Od lat 90., gdy kupowaliśmy pirackie gry na dyskietkach czy muzykę na płytach, nie zmieniło się prawie nic. Jedyna zmiana to fakt, że teraz ludzi zdają sobie sprawę, że to nielegalne, ale... i tak dalej to robią. Netflix czy Showmax, które nie zdzierają z nas pieniędzy, wychodzą naprzeciw oczekiwaniom widzów, ale i tak nie tak łatwo dogodzić Polakowi.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Nie lubię stać na straży moralności, bo jak każdy mam tutaj coś za uszami, ale ostatnio miarka się przebrała. Nieźle zarabiający kumpel poprosił mnie o hasło do konta na Netflixie, bo chciał sobie obejrzeć serial. Czasem czuję się jak akwizytor platform VOD, gdy namawiam ludzi do wydania tych kilkudziesięciu złotych na abonament, by mieć święty spokój i czyste sumienie. "Łeeee, to se ściągnę to całe Stranger Things z torrentów" – słyszę najczęściej, zamiast "Ty, a może się złożymy na abonament?". Piracenie niedrogich platform VOD to wbrew pozorom rzecz powszechna. Postanowiłem spytać osoby, które tego nie robią (choć je stać), dlaczego? Przyznaję szczerze, nie rozumiem ich podejścia.
Złap je wszystkie
Zalet czy wady wydają się być oczywiste – zrozumie je każdy, kto założy sobie konto na darmowy (!) okres próbny i szybko uświadomi sobie, jaki błąd popełniał do tej pory. Nie trzeba się martwić o to, czy pobraliśmy wersję nagraną kamerą w kinie, czy będą dobre napisy, dźwięk nie rozjedzie się z obrazem, i czy w ogóle się załaduje. O wszędzie wyskakujących reklamach nie wspominając.
Zresztą, wielu Polaków przekonało się o tym, jakie to wygodne, oglądając "Koronę królów" na platformie VOD TVP. Z wieloma reklamami, bo za darmo. Nie trzeba dodawać, że w płatnych serwisach dostajemy wszystko bez irytujących przerywników.
Okej, przeciwnicy powiedzą, że przecież np. na takim Netflixie nie ma wszystkich produkcji i nagle z jednego abonamentu robi się kolejny. I kolejny, bo poza Netflixem jest przecież Showmax, Canal+ czy HBO GO. Rozumiem, choć przecież można sobie wybrać i opłacić najbardziej odpowiadającą nam platformę. To dobry początek. Poniżej kilka anonimowych wymówek osób, które wprost przyznają, że płacić nie mają zamiaru.
Nie mam znajomych
Abonament Showmax kosztuje miesięcznie 20 zł (bez grosika), a Netflix 34 zł (czyli mniej więcej złotówka dziennie), ale gdy złożymy się z jeszcze trzema osobami, to wyjdzie nas to 13 zł. To mniej niż paczka papierosów, ale i tak wielu to nie przekonuje. – Netflixa można kupić samemu lub zrzucić się na niego ze znajomymi. Sęk w tym, że ci, którzy mają go mieć, zwyczajnie już go mają i ciężko dobić się do jakiejś paczki ze swoim piątakiem – mówi mi 24-latek.
Co ciekawe, w świetle polskiego prawa, oglądanie online pirackich produkcji jest poniekąd niekaralne. Ściągając torrenty, równocześnie je udostępniamy, a to już takie legalne nie jest. Skala tego zjawiska jest za duża, by każdego internautę ścigała policja. I jak widać nieprędko się to zmieni. Serwisy z produkcjami online to prawdziwa plaga. Nawet gdy znika jeden, zaraz w jego miejsce pojawia się kolejny, niemal identyczny.
Za mały wybór
Poszczególne wirtualne wypożyczalnie będą mieć coraz uboższą ofertę, bo nowe platformy przejmują filmy i seriale z racji licencji. Np. z Netflixa znikają produkcje Disneya, bo ten otwiera swoją własną e-wypożyczalnię.
