Ministerstwo Sprawiedliwości chce obowiązkowych mediacji między małżonkami przez rozprawą rozwodową.
Ministerstwo Sprawiedliwości chce obowiązkowych mediacji między małżonkami przez rozprawą rozwodową. Fot. Bartosz Bobkowski / Agencja Gazeta

Nie od dziś słyszymy z kręgów rządzących, że rozwody są plagą, która "zżera nasze społeczeństwo", ale żeby walczyć z nią w ten sposób? Wielu nie zostawia suchej nitki na najnowszym pomyśle PiS, by wprowadzić obowiązkowe mediacje między małżonkami. Wielu pyta też: a co jeśli w rodzinie jest przemoc domowa? Władza nakaże maltretowanej żonie mediować ze swoim oprawcą? Czy ktoś w ogóle o tym pomyślał?

REKLAMA
O pomyśle PiS napisał "Dziennik Gazeta Prawna" i bardzo szybko został on rozpowszechniony w sieci. Z jednym przesłaniem – o rozwody będzie trudniej, bo Ministerstwo Sprawiedliwości zamierza zmusić skonfliktowanych małżonków do mediacji przed sprawą rozwodową. Prace nad odpowiednimi zapisami już podobno trwają. O tym że mogą doprowadzić "do ograniczenia chociażby powództwa rozwodowego" mówił wiceminister sprawiedliwości Dariusz Cieślik.
"Opary absurdu" – skomentował jeden z internautów. Wiele osób sugeruje, by PiS spadł z obłoków na ziemię i zastanowił się, co robi. Takie mediacje nazywają fikcją, która nic nie daje, jest stratą czasu, nerwów i pieniędzy. Wchodzeniem władzy z butami w ludzkie dramaty. Przymusem, który był w latach 80., gdy przed rozwodem trzeba było odbyć trzy mediacyjne spotkania. A także horrorem dla ofiar przemocy domowej – alkoholików, damskich bokserów i wszystkich katów. Bo na razie nikt nie mówi, by miał być dla nich jakikolwiek wyjątek.
logo
Komentarze internautów. Fot. Screen/Facebook
Przeciwni mediacjom
- Jako Centrum Praw Kobiet jesteśmy zdecydowanie przeciwne, żeby mediacje były
obowiązkowe. Podstawą mediacji jest dobrowolność i równowaga stron. W sprawach o przemoc domową, kiedy mamy do czynienia z ofiarą i sprawcą, trudno mówić o równowadze - podkreśla w rozmowie z naTemat Urszula Nowakowska z Centrum Praw Kobiet. Dodaje, że w tego typu sprawach, o czym mówi Konwencja Rady Europy o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej, mediacje powinny być stosowane ze szczególną ostrożnością.
– Mediacje w takiej sytuacji mogą narażać ofiary na wtórną wiktymizację i być formą zinstytucjonalizowanej przemocy wobec kobiet. Pokrzywdzona kobieta jest narażenia na kontakt ze sprawcą, może czuć się manipulowana, poddawana szantażowi emocjonalnemu - mówi.
Małgorzata Woźniak, prawnik zajmująca się sprawami rozwodowymi, gdy tylko przeczytała o najnowszym pomyśle PiS, natychmiast podzieliła się swoją opinią na Facebooku. Nie podoba jej się ten pomysł i mówi o tym otwarcie. – Nic na siłę, jakakolwiek próba mediacji powinna być dobrowolna – mówi naTemat.
Co więcej, jej doświadczenie pokazuje, że większość klientów, którzy chcą się rozwieść, wcale mediacji nie chce. – Zawsze byli do nich niechętni nastawieni. W mojej ocenie, również w naszym środowisku jest negatywny odbiór na wprowadzenie takiego przymusu – zaznacza. A w przypadku rozwodów z powodu przemocy domowej? Takich spotkań nawet sobie nie wyobraża.
– Usiąść z katem, oprawcą, do mediacji? Kobieta jak najszybciej chce uciec z takiego związku, a ktoś będzie ją jeszcze nakłaniał, by dla dobra dziecka jednak została w małżeństwie? To powinien być jeden z argumentów, by takiej zmiany nie wprowadzać – podkreśla.
