"Korona Królów" to antypolski serial. Jest karykaturą wspaniałych i niezwykle istotnych czasów dla naszego narodu, a dodatkowo kpi z widza zarówno pod względem wizualnym, jak i scenariuszowym i dialogowym. Jednak o dziwo, po dwóch pierwszych odcinkach ma już pewne grono fanów.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
To był istny Potop szewdzki, ale w wersji internetowej. Serial zostały zalany falą hejtu, bo spełnił oczekiwania widzów. Jest fatalną produkcją. Niemal wszystko tu kuleje. Od widocznych peruk i czyściutkich i pachnących strojów, przez durne dialogi i słabą grę aktorską (vide teatralny, drewniany Łokietek), po akcję, która praktycznie nie wychodzi z komnat i i przeskoki scenariuszowe, przez które się gubimy. Największy i chyba jedyny plus serialu to tematyka i ciekawy czas w dziejach Polski.
Korona królowej
Polska ma niesamowitą historię. Nie trzeba wymyślać fabuły jak w "Grze o Tron", bo wszystko zostało już zapisane. Wystarczy tylko to zekranizować. – To jedna z prób podjęcia historii Polski. Pamiętajmy, że to historia wpleciona w serial fabularyzowany. Twórcy zadbali o odwzorowanie I połowy XIV w. zarówno pod względem strojów, postaci jak i lokacji czyli siedziby ostatnich Piastów – zapewnia Piotr Solecki, historyk, nauczyciel z LO i pasjonat. – Szczególną wartość prezentuje dla mnie, jako nauczyciela, wplatanie wątków historycznych jak bitwa pod Płowcami, symboli jak miecz Szczerbiec czy Zamek w Ojcowie oraz gra polityczna – dodaje pasjonat. Jest jednak pewien zgrzyt na płaszczyźnie płciowej.
– Królowa Jadwiga mówi "to mój zamek", a serial pierwotnie miał się nazywać "Korona królowej" – dodaje Solecki. Tak więc, wbrew ówczesnym standardom - kobiety jeszcze pewnie sporo namieszają w serialu. Inne błędy historyczne, którzy wychwycili fani, to scena z modlącą się Jadwigą - fragment "Zdrowaś Maryjo" powstał ok. 200 lat później, czy chrzest Aldony Anny, który wygląda bardzo współcześnie.
Bo najłatwiej jest krytykować Od pierwszej wzmianki o serialu, śledzę nieoficjalny fanpage "Korony królów" na Facebooku. Jego autor od samego początku broni produkcji, tłumaczył pojawiające się kadry, fryzury, stroje, scenografie hejterom. Wreszcie doczekał premiery. – W tę falę krytyki rzucili się rekonstruktorzy strojów historycznych, ale też zwykli codzienni ludzie, niedoświadczeni w sprawach historii. Ci ludzie wymagali więcej, czegoś na miarę "Wspaniałego Stulecia", czy "Dynastii Tudorów". Za dużo wymagają od telewizji publicznej – mówi Jakub, administrator strony "Korona Królów - Unofficial".
Dla admina strony fanowskiej jedyną wadą serialu jest to, że... odcinki są za krótkie. – W serialu podoba mi się to, że nie jest to kolejny paradokument jak "Trudne sprawy". Jest to serial, który ma uczyć, i myślę, że taki sposób nauki jest wręcz genialny – dodaje Kuba. Tak, zapytałem go o to - nie jest pracownikiem TVP.
Podobnego zdania jest historyk. – Wartością szczególną jest to, że nareszcie mamy serial o początkach państwa polskiego a nie kolejną operę mydlaną siedząc po turecku. Myślę, że to dobry początek i mam nadzieję na więcej takich rodzimych produkcji – mówi historyk. I pewnie będzie więcej takich seriali. Pierwsze odcinki oglądało średnio 4 mln widzów. To sporo, ale pamiętajmy, że wiele osób chciało to obejrzeć z ciekawości. Jak "Sylwestra marzeń z Dwójką" - prezes TVP Jacek Kurski udowadnia, że oglądalność jest odwrotnie proporcjonalna do poziomu artystycznego widowiska.
Pilot to taka wizytówka serialu. Więc po pierwszych odcinkach doskonale już wiemy co będzie dalej. Mnie osobiście przykro było to oglądać. Już nawet nie chodzi o to, że serial nie umywa się do wspomnianych wcześniej wysokobudżetowych produkcji czy nawet "Wikingów" - który jest serialem typowo historycznym. Mamy 2018 rok, a "Korona królów" wygląda jak nieodżałowany "Wiedźmin" z Żebrowskim czy teatr telewizji. Już stroje bohaterów durnej komedii "Goście, goście" lepiej wyglądały, a "Krzyżacy" sprzed pół wieku (!) są bardziej spektakularne.
Niektórzy zarzucają, że przecież TVN też zrobiło historyczny gniot - "Belle Epoque". Tak, ale nakręcili serial za prywatne pieniądze. Tymczasem "Korona królów" powstaje z naszych podatków (i jest kolejnym powodem do tego, by zrezygnować z płacenia abonamentu). Telewizja publiczna nie ma jednak odpowiednich środków, do nakręcenia przyzwoitego serialu. Nie ma też wstydu i tworzy byle jakiego potworka w myśl zasady: "jakoś to będzie".
"Myślę, że pewnym wymuszonym zabiegiem jest przedstawienie kobiet na dworze piastowskim (od królowej Jadwigi przez żonę Kazimierza - Aldonę) jako decyzyjne i uczestniczące w decyzjach wagi państwowej."
Jakub
Administrator "Korona Królów - Unofficial"
"Nie znam się na strojach z tamtej epoki i nie za bardzo interesuje mnie to czy są w szczegółach poprawne historycznie. Liczy się to, aby aktorzy nie chodzili w trampkach czy koszulkach. Owszem, ważne jest, by nie pomylić się o kilkaset lat z całym strojem, ewentualnie z jakimś elementem. Są ładne, kolorowe, miłe dla oka kostiumy. Nie mieliśmy okazji widzieć całej scenografii. Jednak na podstawie kilku pomieszczeń mogę powiedzieć, że wyszły ładnie zaprojektowane wnętrza - myślę, że adekwatne do tamtych czasów. Bardzo podoba mi się główna sala, super wykorzystana. Zamki również mi się podobają. Oczywiście Kazimierzowskie, uwielbiam zamek w Bobolicach, i naprawdę super, że na nim nagrywają."