– Być może Denis Urubko ocenił możliwości wejścia zespołu jako słabe i dlatego poszedł sam. Może nie chodzi tylko i wyłącznie o tę datę – 28 lutego – powiedział w rozmowie z naTemat psycholog Tomasz Kozłowski, były instruktor ratownictwa górskiego.
Wczoraj Denis Urubko zaskoczył kierowników zimowej wyprawy na K2. Zdecydował się samodzielnie zaatakować K2 jeszcze w lutym. Nikogo jednak o tym nie poinformował. Zjadł śniadanie, spakował się i ruszył w górę. – Nie mamy żadnego kontaktu z Denisem Urubką, który odmówił wzięcia ze sobą radiotelefonu – poinformował kierownik narodowej wyprawy na niezdobyty zimą szczyt w Karakorum K2 Krzysztof Wielicki. A na antenie TVP zapewnił, że himalaiści w razie potrzeby są gotowi nieść pomoc "niesfornemu koledze".
– Nie sądziliśmy, że może zadziałać w ten sposób. Jesteśmy delikatnie zdziwieni. Denis został zaproszony na naszą wyprawę. Skoro miał inną taktykę, mógł zorganizować swoją wyprawę – mówił dosadnie w TVN 24 Janusz Majer, szef programu Polski Himalaizm Zimowy. A Jerzy Natkański, który był kierownikiem wielu wypraw, w rozmowie z PAP, tak ocenił ruch Urubki: – Taka samowola nie jest koleżeńska. W podobnym tonie, choć nieco bardziej dosadnie wypowiadają się internauci.
Przypomnijmy, że Denis Urubko wspólnie z Adamem Bieleckim uratowali Francuzkę Elisabeth Revol, która z Tomaszem Mackiewiczem wspinała się na Nanga Parbat. Wtedy Polacy okrzyknęli go "bohaterem narodowym". O decyzji Urubki rozmawiamy z psychologiem i byłym instruktorem ratownictwa górskiego, Tomaszem Kozłowskim.
Samodzielny atak szczytowy na K2 Denisa Urubki jest przejawem egoizmu?
Tomasz Kozłowski: – Wszystko, co robimy w życiu jest w pewnym sensie egoistyczne. Jeżeli budujemy sobie karierę, to jest to formą egoizmu. Jeżeli chcemy mieć dobry samochód, to robimy to z myślą o sobie. Nawet jeśli pomagamy innym ludziom, to jest to także po części egoistyczne, dlatego, że przynosi nam to satysfakcję.
Jeśli mówimy o egoizmie w przypadku Urubki, to wyciągamy wnioski z niepełnego zbioru przesłanek. By trafnie i rzetelnie go ocenić, trzeba wejść w jego buty, przeżyć jego życie i wtedy dopiero oceniać, co go motywuje.
Fragment tekstu Mateusza Marchwickiego o Urubce:
Urubko to rosyjski himalaista, który wspinaczem został "przy okazji". Urodził się na terenach dzisiejszego Kazachstanu i takie też obywatelstwo przyjął po rozpadzie ZSRR. Przez wiele lat był żołnierzem, choć z wykształcenia jest... aktorem. Jednocześnie ze służbą w armii, ćwiczył także wspinaczkę wysokogórską. Jest wielokrotnym mistrzem we wspinaczce, jako piętnasty człowiek w historii zdobył wszystkie 14 ośmiotysięczników świata – tzw. Koronę Himalajów i jako ósmy na świecie dokonał tego bez użycia butli tlenowych. Łącznie wykonał 21 wejść na ośmiotysięczniki. Oprócz tego zdobył 10 szczytów siedmiotysięcznych i ma w swoim dorobku 34 samotne wejścia. Od 2013 roku posiada obywatelstwo rosyjskie, a od 3 lat jest także obywatelem Polski. Należy do Polskiego Klubu Alpejskiego, jest tam instruktorem wspinaczki i alpinizmu. Czytaj więcej
Część internautów już bardzo kategorycznie oceniła jego decyzję.
W internecie, jako obserwatorzy tych działań, widzimy tylko i wyłącznie czubek góry lodowej. A dlaczego himalaiści idą na szczyt? Uważam, że nie chodzi wyłącznie o to, że zimą K2 jeszcze nie był zdobyty. Sądzę, że takie wejście warunkuje milion decyzji, które podejmuje się podczas całego życia. Nie wydaje mi się, by Urubko decyzję o samotnym ataku na szczyt podjął pod wpływem impulsu, obraził się i poszedł. To wypadkowa wielu decyzji i całego życia.
Ale przecież mieli wejść wszyscy razem.
Jest to rzeczywiście nietypowe. Być może Denis Urubko ocenił możliwości wejścia tego zespołu jako słabe i dlatego poszedł sam. Może nie chodzi tylko i wyłącznie o tę datę – 28 lutego. Sądzę, że rozmowa o tym, że Urubko chce zdobyć K2 przed końcem lutego, może wynikać z tego, że to właściwie jedna z niewielu informacji, jakie mamy.
To prawda. Ze szczątkowych informacji wiemy jeszcze, że nie zabrał ze sobą radiotelefonu.
Mamy trzy informacje: że Urubko zdecydował się iść na szczyt, że dla niego zima kończy się 28 lutego i że nie wziął ze sobą radiotelefonu. Na tej podstawie chcemy wiedzieć, co motywuje człowieka, by iść na szczyt właśnie teraz. To bardzo trudne. Możemy tylko mnożyć przypuszczenia. Diagnozowanie ludzkich motywacji jest niezwykle trudne. Czasami sami nie wiemy dlaczego coś zrobiliśmy, dlaczego podjęliśmy właśnie taką, a nie inną decyzję.
Dlaczego himalaiści tak wiele ryzykują, idąc w wysokie góry?
Himalaiści się wspinają, bo jest to ich pasją, bo to piękny sport, bo to zmaganie się z samym sobą, pokonywanie siebie, bo to również zdobywanie szczytu i spektakularny sukces, ale w większości po prostu sposób na życie. I nie chodzi mi tutaj o zarabianie na tym pieniędzy, ale doświadczanie życia w pełni. O samym sukcesie dużo się mówi, bo, jak powiedziała Martyna Wojciechowska, na ośmiotysięczniku zimą było mniej ludzi niż w kosmosie. Tutaj ludzie pokonują nie tylko górę, ale również samych siebie.
Myśli pan, że Urubce uda się zdobyć K2?
Sądzę, że Urubko ma szansę. Analizując jego życie: on jest takim samotnym wilkiem, w tej chwili jest chyba najlepszym wspinaczem na świecie. Kto jak nie on? Albo on, albo Adam Bielecki.
Ciekawe jest także to, że Urubko przez moment dla Polaków był bohaterem, gdy wraz z Adamem Bieleckim uratował Elisabeth Revol. Teraz dla części stał się antybohaterem.
Realizowałem w zeszłym roku projekt charytatywny. Skoczyłem 50 razy ze spadochronem w jeden dzień, zbierając w ten sposób 200 tysięcy złotych dla ludzi potrzebujących. To był mały projekt, o którym wiedziało niewiele osób, ale i ja za to też doświadczyłem hejtu w sieci. A przypadek himalaisty pokazuje, jak bardzo na hejt narażony jest człowiek, który porywa się na coś spektakularnego na arenie całego świata, bo wspina się na niezdobytą jeszcze przez nikogo zimą górę.
Hejt jest obrzydliwy, bolesny. Ale pamiętajmy, że zwykle hejtują ludzie słabi. Niech spróbują zrobić chociaż 5 procent tego, co Urubko, a potem niech znów siądą do komputera.