią, zdobywaną latami wiedzą buduje się dobre struktury. To oni przygotowują młodszych oficerów do obejmowania najbardziej odpowiedzialnych funkcji. I to oni powinni jasno precyzować kryteria, które wymagane są do tego, by otrzymać awans. Polityka uprawiana przez Antoniego Macierewicza wszystkie te zasady załamała. Teraz nie wiadomo, skąd brane są te wszystkie nowe nominacje.
Dziś mówi się dużo szczególnie o jednym generale. O co tak naprawdę chodzi w sprawie gen. Jarosława Kraszewskiego?
Generał Kraszewski został uwikłany w spór polityczny, w którym z pewnością nie chciał brać udziału. Niestety wyrósł przez to na jakiegoś agenta, co najmniej „odwróconego Jamesa Bonda”... W rzeczywistości to po prostu analityk, który był na początku generalskiej kariery.
Minister w sporze z prezydentem nie chciał atakować bezpośrednio Zwierzchnika Sił Zbrojnych, więc uderzył w jednego z jego podwładnych, wojskowego, który choć do BBN oddelegowany, wciąż jako żołnierz podlega ministrowi. Jest tu ofiarą, nie żadnym przestępcą. Gdyby rzeczywiście złamał prawo, już dawno byłby w więzieniu.
Do długiej listy kontrowersji wokół armii dochodzi teraz sprawia Żandarmerii Wojskowej. Mjr Robert Pankowski oskarża ŻW w mediach, że służba ta "nie stoi na straży prawa, lecz chroni przestępców w mundurach"...
Ryba psuje się od głowy... To już przecież kolejna sprawa, która pokazuje, że w Żandarmerii Wojskowej dzieje się coś złego. Najpierw media opisywały, co robi żandarmeria na basenie, gdy ministrowi zachce się poskakać z trampoliny do basenu. Później pojawiły się informacje o karygodnym traktowaniu kobiet w ŻW. A teraz mamy kolejną dziwną historię.
Jeśli mielibyśmy tylko jedno takie kontrowersyjne zdarzenie, można by uznać, iż nie ma jeszcze powodów do przesadnego niepokoju. Jednak to wszystko układa się już w obraz służby, która się po prostu sypie. A wszystko dlatego, że pada morale. Do tego reakcje dowództwa są tak chaotyczne, że można obawiać się, iż sytuacja w ŻW jest nawet gorsza niż mogłoby się wydawać.
Długo kontrowersje były też wokół SKW. Czy zmiany w tej służbie zarządzone w ostatnich dniach sprawią, że o kontrwywiadzie wojskowym wreszcie zrobi się trochę ciszej?
Służby specjalne lubią ciszę, w takich warunkach najsprawniej działają. W państwie idealnym obywatel w ogóle nie wie, że istnieją. Gdy jest inaczej, nie tylko utrudniamy im pracę, ale również podważamy swoją wiarygodność w oczach sojuszników. Jednak wszystko znowu rozbija się o sprawy kadrowe. Przecież kontrowersje budziły już kompetencje poprzedniego szefa SKW Piotra Bączka. Czym się wykazał? Co zbudował? Skąd się wziął? To wszystko były dla niego kłopotliwe pytania. I ktoś taki wzywał prezydenta do siebie, gdy ten chciał zapoznać się z zarzutami wobec gen. Kraszewskiego. To był kolejny skandal. Bo jeśli te zarzuty były naprawdę tak straszne, to głowa państwa powinna być o nich na bieżąco informowana.
SKW pod dowództwem Macieja Materki ma szansę pracować lepiej? W końcu nowy szef tej służby ma znacznie ciekawsze CV od poprzednika...
Maciej Materka będzie musiał przeorać całe SKW. I spowodować, by znowu procowała ona przede wszystkim dla państwa polskiego, a nie wypełniała jakieś polityczne zadania. Musi przypomnieć swoim ludziom, że służą ojczyźnie i to powinno być ich główną motywacją. A nie zlecenia od polityków, by znaleźć coś na niewygodnych dla nich ludzi.
Jak ocenia pan szanse nowego szefa MON Mariusza Błaszczaka na naprawienie tych wszystkich problemów armii?
Ministra Błaszczaka tak naprawdę poznaliśmy dotąd tylko z tego, że jest on sprawnym i wysoko postawionym partyjnym dygnitarzem. Niestety nie dotarłem do żadnych jego opracowań na temat wojska i polityki bezpieczeństwa. Nie wiemy, jakich ludzi będzie sobie dobierał do współpracy.
Nie usłyszeliśmy od niego, jakie ma plany wobec Wojska Polskiego. No i nie usłyszeliśmy, by odcinał się od tych wszystkich działań Antoniego Macierewicza, które ze wzmacnianiem zdolności obronnych Polski nie miały nic wspólnego.