W zbliżonych do prawicy mediach trwa festiwal wywiadów z prof. Normanem Finkelsteinem. Ich odbiorcy spijają słowa amerykańskiego politologa i historyka pochodzenia żydowskiego, który zasłynął książką pt. "Przedsiębiorstwo Holokaust”. Kontrowersyjny autor dowodzi, że duża część środowisk żydowskich nagłaśnia tragedię swego narodu głównie po to, by uzyskiwać w ten sposób środki finansowe i wpływy polityczne. Wśród polskiej prawicy jest jednak przede wszystkim kreowany na "pogromcę” prof. Jana Tomasza Grossa.
Finkelstein nie zostawia suchej nitki na amerykańskich i izraelskich Żydach i ich reakcji na polską ustawę o IPN. Sam nie jest jednak zwolennikiem tego prawa, twierdząc, że podobne regulacje odnoszą skutek przeciwny od zamierzonego.
"Izrael gra kartą Holokaustu"
Jego zdaniem Polska popełniła błąd wzorując ustawę o IPN na izraelskich przepisach o "kłamstwie oświęcimskim". Bo w wyniku tego prawa powstało w Izraelu wiele "wariackich teorii spiskowych”. Ale według niego "Izrael wykorzystuje zmiany w polskim prawie, aby po raz kolejny zagrać kartą Holokaustu”. Taka narracja trafia do PiS-owskiego elektoratu. Warto podkreślić, że Finkelstein jest persona non grata w Izraelu.
"Niektórzy Polacy nienawidzili Żydów i uczestniczyli w Holokauście. Jednak takie książki jak np. 'Jedwabne' napisana przez Jana Tomasza Grossa są komiczne. Nie można jej traktować jako pracy naukowej. Ta praca właściwie jest śmieciem i bzdurą. Liczbę Polaków kolaborujących z Niemcami można porównać do liczby Palestyńczyków kolaborujących z nazistami. Był to jakiś nieznaczący ułamek” – przekonuje historyk. Z drugiej strony twierdzi, że w Polsce antysemityzm nie był przed wojną zjawiskiem marginalnym.
A co o poglądach i pracy Finkelsteina sądzą polscy naukowcy zajmujący się Holokaustem? – Zgadzam się z krytycznymi poglądami Normana Finkelsteina dotyczącymi ustawy o IPN podpisanej niedawno przez prezydenta Dudę. Myślę też, że to co mówi jest wykorzystywane przez część mediów w Polsce nie do rzetelnej debaty nad Zagładą, ale do prowadzenia współczesnej walki politycznej – ocenia w rozmowie z naTemat dr Mirosław Tryczyk, autor książki "Miasta śmierci. Sąsiedzkie pogromy Żydów”.
Rozgrzesza "prawdziwych Polaków"
Według niego przekaz kierowany do czytelników przez media, w których ukazują się wywiady z prof. Finkelsteinem, wygląda tak: "mamy wreszcie kogoś, kto mówi coś innego niż Gross, Tokarska-Bakir, czy Grabowski. Kogoś, kto pokazuje, że odpowiedzialność niektórych Polaków za zbrodnie na Żydach w czasie II wojny światowej nie była wielka"
– W dodatku ten ktoś sam jest Żydem i mówi, że Zagłada Narodu Żydowskiego nie była niczym wyjątkowym, a wyjątkowe jest jedynie to, że Żydom udało się zrobić z niej niezły biznes. Zatem my w Polsce nie mamy się czym martwić, nasze 'sumienie' jest czyste – analizuje rozmówca naTemat.
Zdaniem dr. Tryczyka "jest to narracja nie do przyjęcia”. – Raz, dlatego, że wykorzystuje ona jawnie antysemickie i wciąż żywe w niektórych kręgach polskiego społeczeństwa stereotypy, mówiące o tym, że 'Żydzi zawsze łgali' i że teraz 'mówią o Zagładzie, by ukryć własne niegodziwości' albo, że 'Żydzi robią wszystko dla pieniędzy', co w tym wypadku jest wyjątkowo marnym zabiegiem, bo sugeruje się w nim czytelnikom, że Żydzi tworzą z tego nawet 'biznes Holocaustu'. I że robią to, bo 'Żydzi są antypolscy' – twierdzi.
Tryczyk deklaruje, że nie może się zgodzić z podważaniem istoty Zagłady, jaką była bezprecedensowość zbrodni dokonanej na Narodzie Żydowskim przez nazistów, zarówno co do skali, jak i sposobów jej zorganizowania oraz przeprowadzenia. – Kto tak twierdzi, wymierza policzek w jej ofiary, a takie tezy nie są oparte na prawdzie – podkreśla.
Przekonuje też, że "Norman Finkelstein może pisać co chce, ale nie chce wnikać w przyczyny psychologiczne dla których to robi".
Tłumaczy jednak, że samo nazwisko Finkelstein jest mu szczególnie bliskie, ponieważ w pogromie w Radziłowie (opisuje go m.in w swojej książce), jaki miał tam miejsce w lipcu 1941 r. (17 km od Jedwabnego), uratowała się jedna rodzina żydowska, młynarzy Finkelsteinów.
– Ich ocalenie z tamtej rzezi było możliwie dzięki wspaniałej, nieugiętej Chaji Finkelstein, która nawet w najczarniejszej chwili zbrodni nie poddała się rozpaczy i wyprowadziła z rynku radziłowskiego swojego męża i dzieci, przy pomocy anonimowych Polaków z Radziłowa, którzy okazali jej pomoc w chwili, gdy większość mieszkańców miasteczka mordowała swoich żydowskich sąsiadów – opowiada nasz rozmówca.
Rodzice Finkelsteina przeżyli Holokaust
Chaja napisała po wojnie pamiętnik o tych wydarzeniach. Znalazł się on w książce "Miasta śmierci". Kobiet wyjechała do Izraela z obawy o życie swoje i bliskich w powojennej Polsce.
– Mówienie o tym, że tacy ludzie jak ona są częścią jakiegoś 'przemysłu Holocaustu', to absurd i niegodziwość, niezależnie od tego kto to robi – podkreśla Tryczyk.
Rodzina Finkelsteina przeżyła Holokaust. – Odchodząc od książek historycznych muszę przyznać, że moi rodzice, którzy przeżyli Holokaust, zachowali dużą niechęć do Polaków. Nie było to wytworem ich wyobraźni. Mówili o niechęci, jaką część Polaków żywiła do nich. Wspominali też o strachu przed Polakami, kiedy odbywały się różne święta katolickie – mówił w jednym z wywiadów.
Jego matka, Maryla Husyt, córka ortodoksyjnego żyda, dorastała w Warszawie, podczas niemieckiej okupacji przeżyła pobyt w getcie warszawskim oraz w obozie koncentracyjnym na Majdanku. Ojcem był Zacharias Finkelstein, również więzień warszawskiego getta, a następnie obozu zagłady Auschwitz-Birkenau.
Reklama.
Udostępnij: 10
dr Mirosław Tryczyk
Sam Norman Finkelstein często przywołuje stereotyp 'antypolskości Żydów' mimo, że powinien wiedzieć że 'stereotypy' z definicji są nieprawdziwe. Za to w narracji mediów z prawej strony sceny politycznej urasta on do argumentu koronnego: 'są antypolscy, więc mówią nieprawdę o udziale miejscowej ludności w Zagładzie, nasze sumienia w Polsce są czyste'. Dzięki takim zabiegom próbuje się wybielać udział niektórych Polaków w Zagładzie Żydów w czasie II Wojny światowej.