Niemal 42 mln zł wydał resort edukacji na odprawy dla zwalnianych nauczycieli. Suma wydaje się ogromna, ale to i tak zdecydowanie nie wszystko – nie uwzględnia bowiem wydatków na odprawy, jakie musiały ponieść samorządy. Jak to się ma do zapewnień Anny Zalewskiej, że skutkiem reformy w szkolnictwie nie były zwolnienia a etatów wręcz przybyło? No, właśnie nijak...
Na samym początku
roku szkolnego 2017/18 minister edukacji Anna Zalewska zapewniła, że mimo likwidacji gimnazjów nie doszło do masowych zwolnień pedagogów. Ba, wręcz przeciwnie, poinformowała, iż
w oświacie przybyło kilkanaście tysięcy nowych etatów. Dane MEN stały w zupełnej sprzeczności z szacunkami związkowców. ZNP informował wcześniej całkowicie
zwolniono 6,5 tys. nauczycieli a w przypadku 18,5 tys. doszło do ograniczenia etatu.
Wtedy trudno było rozsądzić, kto ma rację, podając tak rozbieżne dane. Dziś sytuacja wydaje się już być jasna. "Rzeczpospolita" otrzymała z ministerstwa odpowiedź na pytanie, ile pieniędzy resort wydał na odprawy dla zwalnianych nauczycieli. MEN podał sumę 41,9 mln zł. Dużo? Na pewno niewiele w porównaniu z tym, ile na odprawy dla pedagogów musiały wydać samorządy, które nie doczekały się środków z ministerialnej kasy.
Jak podaje dziennik, Warszawę odprawy dla zwalnianych nauczycieli kosztowały 2 mln zł, Wrocław 2,7 mln, Łódź 2,3 mln, Kraków 1,8. Gdyby przyjąć, że MEN sfinansował jedynie 30 proc. kosztów odpraw, to ogólna kwota, jaką wydano na ten cel, wynosiłaby ponad 100 mln zł.