Najważniejsze dobro dzieci
Według informacji, do których dotarł "DGP", Ministerstwu Sprawiedliwości chodzi głównie o dzieci. Jak czytamy, "obligatoryjna mediacja ma przyczynić się do tego, że byli partnerzy, niezależnie od wzajemnych animozji, będą w stanie porozumieć się przynajmniej w kwestii wypełniania swoich obowiązków wobec potomstwa". Oczywiście, pojawia się też wątek ograniczenia powództwa rozwodowego. Była o tym mowa podczas posiedzenia sejmowej komisji ds. petycji.
Poseł PiS Jacek Świat, który zasiada w tej komisji (oraz Komisji ds. Polityki Społecznej i Rodziny), mówi naTemat: – Rozwody są jedną z plag współczesnego, zachodniego świata. Sądzę, że warto się zastanowić nad rozwiązaniami, które sprawią, że małżeństwo będzie aktem bardziej przemyślanym. Zarówno wtedy, gdy ludzie zawierają małżeństwa, ale też wtedy, gdy decydują się rozstać. Przede wszystkim ze względu na dobro dzieci. Bo one najczęściej padają ofiarą konfliktów rodzinnych.
Ale i on nie ma jednoznacznej opinii na temat pomysłu obowiązkowych mediacji – Myślę, że rzecz warta jest przemyślenia. Ale nie w przypadku przemocy domowej. Uważam, że takie osoby powinny być z tego wykluczone – zastrzega.
logo
Opinie internautów. Fot. Screen/Facebook
Chcieli podnieść opłaty za pozwy
Szczegółów wciąż nie znamy. Ale symptomy tego, że PiS ma zakusy, by walczyć z plagą rozwodów, pojawiły się już wcześniej. "Potrzebne są zmiany w systemie prawnym. Jest plaga rozwodów. Tu potrzebna jest interwencja państwa" – grzmiało jesienią Radio Maryja.
A w grudniu gruchnęła wieść, że rząd chce podnieść opłaty za złożenie pozwu rozwodowego. Bagatela – z 600 zł do 2000 zł. – Dużo biednych osób też się rozwodzi i dla nich kwota 600 zł jest wysoka, a 2000 to już ogromne obciążenie. Gdy informacja o tym się pojawiła, klienci mówili mi: "Niech pani szybko składa ten pozew, żebyśmy nie wpadli w te opłaty" – opowiada mecenas Woźniak.
Krytyka tego pomysłu była tak ogromna, że po kilku dniach ogłoszono, że rząd się z nich wycofuje. Ale czy do tego kiedyś nie wróci? I jak będzie tym razem? Niektórzy w internecie już wskazują, że i tym razem może chodzić o pieniądze.
Efekt może być odwrotny
Poseł Świat mówi nam, że głowy nie da, ale ma nadzieję, że takie rozwiązania ograniczyłyby liczbę rozwodów w Polsce. Inni uważają jednak, że doprowadziłyby do zupełnie innego zjawiska.
– To wszystko zmierza w kierunku, by rozwodów było mało. Ale moim zdaniem mediacja nie powstrzyma osób, które będą chciały się rozwieść. One będą uważały ją jedynie za coś, co trzeba "odhaczyć". A wszystkie utrudnienia w kwestiach rozwodowych spowodują tylko, że będzie dużo związków nieformalnych, bo młodzi ludzie nie będą chcieli zawierać małżeństw – uważa Małgorzata Woźniak.
Komentarze internautek
Facebook

"Nawet teraz małżeństwa poddają się mediacjom, ale nie zawsze to wychodzi. Więc ustawy nie zmienią niczego. Pozytywne jest to, że gdy będzie mniej małżeństw zawieranych, będzie mniej rozwodów. Sprawy w sądach będą toczyć się znacznie szybciej, bo wokandy nie będą tak przepełnione".

"Całe życie miałam poczucie, że formalny związek nie jest w moim guście, ale teraz to już mam pewność".

Z jednej strony raczej nie o taki efekt rządowi może chodzić. Ale z drugiej – co już wyśmiewają internauci – na papierze rozwodów będzie mniej. I wtedy można będzie ogłosić sukces. Byle nie z przemocą w rodzinie w tle.