
Kilka dni temu "Gazeta Wyborcza" poinformowała, że w 240. odcinku "Ojca Mateusza" muzułmański uchodźca podłoży bombę na placu zabaw w Sandomierzu.
Kompletną bzdurą jest informacja, że na placu zabaw wybucha bomba. To amatorski ładunek zrobiony przez domorosłego pirotechnika, żeby przestraszyć jednego z bohaterów i zmusić go do wyjazdu za granicę. Cały odcinek jest głęboko obyczajowy. Nie ma tam żadnych uchodźców. Ta społeczność arabska, którą przedstawiamy, to zasymilowani sandomierzanie, mieszkający tam od 20-30 lat, mówiący po polsku, katolicy. Pojawia się tam dwóch czy trzech muzułmanów, ale to nie jest świeża emigracja. To ludzie, którzy mają biznesy, mieszkają tam od dawna. Więc jest to ogromną nadinterpretacją gazety. Główny wątek jest obyczajowy – dotyczy dziecka, którego matka umarła i zajmuje się nim inna kobieta.
Odcinek zatytułowany "Bezpieczna odległość" (w reżyserii Jakuba Miszczaka) pierwotnie miał zostać wyemitowany w marcu. Ale widzowie TVP 1 zobaczą go już dziś, o godz. 20:25. Nasz informator tłumaczy, że to decyzja TVP. – Produkcja nie podejmuje decyzji o tym, kiedy serial jest emitowany. Te odcinki zostały zrealizowane jesienią i one dawno zostały oddane telewizji – słyszymy. – Oczywiście, jak się rozpoczął ruch medialny na ten temat, to telewizja chce się obronić. Pokazać, że ten odcinek nie ma nic wspólnego z tym, co się pisze – wyjaśnia informator naTemat.
Najbardziej oberwało się Arturowi Żmijewskiemu, który wciela się w rolę tytułowego ojca Mateusza i reżyseruje niektóre odcinki serialu. Internauci wypominają mu reklamę Kas Stefczyka. Przypominają także, że aktor jest ambasadorem UNICEF. "Ja bym się wstydziła zakładać koszulkę @UNICEF panie Żmijewski po takim ohydnym odcinku #InnyOjciecMateusz“ – pisze jedna z nich.