Jeżeli Frasyniuk chciał walczyć w imię demokracji, państwa prawa i konstytucji, to powinien respektować związane z tym wszystkim wartości. Kardynalną normą polskiego porządku prawnego jest zasada stanowiąca o tym, że wszyscy są równi wobec prawa – mówi #TYLKONATEMAT poseł klubu parlamentarnego PiS Jacek Żalek. Polityk koalicyjnego Porozumienia w rozmowie z naTemat komentuje również zbliżające się wejście w życie nowej ustawy o IPN i odnosi się do swojej kontrowersyjnej opinii o zbrodni w Jedwabnem.
Było mi przykro, że próbując zostać bohaterem, Frasyniuk stał się awanturnikiem pretendującym do roli głównego kabotyna opozycji.
A może jednak wypadałoby wobec kogoś takiego, jak on zastosować specjalne reguły? Pojawiło sięprzecież wiele głosów przypominających jego zasługi dla obalenia komunizmu w Polsce.
Jeżeli Frasyniuk chciał walczyć w imię demokracji, państwa prawa i konstytucji, to powinien respektować związane z tym wszystkim wartości. Kardynalną normą polskiego porządku prawnego jest zasada stanowiąca o tym, że wszyscy są równi wobec prawa. Zastosowanie jakichś nadzwyczajnych przywilejów byłoby przecież naruszeniem zasad, których podobno Frasyniuk chce bronić. Na tym polega państwo prawa, że nie ma równych i równiejszych. Jestem przekonany, że on zdawał sobie sprawę z nieuniknionych konsekwencji lekceważenia prawa.
Rzeczywiście nie trudno odnieść wrażenie, że to wszystko zostało przez Władysława Frasyniuka trochę zaplanowane. Nie obawiacie się w obozie rządzącym, że ten plan może mu się udać i zostanie męczennikiem opozycji?
Nie sądzę. Frasyniuk swoją groteskową postawą doprowadził do ośmieszenia swoich protestów. Których jedynym skutkiem było obnoszenie się z pogardą do pokojowo interweniujących policjantów. A prokurator nie mógł dłużej tolerować łamania prawa, bo naraziłby się na zarzuty o niedopełnienie obowiązków. Organy ścigania nie miały tutaj innego wyjścia. Frasyniuk chciał zostać zatrzymany i został zatrzymany. Oczywiście próbował nadać temu wymiar polityczny, ale jedynie stracił resztki wiarygodności.
W "Dzienniku Ustaw" właśnie znalazła się nowa ustawa o IPN, wkrótce zacznie ona obowiązywać. Wierzy pan, że pozwoli ona na skuteczne ściganie tych, którzy napiszą o "polskich obozach"?
Zapisy ustawy przede wszystkim dają państwu polskiemu instrumenty prawne do tego, by upomnieć się o prawdę historyczną. Świat został uwiedziony kłamstwem Stalina, który chciał uwiarygodnić eksterminację polskiego podziemia po 1945 roku i zaczął budować narrację, w której Polskie Państwo Podziemne było antysemickie i kolaborujące z Hitlerem. Tak tłumaczył się w oczach aliantów z mordów na polskich bohaterach. Z drugiej strony mieliśmy oczekiwania Zachodu, żeby znaleźć uzasadnienie na zdradę Polaków w Teheranie i Jałcie. To zakłamanie rzeczywistości miało zwalniać ówczesnych przywódców świata z odpowiedzialności za zbrodnie dokonane w skutek ich niewyobrażalnej zdrady.
Niestety, to wszystko spotykało się ze zrozumieniem środowisk żydowskich, zwłaszcza tych z USA, które miały na sumieniu lekceważenie wiarygodnych informacji o ludobójstwie Żydów, które systematycznie napływały od Polskiego Państwa Podziemnego. Przemilczeli raporty Karskiego i informacje zdobyte przez rotmistrza Pileckiego, ukazujące skalę hitlerowskich zbrodni. Żydzi więc z ulgą przyjęli taką narrację, która pozwalała im oczyścić sumienie z bierności...
Moje pytanie dotyczyło jednak skuteczności nowej ustawy. Wątpliwości budzi bowiem to, czy jeśli ktoś napisze o "polskich obozach" w Waszyngtonie lub Tel Awiwie, to polskie organy ścigania będą miały szansę go schwytać, a sądy osądzić...
