Internet okrążyła dziś informacja, jakoby sanepid mógł żądać, w pewnych przypadkach, danych obywateli – w tym sms-ów i e-maili. Uspokajamy: politycy nic takiego nie wprowadzili, to tylko fałszywy alarm. Zobacz, co dokładnie będzie mógł o tobie wiedzieć sanepid.
Cały szum przez nowelizację ustawy, którą przyjęły zarówno Sejm i Senat. Projekt zmian do ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi oraz ustawy o Państwowej Inspekcji Sanitarnej wzbudził kontrowersje z dwóch powodów: przymusu szczepień i rzekomego dostępu do sms-ów i maili obywateli.
To ostatnie szczególnie wzburzyło internautów, którzy od razu podnieśli larum, że politycy znowu chcą inwigilować obywateli.
Szkodliwa plotka
"Wielu internautów niepokoi bowiem zakres i sposób zbierania danych o Polakach w wypadku zagrożenia epidemiologicznego. Bo wg nowych przepisów w razie podejrzenia o zakażeniu inspektor sanepidu może żądać udostępnienia wszelkich informacji o danym obywatelu, włącznie z sms-ami, czy listami elektronicznymi z jego skrzynki" – napisał dzisiaj portal gazeta.pl.
Internauci od razu podchwycili tę informację i zaczęli ją sobie przesyłać. Komentujący zarzucali politykom, że to kolejny poziom inwigilacji, a Sejm cichcem stworzył kolejnej instytucji możliwość wyciągania danych o obywatelach.
Jaka jest prawda?
Doniesienia te są jednak nieprawdziwe. W nowelizacji owszem, jest mowa o dostępie do pewnych danych dla Głównego Inspektoratu Sanitarnego, ale nie ma wśród nich treści e-maili, sms-ów ani nawet billingów telefonicznych. – Artykuł 32 mówi, że GIS może żądać informacji o zakażonych i osobach, które się z nimi kontaktowały – mówi nam posłanka Alicja Dąbrowska, szefowa sejmowej podkomisji zajmującej się tylko tą nowelizacją.
– Na pewno nie ma tam zapisu, który pozwalałby GIS-owi na dostęp do sms-ów czy e-maili, gazeta zdecydowanie przesadziła – dodaje posłanka Platformy.
Jakich więc danych może żądać Główny Inspektorat Sanitarny? Imienia i nazwiska, daty urodzenia, numeru PESEL (lub serii i numeru paszportu lub innego dokumentu umożliwiającego ustalenie danych osobowych, jeśli PESEL nie został nadany), płci, adresu zamieszkania, informacji o aktualnym miejscu pobytu, numeru telefonu kontaktowego oraz adresu poczty elektronicznej lub innych środków komunikacji elektronicznej. Przy czym "inne środki komunikacji elektronicznej" nie oznaczają dostępu do naszych wiadomości, a jedynie form kontaktu z daną osobą, czyli na przykład profile na portalach społecznościowych.
Inwigilacji nie będzie
– Dane te mają służyć inspektoratowi do tego, by mógł kontaktować się z osobami zakażonymi i osobami, które z zakażonymi miały kontakt – precyzuje jeszcze posłanka Dąbrowska. Również wiceszef komisji zdrowia Tomasz Latos zapewnia, że nie należy obawiać się inwigilacji: – Nie zauważyłem niczego takiego w tej ustawie, nie widzę w niej żadnych zagrożeń jeśli chodzi o ochronę danych osobowych obywateli. A już na pewno nie będzie to kolejna służba inwigilacyjna – podkreśla poseł PiS.
Inni parlamentarzyści, pytani o doniesienia gazety.pl, wyrażali głębokie zdziwienie. – Wątpię, by w Sejmie przeszła ustawa dająca kolejnym organom dostęp do informacji o obywatelach – mówi nam Marek Wójcik z PO, członek sejmowej komisji spraw wewnętrznych i administracji.
Kto może inwigilować?
Obecnie dostęp do danych takich jak e-maile, sms-y mają służby specjalne, jak Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Centralne Biuro Antykorupcyjne czy Agencja Wywiadu. Również organy ścigania: sądy, prokuratura i policja mogą żądać takiego dostępu, ale wszystkie te instytucje muszą mieć na to zgodę sądu.
Trochę inaczej sprawa ma się z tak zwanymi danymi telekomunikacyjnymi, czyli na przykład billingami telefonicznymi. Służby specjalne, by otrzymać billingi, zgody sądu mieć nie muszą – chociaż ograniczają je inne obowiązki formalne. Z kolei same sądy, chociaż prawo teoretycznie reguluje kiedy mogą sięgać po billingi, działają tutaj niejasno. – Wykładnia prawa jest w tym przypadku nieprecyzyjna i niejednolita, występuje pewien spór co do tego – mówi nam Dorota Głowacka z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Problem wynika z faktu, że niektóre sądy posługują się billingami w tak prozaicznych sprawach jak rozwody, inne uznają, że to niepoprawne i korzystają z takich informacji tylko w sprawach karnych.
Na szczęście, sanepid do żadnej z tych służb nie zostanie włączony. A e-maili i sms-ów obywateli inspektorzy sanitarni czytać nie będą. Najwyżej zadzwonią z pytaniem, czy przypadkiem nie ma tu jakiegoś chorego na świńską grypę.