Należałoby scalać podobne środowiska, szczególnie Platformę Obywatelską i Nowoczesną. Tego oczekują od nas wyborcy. Być może trzeba to zrobić pod nowym szyldem. Dopóki nie zjednoczymy sił, sondaże będą wyglądały tak, jak wyglądają. Bez ruchów jednoczących opozycję nie mamy szans na zwycięstwo z Prawem i Sprawiedliwością - mówi #TYLKONATEMAT europoseł Platformy Obywatelskiej Jarosław Wałęsa. W rozmowie z naTemat.pl potwierdza też chęć przejścia władzy w Gdańsku i zdradza, że tą ambicję rozbudził w nim sam Donald Tusk.
To zawieszenie już dawno minęło. Według statutu Platformy Obywatelskiej, zawieszenie może trwać tylko trzy miesiące. Po upływie tego okresu członek ma do wyboru odwieszenie się lub utratę członkostwa w partii. Ja wybrałem tę pierwszą opcję.
I jak po tym wszystkim układają się relacje z szefostwem partii?
Bardzo dobrze. Mieliśmy taką twardą, naprawdę męską rozmowę. Dzięki niej wytłumaczyliśmy sobie kilka najważniejszych rzeczy. I teraz idziemy razem do przodu.
Gdy pańskie członkostwo w PO zawisło na włosku, mówiło się, iż spór dotyczył szczególnie tego, jak Grzegorz Schetyna podchodził do Komitetu Obrony Demokracji.
Sprawa nie była związana z KOD, to był tylko i wyłącznie wymysł medialny. Do zawieszenia członkostwa zmotywowały mnie wówczas inne pobudki.
Jakie?
Tego nie będę ujawniać. Ten temat dotyczył różnicy zdań z przewodniczącym PO, która jest zamknięta i nie zamierzam do tego wracać.
Uparcie dopytuję o te kwestie, bo wyborcy raczej nie uważają pana za wiernego fana Grzegorza Schetyny...
Bzdury. Grzegorz Schetyna jest silnym przywódcą i moim przewodniczącym. Jak już powiedziałem, między nami sprawy mają się bardzo dobrze. Parę kwestii po prostu wymagało zrozumienia. Kiedyś zbyt mało ze sobą rozmawialiśmy, ale po tym zawieszeniu udało się nam wszystko wyjaśnić.
Jak z tej brukselsko-strasburskiej perspektywy patrzy pan na obecną sytuację swojej partii? Na te 14 proc. w ostatnim sondażu...
Tak słabe wyniki są rezultatem tego, iż polska opozycja jest silnie podzielona. A należałoby scalać podobne środowiska, szczególnie Platformę Obywatelską i Nowoczesną. Tego oczekują od nas wyborcy. Być może trzeba to zrobić pod nowym szyldem. Dopóki nie zjednoczymy sił, te sondaże będą wyglądały tak, jak wyglądają. Bez ruchów jednoczących opozycję nie mamy szans na zwycięstwo z Prawem i Sprawiedliwością. Platforma Obywatelska intensywnie pracuje nad porozumieniem.
Gratuluję odwagi. Szczerze mówi pan o potrzebie stworzenia nowego szyldu, gdy pańscy koledzy z krajowej polityki boją się tego tematu jak diabeł święconej wody.
Trudno powiedzieć, czy się boją. Oczywiście ta propozycja nowego szyldu, czy innego jednoczącego rozwiązania, to mój autorski pomysł. Z partyjnymi kolegami go nie konsultowałem. Jednak tu chodzi po prostu o logikę. Jeżeli połączylibyśmy siły
z Nowoczesną, moglibyśmy liczyć nie tylko na zsumowanie poparcia, ale przede wszystkim na bonus za taki krok.
Może przyniosłoby to jeszcze dodatkowe punkty. Bo zachęcilibyśmy wielu wyborców, którzy właśnie tego od nas oczekują. Niestety obawiam się, że do tego zjednoczenia nie dojdzie, bo jest zbyt wiele osobistych ambicji. Tylko, że wtedy wszyscy będziemy mogli liczyć jedynie na takie poparcie...
Mówi pan o dużych ambicjach kolegów, ale zarazem brakuje w Polsce kogoś z takimi ambicjami, jak te, które przed laty mieli Donald Tusk, Maciej Płażyński i Andrzej Olechowski, czy bracia Kaczyńscy. Tego wytęsknionego "polskiego Macrona"...
Myślę, że w Polsce rewolucyjne działania polityczne mamy już za sobą. Dziś trzeba zmieniać scenę polityczną inaczej. Wydaje mi się, że to ciągłe nawiązywanie do przeszłości lub poszukiwanie naszego Macrona jest bez sensu. Bo jesteśmy w innej sytuacji niż 15 lat temu, a polska polityka różni się od francuskiej. Wierzę jednak, że nasz lider poprowadzi nas do zwycięstwa.