Zaraz to wytłumaczę, ale proszę pozwolić mi dokończyć poprzednią myśl... Bo nie wspomniałem jeszcze o Niemczech, które nie rozliczyły się ze zbrodniami nazistów i zaangażowały byłych SS-manów do opracowania nowej propagandy powojennej, według której odpowiedzialność spadała na wszystkich uczestników II wojny światowej. To niemiecki powojenny wywiad, za ciężkie marki, pierwszy zaczął sprzedawać światu narrację o "polskich obozach śmierci".
Kiedy jednak Polska przestała takie zjawiska tolerować, wywołało to niesamowity efekt. Na całym świecie wybrzmiały słowa Angeli Merkel i dyplomacji niemieckiej o wyłącznej odpowiedzialności Niemiec za Holokaust, a w prasie izraelskiej pierwszy raz pisze się wprost o "niemieckich obozach śmierci". To wszystko dzieje się pierwszy raz od wielu lat!
Teraz każdy, kto ma odrobinę zdrowego rozsądku, wreszcie mówi, że obarczanie Polaków odpowiedzialnością za Holokaust to oczywiste kłamstwo, wyczerpujące znamiona przestępstwa oświęcimskiego. Czyli takiego, które jest wpisane do kodeksów nie tylko w Polsce, ale wielu innych państwach świata, włącznie z Izraelem. Nasze przepisy są tylko rozwinięciem tych powszechnie uznanych regulacji prawnych.
Mam wrażenie, że ucieka pan jednak od przyznania, że Polsce nie uda się skutecznie osądzić tych, którzy będą używali publicznie stwierdzeń o "polskich obozach". Na przykład jakichś niemądrych dziennikarzy z Zachodu...
Ależ oczywiście, że polskie sądy nie są od tego, by ścigać niemądrych dziennikarzy! Najważniejsze jest po prostu to, że w polskim porządku prawnym znalazł się przepis, który stawia "kropkę nad i" w sprawie ochrony dobrego imienia narodu polskiego. Przepisy regulujące te kwestie obowiązują od lat.
Do niedawna byliśmy jednak państwem sparaliżowanym poprawnością polityczną. Nasza dyplomacja niemrawo, z opóźnieniem reagowała na lżenie Polski. Nie traktowano tego poważnie w Warszawie, więc nas niepoważnie traktowano na świecie. Kiedy pokazaliśmy, że bierzemy się za te sprawy poważnie, poważna była też odpowiedź partnerów międzynarodowych. Emocje powoli opadają i kiedy mówimy o faktach, to racja przyznana jest polskiej stronie. Szczególnie cieszy postawa Niemiec.
Ważne jest też to, co dzieje się w Izraelu. Dziś wyraźnie widać, że padliśmy ofiarą politycznej intrygi premiera Benjamina Netanjahu, który w obawie przed postawieniem mu zarzutów karnych i utraty władzy szukał tematów zastępczych. Tam zaczęła się już kampania wyborcza. Dziś w Izraelu pojawiają się głosy wzywające do jak najszybszego naprawienia stosunków z Polską.
A propos naprawiania stosunków polsko-izraelskich. Pan też dolał sporo oliwy do ognia w tym konflikcie wypowiedzią o Jedwabnem. Czy przez pryzmat czasu żałuje pan tych słów?
W przypadku Jedwabnego nie ma cienia wątpliwości, iż to Niemcy są odpowiedzialni za tę zbrodnię. Tych faktów nie da się zakwestionować. Przecież wiadomo, że to umundurowani SS-mani zorganizowali tę akcję! Były takie miejsca, gdzie polski margines społeczny dopuścił się bestialskich mordów na Żydach. Jednak nie w Jedwabnem! Główny problem z tą zbrodnią polega na tym, że IPN w czasach rządów Aleksandra Kwaśniewskiego padł ofiarą brudnej gry uwiarygadniania postkomunistów.
Czy zatem te nowe ramy prawne będą służyły także zmianie obecnej IPN-owskiej wersji wydarzeń w Jedwabnym?
Nie ma różnych wersji wydarzeń. Są tylko różne interpretacje. Ta IPN oparta była na zeznaniach wydobytych torturami przez funkcjonariuszy UB. Natomiast w świetle zebranego materiału dowodowego nie ma żadnych wątpliwości. Tak jak ofiarom należy się prawda i godna szacunku pamięć, tak zbrodniarzom wieczna hańba.