Płacę, chociażby z szacunku do twórców
To, co mnie przekonało do płacenia za Netflixa i Showmaxa (nie, nie mam ich za darmo, bo pracuję w mediach), to przede wszystkich fakt, że i tak oglądam większość produkcji dostępnych na tych platformach. Tej pierwszej odwdzięczam się w ten sposób za świetne produkcje oryginalne, a drugiej za inwestowanie w polskie produkcje ("Saturday Night Live Polska", "Fanatyk", "Ucho Prezesa"), a przy okazji mam setki innych tytułów, które mogę przebierać po gatunkach, a do tego serwis poleca mi kolejne na podstawie tego, co obejrzałem.
Każdemu zdarza się obejrzeć coś nielegalnie. Tam gdzie mogę, zawsze płacę. To tak jak z jazdą na gapę: czasem nie kasowałem biletu, bo nie nosiłem przy sobie gotówki. Gdy w większości pojazdów miejskiej komunikacji zamontowane zostały biletomaty z obsługą kart, nie mam już takiej wymówki.
Reklama.
Udostępnij: 3
Kuba, 45 lat
"Nic nie ściągam, tylko oglądam wszystko online. Mam specjalną wtyczkę, która łączy się z Filmwebem. Pobierasz ją, szukasz filmu... i po zawodach. I nie interesuje mnie to czy to HBO, Canal+, Showmax, Netflix, TVP1, TVN cz Polsat. Jedyne co mnie wkurza to wyskakujące okienka z reklamami porno (śmiech).
Poza tym, tak jest dużo łatwiej, bo masz wszystko w jednym. I filmy i seriale. A tak musiałbyś wykupić dostęp do wszystkich platform."
Arek, 24 lata
Kupienie Netflixa samemu wychodzi w zasadzie niedrogo, ale po co to robić, skoro wszystkie tytuły, które można znaleźć na Netflixie są dostępne online albo na torrentach? Możesz wybrać ich jakość oraz czy z napisami czy z lektorem. W zasadzie masz Netflixa bez Netflixa, za friko. Nie wolno udostępniać, ale wolno pobierać, więc w zasadzie prawa nie łamię.
To jak z dragami: możesz brać, ale nie możesz mieć. Czy rynek jakoś cierpi z powodu osób mojego pokroju, które oglądają to wszystko na lewo? Chyba nie.
Krzysiek, 30 lat
"W moim przypadku sprawa jest prosta. Jestem zdania, że wykupienie Netflixa wymuszałoby na mnie systematyczne z niego korzystanie (żeby nie przegapiać premier i mieć o czym gadać ze znajomymi). A ja lubię mieć kontrole nam swoim wolnym czasem.
Piracę, ponieważ wtedy to ja decyduje o tym kiedy i co oglądam. Wyjątkiem są gry, które jeszcze kupuję (ale też w promocji). Podobnie mam z telefonem. Nigdy nie podpisałem żadnej umowy. Od liceum mam telefon na kartę. Lubię decydować za ile doładowuję kartę i z jaką częstotliwością. Podpisanie umowy wymusiłoby na mnie korzystanie z pakietu."
Marcin, 29 lat
"Pamiętam mój pierwszy, darmowy miesiąc z Netflixem, jakby to było wczoraj. Ta aplikacja na początku wygląda świetnie. Długa lista filmów, cena niewygórowana i jeszcze sumienie czyste, bo źródło legalne.
I co? I lipa. Filmów, które chciałem obejrzeć nie było wcale tak dużo. Po kilku dniach z nową aplikacją przeglądałem tą kilometrową listę i trudno było mi wybrać jeden, który chciałbym włączyć. Dałem nawet szanse kilku serialom, ale okazały się drętwe.
Netflix produkuje rocznie dwa seriale, które chcę obejrzeć. "Strager Things" i "Narcos". Perełki filmowe są z kolei dostępne szybciej w zatoce piratów. A więc podsumujmy. Netflix? Fajnie, że legalnie, ale postarajcie się bardziej."