A co z pańskimi ambicjami? Już jakiś czas temu zgłosił pan chęć przejęcia władzy w Gdańsku. To aktualne marzenie?
Tak, to wszystko aktualne. Zadeklarowałem publicznie, że wracam do Gdańska i to jest moja ostatnia kadencja w Parlamencie Europejskim. Nie wiem jeszcze, czy wrócę do Gdańska jako kandydat PO na nowego prezydenta, czy tylko jako osoba prywatna. Praca w PE sprawia mi bardzo dużo satysfakcji, jednak doświadczenie zdobyte w Brukseli, chcę wykorzystać w pracy dla Gdańska.
Radio Gdańsk opublikowało sondaż, w którym aż 41 proc. gdańszczan za faworyta do zwycięstwa w wyborach samorządowych uważa obecnego prezydenta Pawła Adamowicza. Na pana wskazało "tylko" 26 proc. mieszkańców. Te dane jakoś weryfikują pańskie plany?
Poczekajmy na start kampanii... Wydaje mi się, że Paweł Adamowicz jednak nie będzie ubiegał się o reelekcję. Wówczas takie sondaże zostaną mocno zweryfikowane. Dlatego dziś się tymi danymi nie zamierzam zbytnio przejmować. One mnie jednak nie dziwią, bo gdańszczan zapytano o opinię na temat urzędującego prezydenta i europosła spędzającego większość czasu w Brukseli. Na tym etapie wynik na poziomie 26 proc. to dla mnie naprawdę bardzo dobra wiadomość i zachęta do dalszej pracy.
Dlaczego chciałby pan zmienić Pawła Adamowicza, skoro sam pan mówi, że obecny prezydent Gdańska jest dobrze oceniany?
Przede wszystkim chodzi o to, że jeszcze przed ostatnimi wyborami Paweł Adamowicz w prywatnych rozmowach informował nas, iż to będzie jego ostatnia kadencja. Nie jest więc tak, że ja nagle wyszedłem przed szereg, by z nim konkurować. Po prostu swoją kandydaturę wysunąłem w odpowiedzi na te wielokrotnie powtarzane przez niego zapowiedzi.
A jeśli Paweł Adamowicz jednak rozważa walkę o kolejną kadencję, to wydaje mi się, iż robi to tylko ze względu na jego ostatnie kłopoty. Ma chyba wrażenie, że jeśli nie wystartuje, to przyzna się do tych wszystkich błędów, które są mu zarzucane przed sądem. Sądzę, że chodzi właśnie o to, a nie o jego chęć do dalszej pracy na fotelu prezydenta Gdańska.
To jaki byłby ten Gdańsk Jarosława Wałęsy?,
Gdańsk wszystkich mieszkańców, a nie Jarosława Wałęsy. Poczekajmy na oficjalną decyzję mojej partii... Dopóki nie mamy potwierdzenia, kto będzie kandydatem PO w Gdańsku, nie chcę jeszcze swojego programu przedstawiać. Zapewniam jednak, że jeśli tylko moja kandydatura zostanie zatwierdzona, to przedstawię szczegółowy plan dla naszego miasta i nie będę uchylał się od żadnych pytań.
Skoro mowa o Gdańsku, trudno nie wspomnieć o sondażu, z którego wynikało, iż PO w tym mieście miażdży PiS. Jakim cudem udało się wam utrzymać tak wielkie wpływy nad Motławą? W końcu Gdańsk dawno nie jest już matecznikiem PO, już nie tu podejmowane są najważniejsze decyzje.
Po prostu wyborcy w Gdańsku są bardzo rozsądni. I to nie dotyczy tylko gdańszczan, ale mieszkańców całego naszego regionu. Co widać po kształcie sejmiku województwa pomorskiego, w którym mamy większość. Dlaczego? Bo ludzie w Gdańsku i na Pomorzu widzą, że gdy PO da się spokojnie pracować, to osiąga się wspaniałe rezultaty.
Ja się jednak tego sondażu trochę obawiam. A to dlatego, że on może nas nieco rozleniwiać. Tymczasem w PO musimy być teraz jak najbardziej zmotywowani do tego, by walczyć o naszą pozycję. Także na Pomorzu.
Wróćmy jeszcze do Brukseli... Czy nie jest tak, że do Gdańska pan po prostu ucieka w obawie przed tym, że po przyszłorocznych wyborach europejskich wśród Polaków zasiadających w Parlamencie Europejskim dominować będą europosłowie PiS? Czy PE jest na to gotów?
