To była ostra rozmowa. W wywiadzie dla Onetu Robert Makłowicz mówi nie tylko o kulinariach i zmianach w polskiej gastronomii, ale porusza także sprawę "dusznej atmosfery", która jego zdaniem panuje w Polsce. Popularny krytyk kulinarny mówi o kibolach, narodowcach i "prawdziwych patriotach".
– Nie chodzi mi o to, kto rządzi. W ogóle nie o to chodzi! Miałem wiele zastrzeżeń do tego, co się tu działo po 1989 roku, ale atmosfera teraz wydaje mi się wyjątkowo duszna. Nobilitowanie kiboli i narodowców na prawdziwych patriotów jest rzeczą nie do zniesienia dla człowieka myślącego, dla człowieka, który wie, że kuchnia jest systemem naczyń połączonych. I ta epatacja wszystkim, co narodowe, ta nieznośna tromtadracja… Naprawdę, to tak jakbyśmy mieli zachwiane poczucie własnej wartości. Ja go nie mam – mówi Makłowicz, odpowiadając na pytanie, czy rozważa wyprowadzenie się do Dalmacji.
Dalej krytyk wspomina
tatarskie przyjęcie, w którym brał udział. – Byłem jesienią na uroczym przyjęciu w Kruszynianach. Uczestniczyło w nim kilkadziesiąt osób, z żoną byliśmy tam niemal jedynymi rzymskimi katolikami – wśród prawosławnych i muzułmanów.
Czy to nie byli Polacy? Dostałbym w ryj, gdybym się ich spytał, czy nimi nie są. Hasło, które zostało ukute w zaborze rosyjskim, że Polak równa się katolik, hasło stworzone wyłącznie w opozycji do caratu, bo jego przedstawiciele byli z reguły prawosławni, zostało przeniesione na całość naszego życia i jest nieznośne! –
stwierdził Makłowicz.Postawił on także swego rodzaju diagnozę polskie społeczeństwa i połączył to... z wyglądem polskich ulic. – Jesteśmy narodem chłopskim, który udaje naród szlachecki. Mówimy do siebie per "pan", "pani", czego poza Czechami żaden naród słowiański nie robi. Goethe powiedział kiedyś, że architektura jest jak zastygła muzyka. Zatem mamy nadmiar disco polo w przestrzeni miejskiej i te wszystkie sielskie pseudo dworki – uważa Makłowicz.