Powrót do Gdańska to zaszczyt, a nie ucieczka. A jeśli chodzi o towarzystwo europosłów PiS, to oni akurat za wiele w Brukseli i Strasburgu nie robią... Rzadko bywają na posiedzeniach i raczej nie zabierają głosu. A jeśli już to robią, zwykle mówią tylko coś na potrzeby polskiej polityki. Jeśli rzeczywiście w wyborach do PE w 2019 roku oni zdobędą większość, to będzie wielka szkoda dla Polski. O interesy naszego kraju trzeba tu walczyć codziennie, tak jak robią to właśnie posłowie PO od lat.
A czy Komisja Europejska jest gotowa na komisarza z nadania Jarosława Kaczyńskiego? Mówiło się o takim scenariuszu, w którym miałaby to być Beata Szydło, uprzednio podszkolona z języka angielskiego.
To byłaby po prostu strata polskiego miejsca w Komisji. Tam trzeba umiejętnie bić się o swoją pozycję. A jeśli wyślemy do KE kogoś słabego, kiepsko znającego języki obce i nie mającego pojęcia o brukselskiej mentalności, to na serio będzie słabo...
Dobrym przykładem tego, jak trudno pracuje się w instytucjach europejskich jest Donald Tusk. Przecież to wybitny polityk, bardzo proeuropejski, który znał się z wieloma unijnymi przywódcami. A jednak jego pierwszy rok w roli przewodniczącego Rady Europejskiej był oceniany krytycznie. Dopiero, gdy Tusk nauczył się funkcjonowania na brukselskich salonach, zaczął notować świetne oceny. Nawet on potrzebował czasu, by się tego wszystkiego nauczyć.
Jak układają się pańskie relacje ze wspomnianym Donaldem Tuskiem? Czy bliskość miejsc pracy pozwala wam na utrzymywanie ścisłego kontaktu?
Spotykamy się w Brukseli bardzo rzadko. Częściej rozmawialiśmy, gdy był w Polsce. To on też między innymi zmotywował mnie do startu w wyborach na prezydenta miasta, wyjaśniając, iż to będzie dobry pomysł, bym przeniósł swoje europejskie doświadczenie do Gdańska. Na takie rozmowy nie mamy dużo czasu, kiedy jednak jest ku temu okazja, zawsze lubię słuchać tego, co Donald Tusk ma do powiedzenia. To przecież dzięki niemu dostałem pierwszą okazję, by zdobyć mandat poselski. Dał mi szansę, choć wtedy politykiem byłem nieznanym. Można było o mnie powiedzieć przede wszystkim to, że jestem "synem swojego ojca".
Czyli na pańską karierę Donald Tusk wciąż ma bardzo duży wpływ. A jaki jest jego realny wpływ na krajową politykę?
Donald Tusk ma wpływ na krajową politykę. Przecież widać to chociażby po każdej jego wizycie w Polsce, której towarzyszą nadzieje, że wróci na białym koniu i wszystkich uratuje. To oczywiście naiwność i spora przesada, ale niezaprzeczalnie słowa i decyzje Donalda Tuska są w Polsce odbierane jako ważne sygnały. Jeżeli tylko zechciałby ponownie zaistnieć na krajowej scenie politycznej, łatwo zdobyłby szerokie poparcie. Pytanie, czy na pewno tego chce...?
Mówi się, że istnieje pewne grono "powierników Tuska". Wiernych mu ludzi, którzy w pewnym uśpieniu czekają, by na jego sygnał zacząć działać w odpowiednim momencie. Ile jest prawdy w tej legendzie?
Donald Tusk zakończył rządy w PO mając niesamowitą siłę. Nie ma w tym więc nic niezwykłego, że ma i długo będzie miał silne poparcie w naszej partii. Nie ma w tym też nic złego. Jednak obecnie PO ma nowego przewodniczącego.
Porozmawiajmy o jeszcze jednym polityku, który niewątpliwie wpłynął na pańską karierę, czyli o Lechu Wałęsie. I tu pojawia się pewna delikatna kwestia... Czy ma pan jakikolwiek wpływ na swojego ojca? Szczególnie na to, jak ostatnimi czasy zachowuje się on w mediach społecznościowych. Te jego ostre słowa, prowokacje i nieustanne kłótnie z internetowymi trollami nie wyglądają dobrze...
Nie mam wpływu na ojca. Nikt nie ma wpływu na Lecha Wałęsę. On jest kompletnie niesterowalny. Zawsze taki był i taki już pozostanie. No niestety... Oczywiście często mu powtarzam, że mógłby się trochę zdystansować od tego wszystkiego, co się dzieje. Jednak on i tak robi to, co chce. Taki ma charakter.
Martwi się pan o tatę, gdy patrzy na te jego potyczki?
Jasne, że się o niego martwię. Powinien już trochę odpuścić i nie wchodzić w polemiki z ludźmi niepoważnymi. Szczególnie z anonimowymi trollami. Te nerwy naprawdę nie są mu potrzebne.